Siedem lat temu uderzył autem w słup, zginął na miejscu. Tragiczny los polskiego mistrza świata
Rio 2016: upadki, złamania, krew. Igrzyska olimpijskie to także potworne kontuzje
Nigdy się nie przyznał, zawsze twierdził, że jest niewinny. Wrócił równie mocny, w 2005 roku znowu został mistrzem świata w C-4. Razem z Gajownikiem na 1000 m płynęli: Wojciech Tyszyński, Michał Śliwiński i Andrzej Jezierski. W Zagrzebiu miał jeszcze brązowy krążek na 500 m.
Rok później informacja o Gajowniku znowu wszystkich zaskoczyła - pochodzący z Chrzanowa sportowiec zakończył karierę. Wyjechał do Irlandii, podjął pracę zawodową, pracował także po powrocie do Chrzanowa. Dalej pływał, ale już tylko rekreacyjnie.
Pochowany razem z wiosłem
Wypadek wydarzył się w nocy z 12 na 13 listopada 2009 roku. Gajownik jechał z kolegą. Prowadzony przez sportowca opel wypadł w nocy z drogi. Pojazd z wielką siłą uderzył w słup energetyczny, który złamał się i spadł prosto na auto kajakarza i jego pasażera. Były olimpijczyk zginął na miejscu, drugi mężczyzna został poważnie ranny.
Pogrzeb Michała Gajownika odbył się w Chrzanowie, zgromadził tłumy. Bliscy zadecydowali, że zmarły zostanie pochowany razem z wiosłem.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: z piłką wyczynia cuda. Kolejny popis Lewandowskiego