Był 7 czerwca 2008 roku. Toyotą Previą kierował Phil Peak. Podróżował z synami, 10-letnim Arronem i o dwa lata młodszym Benem. Razem z nimi w aucie znajdowała się trójka znajomych. Jechali z okolic Manchesteru na tor Silverstone, gdzie mieli oglądać kierowców wyścigowych startujących w serii Renault
Na autostradzie M6 w Staffordshire doszło do wypadku. O godz. 5.45 rano rozpędzony land rover wbił się w toyotę. Na miejscu zginęli Arron i Ben, kierowca został ciężko ranny. Phil Peak miał połamane kręgi szyjne, żebra, obrażenia płuc i głowy. Trzech znajomych (49-latek i jego dwóch synów) odniosła mniej poważne obrażenia.
Winnym wypadku był kierowca SUV-a, bramkarz Plymouth Argyle - Luke McCormick. Przybyli na miejsce policjanci przebadali go alkomatem, 25-latek był nietrzeźwy. Tłumaczył, że wracał z zabawy, spieszył się, jechał ponad 160 km/h. Nagrania z kamer umieszczonych wzdłuż autostrady pokazywały, że - jak to później określił sędzia - "jechał jak idiota".
Prawdopodobnie zasnął za kierownicą. Podobno tak mówił do świadków, którzy zjawili się na miejscu tragedii. Pędził do dziewczyny, z którą koniecznie chciał porozmawiać, bo na Facebooku ktoś napisał, że "go zdradza". W wypadku nie odniósł jakichkolwiek obrażeń.
Zawodnik był w przeszłości uważany za nadzieję angielskiej piłki. Występował w reprezentacji juniorów, dwa razy był wybierany przez kibiców swojego klubu piłkarzem sezonu. Miesiąc po wypadku rozwiązano z nim kontrakt.
Zostały kapcie
- Wtedy, siódmego czerwca wcześnie rano, widziałam ich po raz ostatni. Upewniłam się, że mają zapięte pasy, ciągle mówili o tych wyścigach, na które jechali. Tyle po nich zostało - kapcie koło drzwi i bałagan w pokoju. Nie ruszaliśmy niczego od ich śmierci - mówiła mama zabitych chłopców, Amanda, dwa lata po wypadku dla "Daily Mail".
Wspominała, że kiedy przyjechała ze swoją przyjaciółką (mamą dwóch pozostałych chłopców z Toyoty) na miejsce tragedii, zamarła. Autostrada była zamknięta, mnóstwo policji, a w oddali wrak ich samochodu. - Wiedziałam, że to coś poważnego. Za chwilę przyszła policjantka i oznajmiła mi, że Ben nie żyje. Arron zmarł wkrótce po nim - powiedziała mama chłopców.
Zobaczcie ujęcie uszkodzonych samochodów. Widać, jak mało zniszczony jest SUV McCormicka (na pierwszym planie), a w jakim stanie jest Toyota.
Piłkarz nie skontaktował się z rodzicami zabitych chłopców. - Nigdy nie stanął przed nami, nie powiedział, że przeprasza, nic. Nie naprawiłby tego, co się stało, nie wybaczyłabym mu, ale może zrozumiałabym to, co się stało. Prawda jest taka, że go nienawidzę - wspominała Amanda Peak.
Chłopcy, zagorzali kibice Manchesteru United, zostali pochowani w jednej trumnie. Na pogrzebie wielu przybyłych miało na sobie koszulki "Czerwonych Diabłów".
Skandalicznie niski wyrok
Już dzień po tragedii McCormick został oskarżony o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i prowadzenie auta w stanie nietrzeźwym. Został zwolniony za kaucją, rozprawa odbyła się 6 października. Bramkarza skazano na siedem lat i cztery miesiące za kratkami. Odebrano mu także prawo jazdy na cztery lata.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O TYM, JAK RODZICE ZMARŁYCH CHŁOPCÓW ZAREAGOWALI NA WYROK SĄDU ORAZ CO WYDARZYŁO SIĘ W ŻYCIU MCCORMICKA, KIEDY PRZEBYWAŁ W WIĘZIENIU.
[nextpage]Gazety w Anglii grzmiały, że to skandalicznie niski wyrok, bowiem chodzi o zabójstwo dwójki dzieci. Angielski sąd nic sobie z tego nie robił i za dobre zachowanie skrócił pobyt McCormicka w więzieniu do niecałych czterech lat. Wyszedł na wolność 6 czerwca 2012 roku.
- Tuż przed dniem, w którym powinniśmy uczcić pamięć naszych cudownych chłopców, dowiedzieliśmy się, że opuścił więzienie. Jedyne, o czym teraz myślę, że ten potwór znów jest na wolności. To, że już nie siedzi za kratkami, jest prawie równie okropną wiadomością jak to, że moje dzieci nie żyją - powiedziała Amanda.
Rodzice zabitych chłopców wyrażali zdziwienie, że dostał tylko siedem lat (maksymalnie mógł pójść siedzieć na czternaście). Od początku było wiadomo, że nie spędzi całego tego okresu w więzieniu, bo mógł ubiegać się o zwolnienie warunkowe już po trzech latach i sześciu miesiącach. Miał częste widzenia, na weekendy zaczął dostawać przepustki po 32 miesiącach odsiadki. McCormick wyszedł na wolność niedługo potem.
- Jego adwokat mówił w sądzie, że ta tragedia miała wpływ na życie jego klienta. Byliśmy zszokowani. Jaki wpływ?! Jest młody, zaraz o tym zapomni, ma rodzinę. My naszych synów odwiedzamy na cmentarzu. Dostawał przepustki za dobre zachowanie. Czuliśmy się wtedy jakby deptał grób naszych dzieci - mówiła Amanda Peak dla „Daily Mirror”.
Został ojcem
Po opuszczeniu murów McCormick nie miał szans wrócić do gry na poziomie Championship. Zaczął szukać szczęścia w niższych ligach. Był na testach w Swindon, szansę chciał mu dać Paolo Di Canio. Menedżer jednak się rozmyślił. Nie ze względu na tragiczny wypadek, ale na słabą formę zawodnika.
McCormick w 2012 roku podpisał umowę z Truro City, zespole z szóstej ligi angielskiej. Na jego debiut przyjechała Amanda Peak. - Chciałam spojrzeć mu w oczy i zobaczyć, czy ma wyrzuty sumienia - powiedziała, ale nie została dopuszczona w do piłkarza.
Po Truro podpisał umowę z Oxford United (odpowiednik trzeciej ligi). W maju 2013 roku ponownie pojawił się w składzie Plymouth. Od tego czasu nieprzerwanie występuje w zespole z League Two. Kilka dni temu (15.10.) 32-latek rozegrał 90 minut w zremisowanym 2:2 spotkaniu z Portsmouth.
- Luke popełnił straszliwy błąd, ale uważamy, że ma prawo do rehabilitacji - powiedział James Brent, prezes Plymouth. - Wiele razy z nim rozmawiałem, ten wypadek mocno w nim siedzi. Niezależnie od poglądów kibiców, którzy na niego gwiżdżą, uznałem, że powinien dostać szansę na powrót do piłki.
Sprawca wypadku podczas pobytu w więzieniu został ojcem. Jego dziewczyna urodziła syna. - Zmieniłem się. Pobyt za kratkami spowodował, że dorosłem - przekonywał w wywiadzie dla BBC w 2013 roku. Od tamtego czasu nie wypowiadał się na temat tragicznych wydarzeń.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: impreza w Romie. Szczęsny w swoim żywiole