Kokaina, orgie z prostytutkami. Burzliwa przeszłość trenera rywali Polaków

PAP/EPA / BORIS ROESSLER
PAP/EPA / BORIS ROESSLER

Christoph Daum był o krok od pracy z kadrą Niemiec. Wpadł przez narkotyki, ale być może upadek szkoleniowca nie był przypadkowy. Znany publicysta mówił o spisku ludzi związanych z Bayernem.

W listopadzie 2000 roku Christoph Daum żalił się, że jeszcze niedawno miał wszystko i wszyscy go cenili. - Dzisiaj nie mam nic i jestem skończony - mówił niemieckim turystom w hotelu na wyspie San Marco w Zatoce Meksykańskiej. Nic dziwnego. Zniknął tuż po tym, gdy analiza chemiczna wykazała w jego organizmie obecność kokainy. W taki sposób została przerwana błyskotliwa kariera niemieckiego trenera.

Kontakt z półświatkiem

47-letni wtedy Daum miał być nową jakością w piłce. Na Euro w 2000 roku Niemcy wypadli fatalnie, zajęli ostatnie miejsce w grupie i szybko zakończyli udział w turnieju. W lipcu 2000 roku Niemiecki Związek Piłkarski postanowił, że reprezentacja dostanie nowego selekcjonera.

Wydawało się, że był to właściwy człowiek. Daum miał sukcesy w pracy z 1.FC Koeln, z VfB Stuttgart w 1992 roku sięgnął po tytuł w Bundeslidze. Pracował w Besiktasie (mistrzostwo i puchar Turcji), a przed nominacją - w Bayerze (wicemistrzostwo Niemiec).

Daum za rok pracy w kadrze miał dostawać 5 mln marek plus premie. Nie wszyscy jednak uważali go dobrego szkoleniowca. Gazety wypisywały, że Bayer (był tam szkoleniowcem w latach 1996-2000) gra "dziką piłkę". Próbowano dociec, dlaczego np. w 1990 roku działacze z Kolonii (pracował tam od 1986 roku) nagle zrezygnowali ze współpracy z trenerem. Plotkowano o szalonych ekscesach Dauma.

Niemiecki szkoleniowiec miał za sobą także zły okres finansowy. Kupił ośrodek wypoczynkowy na Majorce. Chciał go przerobić na wakacyjne apartamenty i z nawiązką odbić sobie 11 mln marek wydanych na ten projekt. Chętnych było niewielu, na dodatek niemiecka prokuratura i skarbówka zarzucały mu, że próbuje uciec od płacenia podatków w kraju.

Na Majorce za to poznał Angelikę Cramm. "Bild" określał ją jako "piosenkarkę z półświatka". Jej mąż, Johen Kress, siedział za przestępstwa podatkowe. Chętnie rozmawiał z tabloidami, a te cytowały jego słowa: - Daum musi mi zapłacić za milczenie, skoro śpi z moją żoną. Inaczej powiem wszystko, co wiem.

Szkoleniowiec łatwo pakował się w kłopoty. Kress domagał się czterech milionów marek (oficjalnie jako prowizja za pomoc na giełdzie). Nie wiadomo, czy Daum zapłacił. Niejaki Bernd Threnhardt, reżyser słabiutko ocenianych filmów, oskarżał od dawna szkoleniowca o zażywanie narkotyków. Bomba wybuchła dopiero wtedy, kiedy głos zabrał Uli Hoeness, menedżer Bayernu Monachium.

Spisek

Hoeness nie przepadał za Daumem już wcześniej. Zaczęło się od kłótni w studiu telewizyjnym, co zabolało menedżera Bayernu. Teraz rywal sprzed kamer miał zostać szkoleniowcem kadry.

Działacz głośno powiedział to, o czym się plotkowało. W wywiadzie dla "Abendzeitung" Hoeness mówił, że całe otoczenie Dauma, w tym próby szantażu, nie budzi zaufania. - Na domiar złego pojawiają się informacje o "zakatarzonym trenerze", którym nikt nie zaprzecza. Czy taki człowiek powinien zostać trenerem kadry Niemiec? - pytał Hoeness. Każdy rozumiał, że "zakatarzony" znaczy "pod wpływem narkotyków". Oskarżał go także o udział w orgiach z prostytutkami, podczas których Daum miał paradować ubrany w mundur.

Menedżer Bayernu uciekł poza granicę Niemiec, żeby nie odpowiadać na dalsze pytania. W kraju naszych zachodnich sąsiadów wybuchła burza, choć nie wszyscy byli zaskoczeni. Informacje o problemach narkotykowych Dauma pojawiały się dobrych kilka lat wcześniej. Czemu akurat wtedy Hoeness poszedł do gazety i o wszystkim opowiedział?

Kibice Bayeru dziękowali Daumowi za pracę (fot. PAP/EPA)
Kibice Bayeru dziękowali Daumowi za pracę (fot. PAP/EPA)

Niemiecki publicysta, Norbert Weiss, twierdził, że był to spisek uknuty przez ludzi z Bayernu. Nie tylko Hoenessa, ale i Karla-Heinza Rummenigge (wiceprezydent klubu) i Paula Breitnera (byłego zawodnika Bayernu, wtedy eksperta TV). Całej trójce chodziło nie tyle o głowę Dauma, ale Gerharda Mayera-Vorfeldera, szefa niemieckiej federacji.

Ludzie związani z bawarskim klubem obawiali się, że Mayer-Vorfelder - sympatyk Bayeru - w połączeniu z pieniędzmi koncernu farmaceutycznego to kombinacja, która spowoduje utratę wpływów Bayernu w niemieckiej piłce. Więc Hoeness, Rummenigge i Breitner znaleźli sposób, jak pośrednio skompromitować szefa DFB.

Początkowo w ofensywie był Daum i jego zwolennicy. Hoenessowi zarzucano, że szkaluje znanego trenera. Daum zapowiedział, że pozwie menedżera Bayernu za pomówienia. - Spotkamy się na sali sądowej, bo mam czyste sumienie - zapowiadał buńczucznie na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Na dodatek, żeby udowodnić niewinność, przekazał do analizy swój włos, co było dużym błędem.

NA DRUGIEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ, DLACZEGO DAUM SIĘ SAM "WYSTAWIŁ" I JAKA SPOTKAŁA GO KARA ZA WPADKĘ
[nextpage]Wydawało się, że Daum pogrąży wszystkich przeciwników. - Byliśmy pewni, że skoro oddaje włos do analizy, to nie ma nic do ukrycia - mówił słynny Franz Beckenbauer, wtedy wiceprzewodniczący DFB. Na 21 października 2000 roku zaplanowano konferencję prasową, na której miano oficjalnie podpisać umowę z Daumem. Dwa dni wcześniej wybuchła bomba.

Regularnie i długo

Zakład Medycyny Sądowej z Kolonii ujawnił testy. Okazało się, że włos Dauma zawierał ślady kokainy. Na dodatek na pewno zażywał ją regularnie i od dłuższego czasu. Bayer natychmiast zwolnił trenera, a ten szybko wyjechał na Florydę. DFB wycofał się z wszelkich ustaleń, wszak trener kadry miał być równocześnie patronem akcji "Nie dajmy narkotykom szansy".

Ludzie związani z Bayernem triumfowali. Beckenbauer mówił, że Daum jest chory i powinien się leczyć, Hoeness został bohaterem, który uchronił niemiecką piłkę od kompromitacji, a Breitner domagał się ustąpienia Mayera-Vorfeldera, który przecież prawie mianował narkomana selekcjonerem.

Niemieckie media długo spekulowały, dlaczego Daum się sam wystawił i przekazał włos do analizy, wiedząc że musi zawierać kokainę. Przecież nikt na poważnie tego nie wymagał. Podobno, takie pojawiały się informacje, szkoleniowiec mył się jakimś cudownym specyfikiem "Amber 13", który miał likwidować ślady narkotyku.

Inna wersja mówiła, że Daum krótko przed badaniem kolońskiego instytutu pojechał do Holandii, tam się zbadał, a wynik wyszedł negatywny. Niemiecka prasa śmiała się, że był "o włos od objęcia kadry".

Wydaje się, że Daum i tak by wpadł bez testów. Policja prowadziła od połowy 2000 roku dochodzenie w sprawie handlarzy narkotyków. Dzięki podsłuchom wiedziała, że jednym z klientów przestępców był znany trener. 17 października policja, niezależnie od informacji z Kolonii, wszczęła śledztwo przeciwko Daumowi. Kilka dni później w domu szkoleniowca przeprowadzono rewizję.

Niemieckie gazety przystąpiły do ataku. Co chwila pojawiał się "wiarygodny świadek", który potwierdzał, że brał narkotyki z Daumem. "Bild" zarzucał szkoleniowcowi, że siedzi w kokainie po uszy, "Stern" pisał dodatkowo o przemocy stosowanej wobec jednej z przyjaciółek.

Jimmy Hartwig, były piłkarz Bundesligi, nawoływał Dauma, żeby się przyznał. - Nie ukrywaj tego, wszyscy braliśmy, ty też, daj już sobie z tym spokój - mówił. Prasa nagle się obudziła, "Bild" zarzucał piłkarzom, że ćpają na potęgę.

Oskarżony trener próbował się bronić, jednak z Florydy jego głos brzmiał słabo. Nikt nie wierzył, że padł ofiarą prowokacji i że jest niewinny. Jeden z adwokatów Dauma, Rolf Stankewitz, rozpoczął walkę o dobre imię swojego klienta. Nazwał wyniki absurdalnymi i skierował włos szkoleniowca jeszcze raz na badania do USA. Nie chciał jednak podzielić się wynikami, a w klinice przeprowadzającej testy nie widniało nazwisko niemieckiego trenera.

Dla Dauma pracą z kadrą Rumunii jest szansą na powrót do wielkiej piłki (fot. PAP/EPA)
Dla Dauma pracą z kadrą Rumunii jest szansą na powrót do wielkiej piłki (fot. PAP/EPA)

Skazany

- Przyznaję się do zażywania kokainy. Robiłem to okazjonalnie w domu - powiedział wreszcie Daum podczas konferencji prasowej w Kolonii, kiedy wrócił z USA. Skazano go na prace społeczne.

Skandal przykrył dawne zasługi Dauma. Nikt nie chciał go zatrudnić, wyjechał pracować poza Niemcy. Prowadził przez pięć lat (2001-2006) Besiktas, Austrię Wiedeń i Fenerbahce. O przeszłości chciał zapomnieć, nikt też w klubach mu jej nie wypominał.

Daum twierdził, że do Niemiec nie wróci, ale w 2006 roku podpisał umowę z Kolonii i dwa lata później wprowadził zespół do Bundesligi. Potem było ponownie Fenerbahce, krótko pracował w Eintrachcie (siedem meczów, cztery porażki, trzy remisy), następnie wyjechał do Club Brugge i Bursasporu. Skutecznie walczył też z rakiem skóry wykrytym w 2012 roku.

Od początku 2014 roku był bez pracy. Po Euro we Francji podpisał umowę z kadrą Rumunii. Kontrakt zostanie przedłużony do 2020 roku, o ile jego drużyna dostanie się na MŚ w Rosji.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: żeńska odmiana Messiego. Tak strzela gwiazda Barcy

Komentarze (0)