Milion złotych na konto, możliwość zdobycia mistrzostwa świata, a także wielka popularność. To wszystko czekało na Andrzeja Wawrzyka, który drugi raz w karierze otrzymał szansę walki o tytuł. Tym razem rywalem miał być Deontay Wilder, a stawką pas WBC.
Kibice odliczali dni do 25 lutego. Niewielu dawało szanse Polakowi na zwycięstwo w Legacy Arenie w Birmingham. Nikt jednak nie spodziewał się, że do starcia nie dojdzie.
Dan Rafael, amerykański dziennikarz EPSN, jako pierwszy poinformował o dopingowej wpadce Wawrzyka. Polak oblał testy, które przeprowadzono 15 i 16 stycznia w Warszawie. Okazało się, że w jego organizmie znajduje się steryd anaboliczny - stanozolol.
Informacja została już potwierdzona przez organizatora gali, a WADA (agencja antydopingowa) poinformowała wszystkich zainteresowanych. Polski pięściarz może poprosić o zbadanie próbki B na własny koszt.
Jest OFICJALNE potwierdzenie ze strony organizatorów gali w Alabamie: Andrzej Wawrzyk wykluczony z walki o tytuł MŚ z Deontay'em Wilderem.
— przemek garczarczyk (@garnekmedia) 25 stycznia 2017
W tej sytuacji 29-latek stracił szansę na walkę o pas. Wilder został bez rywala, ale jego promotor zapewnia, że Amerykanin 25 lutego wyjdzie do ringu.
- Ja i Deontay kręcimy głową z niedowierzania. Został jednak miesiąc do gali, a więc mamy czas, by znaleźć kogoś innego. Nie jestem zadowolony z tej informacji, ale cieszę się, że nie dowiedzieliśmy się o wpadce kilka dni przed galą. Sprawdzam rankingi, filmy na YouTube, aby Wilder dostał nowego przeciwnika - mówi promotor Lou DiBella.
Dla "Bronze Bombera" to już druga taka sytuacja w karierze. Wcześniej z powodu wpadki dopingowej nie doszło do jego walki z Aleksandrem Powietkinem.
Kariera Wawrzyka znalazła się na zakręcie. Polak musi liczyć się z długą dyskwalifikacją.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: gwiazda lekkoatletyki w bikini. Oszałamiający widok!
28491