Wilder i Breazeale rzucili się na siebie w hotelu. Interweniowała policja
Kilka godzin po swoich walkach Deontay Wilder i Dominic Breazeale stoczyli kolejną. Tym razem bez ringu, rękawic, sędziego i kibiców.
Okazuje się, że doszło do niej już po kilku godzinach. Amerykańskie media podają, że w hotelu przy hali Legacy Arena, gdzie odbyła się gala, interweniowała policja. Pomiędzy wspomnianymi bokserami doszło do przepychanki.
Świadkowie zdradzają, że nie doszło do bójki. Wilder i Breazeale jedynie się przepychali, a także sobie grozili. Policja ostatecznie nikogo nie aresztowała, ale do sprawy odniósł się pogromca Ugonoha, który tak opisuje wydarzenia z hotelu.
- Wilder i grupa około dwudziestu ludzi zaatakowała mój zespół i rodzinę w hotelowym holu. Ja i mój trener otrzymaliśmy ciosy z zaskoczenia, a to wszystko na oczach żony i dzieci. Takie tchórzliwe ataki nie powinny mieć miejsca w boksie i wierzcie mi, że napastnicy nie zostaną bezkarni - pisze amerykański pięściarz.
Portal Boxingscene.com podaje, że wszystko zaczęło się podczas gali. Breazeale miał pokłócić się z młodszym bratem Wildera. Deontay postanowił stanąć w obronie Marsellosa i już na konferencji prasowej zapowiedział, że spotka się z 31-latkiem poza ringiem.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: piłkarz utknął w korku. To, co zrobił, zaskoczyło wszystkich