We wtorkowy wieczór dziennikarz stacji TVP Sport Sebastian Parfjanowicz był świadkiem groźnej sytuacji - w trakcie wyjazdu na zakupy jadący przed nim samochód został zablokowany przez dwa auta dostawcze, z których wyskoczyło kilka osób.
"Spanikowany kierowca zaczyna cofać i wjeżdża prosto we mnie. (...) Wychodzę z samochodu i wyciągam telefon, by zadzwonić na policję. (...) Dwóch podbiega do mnie. Słyszę, że jestem ch****, p**** i że zostanę dojechany" - opisywał sytuację na Twitterze.
Po chwili samochody dostawcze odjechały. Sprawa została zgłoszona na policję, ponieważ jednak sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia, nie można było wysłać tam patrolu.
Dziennikarz opowiedział o uderzającej bierności stróżów prawa. Wraz z kierowcą auta, które zostało zatrzymane przez nieznanych sprawców, był odsyłany z komisariatu na komisariat, aby ostatecznie usłyszeć, że... powinien zgłosić sprawę online, a policja ma na jej rozpatrzenie rok.
"Dlaczego nikt nas jeszcze nie zapytał o numery rejestracyjne potencjalnie niebezpiecznych ludzi, którzy zbiegli z miejsca wypadku. Może są pod wpływem środków odurzających, może mają przed sobą jeszcze 300 km jazdy. I dlaczego nikt nas do k**** nędzy nie zapytał, czy nam nic nie jest. W trzech komendach" - napisał Parfjanowicz.
Dopiero po tych słowach miało paść pytanie: "poproszę o ten numer, to powiadomię patrole. A nic panom nie jest?". Sebastian Parfjanowicz wywołał na Twitterze przedstawicieli policji do odniesienia się do tej sprawy. Póki co jednak nikt nie odpowiedział.
Moja historia. Sprzed chwili. Jestem w szoku. Proszę o zajęcie stanowiska @PolskaPolicja @MariuszCiarka pic.twitter.com/UcNEuM05lF
— s_parfjanowicz (@parfjanowicz) April 7, 2020
Czytaj także:
- Tenis. Donna Vekić zaprezentowała talent kulinarny. Upiekła chleb bananowy
- Skoki narciarskie. Stoch, Żyła i Małysz nominowani do ciężkiego wyzwania Schlierenzauera
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Piotr Małachowski był w Wuhan przed wybuchem epidemii! Opowiedział o swoich przeżyciach