Podczas piątkowej demonstracji w Warszawie, w której uczestniczyło ok. 100 tys. osób, doszło do kilku nieprzyjemnych incydentów. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji poinformował, że łącznie zatrzymano 37 osób, w tym 35 jest powiązanych ze środowiskiem pseudokibiców.
Jeszcze wcześniej zarejestrowano jak chuligan z bojówki Śląska Wrocław doprowadził do niebezpiecznego upadku jednej z dziennikarek. Właśnie do tych osób w swoim felietonie dla "Gazety Wyborczej" odniosła się Justyna Kowalczyk-Tekieli.
"Wspieram kobiety strajkujące, choć absolutnie nie identyfikuję się z aktami wandalizmu w pierwszych dniach. Kolejne dni strajku pokazały, że można sprawę załatwić inaczej. Z pogardą patrzę na ukrytych pod maskami byczków atakujących kobiety. Kolejni "bohaterowie" naszych czasów. Śmiech na sali" - napisała jedna z najwybitniejszych sportsmenek w polskiej historii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie
Przy okazji Kowalczyk postanowiła podziękować mężczyznom, którzy wspierają kobiety w ostatnich marszach. "Zachwycają mnie polscy mężczyźni (nie mylić z tchórzliwymi byczkami). Nasi mężowie, bracia, ojcowie, partnerzy, koledzy stanęli z nami do walki o nasze prawa! Cudownie mieć takie wsparcie" - podkreśliła 37-latka, która dodała, że protesty odbywają się także w jej rodzinnej Limanowej, "gdzie nie tylko prawie wszyscy chodzą do kościoła, ale i partia rządząca ma największe poparcie w kraju".
Masowe protesty na terenie całego kraju odbywają się codziennie od czwartku, 22 października, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Sędziowie większością głosów uznali, że aborcja wykonywana ze względu na podejrzenie nieodwracalnego upośledzenia płodu lub choroby, która zagraża jego życiu, jest sprzeczna z Konstytucją RP.
Już dzień po wyroku Kowalczyk-Tekieli nie kryła oburzenia wyrokiem TK. "Straszne to, że się cofamy w czasie" - pisała była biegaczka narciarka (cały wpis TUTAJ).
Czytaj też: Legia Warszawa odpowiedziała znanemu aktorowi Barw Szczęścia. "Szanowny Panie Grzegorzu..."