W tym artykule dowiesz się o:
Irena Szewińska 24 maja skończyła 70 lat. O polskiej lekkoatletce nie zapomniały władze Łomianek, w których była sportsmenka mieszka od lat. Solenizantka otrzymała życzenia oraz urodzinowy tort ufundowany przez burmistrza Tomasza Dąbrowskiego. W wywiadach nie kryła wzruszenia.
Szewińska to żywa legenda polskiego sportu. Urodzona 24 maja 1946 roku w Leningradzie zawodniczka zdobyła siedem medali olimpijskich, dziesięć tytułów mistrzyni Europy i aż 24 złote medale mistrzostw Polski. Do tego 12 razy biła rekordy świata.
Po zakończeniu kariery zaczęła działać m.in. w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, Międzynarodowym Stowarzyszeniu Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) oraz Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim (MKOl).
Szewińska jest żoną Janusza - byłego zawodnika (biegał na 400 m przez płotki), a następnie trenera (prowadził m.in. panią Irenę). Para ma dwóch synów - Andrzeja i Jarosława oraz troje wnucząt - Adę, Adama i Jasia.
Na kolejnych stronach przypominamy historię wybitnej polskiej sportsmenki.
Szewińska - wówczas jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Kirszenstein - zaraziła się pasją do lekkiej atletyki od Jana Kopyto - oszczepnika, finalisty igrzysk olimpijskich w Melbourne (1956), który trenował ją w Szkole Podstawowej nr 37 w Warszawie, gdy miała 14 lat. Zawodniczka startowała wówczas w barwach Polonii Warszawa.
Na pierwsze poważne sukcesy czekała do 1964 roku. Podczas rozgrywanych w Warszawie europejskich igrzysk juniorów zdobyła trzy złote medale, wygrywając bieg na 200 metrów i skok w dal oraz - wraz z koleżankami - sztafetę 4x100 metrów.
Miesiąc później mówił o niej już cały świat. Polka poleciała na igrzyska do Tokio, z których przywiozła trzy krążki - dwa srebrne (w skoku w dal i biegu na 200 metrów) oraz złoty (w sztafecie 4x100 m, z Teresą Ciepły, Haliną Górecką i Ewą Kłobukowską). Nasze zawodniczki poprawiły wtedy rekord świata (wynikiem 43,69 s).
W kolejnych latach mało kto potrafił pokonać Szewińską (ślub z Januszem Szewińskim wzięła w 1967 r.). Polska biegaczka zdobywała kolejne medale olimpijskie - złoto i brąz w Meksyku 1968 (kolejno bieg na 200 m i na 100 m), brąz w Monachium 1972 (bieg na 200 m) oraz złoto w Montrealu (1976). To ostatnie na dystansie 400 m.
- Najwięcej radości przyniosły mi pierwsze medale w igrzyskach w Tokio oraz ten ostatni, złoty w Montrealu na 400 m, kiedy ustanowiłam rekord świata 49,28 - przyznała po latach legenda sportu na łamach "Przeglądu Sportowego". Wynik ten, po prawie 40 latach, nadal jest rekordem Polski!
Szewińska czuje się zawodniczką spełnioną. Do wszystkiego doszła dzięki swojej ciężkiej pracy. - Mój mąż, a zarazem trener, śmiał się ze mnie, że jestem pilna aż do przesady. I nawet wtedy, gdy była plucha albo mróz i zaspy śniegu, wychodziłam na dwór, żeby zrealizować zaplanowaną jednostkę treningową. Wiedziałam bowiem, że tylko drogą systematycznych przygotowań można dojść do sukcesu - wyjaśniła w "Gazecie Wyborczej".
Szewińska karierę sportową zakończyła w 1980 roku po niezbyt udanych igrzyskach w Moskwie, gdzie jej najlepszym wynikiem był półfinał w biegu na 100 metrów. Do takiej decyzji zmusiła ją ciężka kontuzja. - Długo zastanawiałam się, co robić. Nie miałam żadnych planów - przyznała w "Przeglądzie Sportowym".
Szybko jednak znaleźli się ludzie, którzy wyciągnęli pomocną dłoń i zaproponowali pracę. Początkowo pani Irena zasiadała w Zarządzie Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. W latach 1997–2009 była jego prezesem. Później pracowała m.in. w Komitecie Kobiecego Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) i Radzie IAAF.
Od 1998 roku jest członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Pełni również funkcję wiceprezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Życie Szewińskiej to jednak nie same sukcesy i wzloty. Zdarzały się także upadki i trudne momenty. Na igrzyskach w Meksyku w sztafecie 4x100 metrów zgubiła pałeczkę i posypały się na nią gromy.
- Niestety potem była taka audycja telewizyjna zrobiona przez pana Eugeniusza Pacha, nagrywał oddzielnie nasze wypowiedzi, a potem tak to zestawiał, że w efekcie tej manipulacji wychodziło, jak gdybym była przez koleżanki atakowana. Jednak opinia publiczna była po mojej stronie. Ale powiedziałam wtedy, że jeśli koleżanki nie mają do mnie zaufania, to ja w sztafecie z nimi biegać nie będę - powiedziała w rozmowie z bieganie.pl.
Nie to jednak było najboleśniejszym ciosem w jej życiu. Mowa o diagnozie lekarzy, którą usłyszała wiele lat później. Polska lekkoatletka zachorowała na nowotwór. W 2014 roku przeszła chemioterapię w warszawskim Instytucie Onkologii. Dziś czuje się znacznie lepiej.
- Chodzę pobiegać do lasu. Mieszkam pod Warszawą, więc mam warunki do biegania, a na przebieżki zabieram swojego pieska - zdradziła niedawno w Radiu Gdańsk.
Rodzina to dla Szewińskiej doskonałe uzupełnienie sportowych sukcesów. Męża Janusza poznała w latach 60. Najpierw tylko go podglądała, jak trenował na stadionie Polonii Warszawa. Był wówczas już doświadczonym biegaczem na 400 m przez płotki. - Byłam dla niego wtedy zwykłą smarkulą - żartowała po latach siedmiokrotna medalistka olimpijska (w rozmowie z "Rewią").
Gdy 18-letnia Irena - wówczas jeszcze Kirszenstein - wróciła ze swoich premierowych igrzysk w Tokio, to Janusz Szewiński zaczął o nią zabiegać. Pracował już wtedy dla "Przeglądu Sportowego" jako fotoreporter. - Miałam cichą satysfakcję, że w końcu ten przystojny blondyn zwrócił na mnie uwagę - przyznała.
Lekkoatletka zgodziła się na randkę przy kawie dopiero po sześciu miesiącach. Tak zaczęła się ich wielka miłość. Para mogła spędzać ze sobą dużo czasu, bo Janusz Szewiński postanowił wrócić do sportu, żeby pomagać ukochanej jako trener.
Szewińska ma dwóch synów - Andrzeja i Jarosława. - Jestem z nich bardzo dumna - dziś przyznaje na każdym kroku.
Andrzej odnosił sukcesy na boiskach siatkarskich. Nie ma co prawda w kolekcji medalu olimpijskiego czy mistrzostw świata, ale za to może się pochwalić srebrem wywalczonym na Uniwersjadzie. Po zakończeniu kariery sportowej zdecydował się na karierę polityczną. Dwukrotnie sprawował funkcję senatora RP VII i VIII kadencji. Od 2015 roku jest wiceprezydentem Częstochowy.
Jarosław to z kolei absolwent Politechniki Warszawskiej, który po zdobyciu tytułu doktora zaczął pracować w Instytucie Jądrowym w Świerku. Zajmuje się programowaniem.
Szewińska to także szczęśliwa babcia. Ma troje wnucząt - Adę, Adama i Jasia.
Na koniec warto przytoczyć jeszcze popularną anegdotę o Irenie Szewińskiej, która do dziś wywołuje uśmiech na twarzy kibiców. Legendarny komentator Bohdan Tomaszewski, komentując bieg z udziałem Szewińskiej, powiedział kiedyś na antenie: - Pani Szewińska nie jest już tak świeża w kroku jak dawniej.
Polska lekkoatletka nigdy nie miała do niego o to pretensji. Bardzo ceniła jego pracę. - Jego duża sportowa wiedza, nie tylko z tej dziedziny, powodowała, że tak pięknie potrafił opisywać rywalizację na stadionach świata. Był wzorem dobrego dziennikarstwa - powiedziała po śmierci Bohdana Tomaszewskiego (w marcu 2015 r.).
Czy polska lekkoatletyka doczeka się kiedyś tak wybitnej postaci jak Irena Szewińska? W ostatnim czasie furorę na bieżni zrobiła Ewa Swoboda (pobiła m.in. halowy rekord świata juniorek na 60 m). Przez niektórych została okrzyknięta "drugą Szewińską". Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby młoda zawodniczka z Żor poszła w ślady legendy polskiego i światowego sportu.