Starcie Norberta Daszkiewicza z Przemysławem Szyszką to najprawdopodobniej jedyna walka Fame MMA 19, która mogłaby znaleźć się na karcie walk zawodowej gali. Obaj panowie od lat trenują MMA i obecnie należą do czołowych trenerów freaków w Polsce. Ponadto, mają na swoim koncie również owocną karierę zawodniczą wystarczy powiedzieć, iż są niepokonani.
Przed walką nie było mowy o żadnym konflikcie. Jedyną kością niezgody był dystans walki. Panowie są zawodowcami, ale ostatecznie nie zgodzili się toczyć walki w 5-minutowych rundach. Szczególnie za krótszym dystansem oponował Daszkiewicz. Trudno jednak się z nim nie zgodzić, ponieważ obu panów naturalnie różnią dwie kategorie wagowe.
Zgodnie z oczekiwaniami, ten pojedynek dostarczył zupełnie innych emocji niż te, które widzieliśmy we wcześniejszych starciach. Obaj zawodnicy walczyli bardzo ostrożnie, każdy z nich szukając swoich okazji. Norbert Daszkiewicz przez wszystkie trzy rundy był zdecydowanie bardziej mobilny, raz po raz próbując kontrować swojego rywala. Przemysław Szyszka z kolei wykorzystywał swoją przewagę warunków fizycznych, atakując niczym taran.
Ostateczny werdykt był w rękach sędziów, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ walka wydawała się niezwykle wyrównana. Ostatecznie jednak to mobilność i pomysłowość Norberta Daszkiewicza przeważyły. Arbitrzy jednogłośnie przyznali mu zwycięstwo.
To była pierwsza walka z karty głównej Fame MMA 19. Na karcie wstępnej z bardzo dobrej strony pokazali się Klaudia Kołodziejczyk, która z łatwością wygrała z Dominiką Rybak oraz Natan Marcoń nokautujący Mariusza Słońskiego.
ZOBACZ WIDEO: Wielkie zamieszanie przed galą Clout MMA. Co z walką Załęcki - Omielańczuk?
Zobacz także: Fame MMA na dopingu?
Zobacz także: "Szalony Reporter" rozpętał burzę