Sportowe Rewolucje. Bobby Fischer na wojnie ze światem

Mecz Bobby'ego Fischera z Borysem Spasskim był nie tylko meczem o mistrzostwo świata, ale pojedynkiem dwóch przedstawicieli światowych mocarstw, etapem Zimnej Wojny. W cyklu "Sportowe rewolucje" pokazujemy ludzi i wydarzenia, które zmieniały sport.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Bobby Fischer Getty Images / Bettmann / Na zdjęciu: Bobby Fischer
Mógł mieć wszystko. Wygrywając z Borysem Spasskim w pierwszej połowie lat 70., Bobby Fischer zyskał pozycję jednego z największych celebrytów swoich czasów. Ale jemu to nie pasowało. Było tego za dużo.

O ile sport zawsze był na pierwszej linii frontu wojny propagandowej, to szachy dla władz ZSRR miały znaczenie szczególne. Radzieccy arcymistrzowie dominowali w grze przez 24 lata, pokazując wyższość umysłu radzieckiego nad umysłem kapitalistycznym. W okresie zimnej wojny miało to znaczenie kolosalne. I nagle w Stanach Zjednoczonych, a więc tam gdzie było to z radzieckiego punktu widzenia najmniej pożądane, pojawił się człowiek, który mógł ich pobić.

Nie było do końca wiadomo, czy gra w ogóle się odbędzie. Bobby zmieniał wielokrotnie zdanie, zamykał się w swoim świecie, stawiał nowe żądania. Zwłaszcza finansowe. Choć nie prowadził wystawnego życia, liczyć umiał, czego zresztą można, a nawet trzeba wymagać od szachisty.

ZOBACZ WIDEO: Reprezentacja Polski siatkarzy pod wodzą Michała Winiarskiego? "To moje marzenie"

Gdy Islandia zaoferowała za rozegranie meczu 62,5 tysiąca dol., nie mógł narzekać. Ale Fischera to nie zadowalało. Zaczęła się wielka licytacja. Jugosławia przebiła Islandię, zaoferowała 76,5 tysiąca za rozegranie meczu w Belgradzie. Buenos Aires zaoferowało 100 tysięcy. Jugosławia podbiła do 152 tysięcy. Ostatecznie Islandczycy dali 125 tysięcy od siebie, a drugie tyle dołożył londyński biznesmen Jim Slater. Kwota 250 tysięcy dolarów przewyższała sumę nagród, które dostali zwycięzcy poprzednich 27 meczów o mistrzostwo świata, aż od 1886 roku. Szachy wchodziły w nową erę, wychodziły z ciasnych salek na światowe salony.

14 tysięcy ruchów

Oczywiście tło polityczne meczu nie przeszkadzało w windowaniu kwot. Amerykańskie media uczyniły z tego spotkania show, można było przeczytać o "najważniejszym meczu, jaki kiedykolwiek rozgrywał amerykański zawodnik", przy czym nie do końca precyzowano, czy chodzi jedynie o szachy. Magazyn "Time" napisał o walce radzieckiego niedźwiedzia z amerykańskim wilkiem. Zresztą i sam Fischer doskonale zdawał sobie sprawę, że chodzi o coś więcej niż szachy, mówił o misji. "Tu nie chodzi o jakąś rywalizację między mną a Spasskim, chodzi o Rosjan!".

Spasski był raczej poirytowany tym politycznym tłem, on chciał po prostu grać, wygrać. Fischer, choć wcześniej nie wypowiadał się na tematy polityczne tak chętnie, znakomicie wczuł się w rolę, którą powierzyła mu zimnowojenna rzeczywistość. To o tyle paradoksalne, że przecież to Spasski był częścią znakomitej szachowej szkoły radzieckiej, częścią pewnego systemu. Fischer do wszystkiego doszedł sam. Oczywiście przy udziale nauczycieli, ale bez systemu. A może wręcz - biorąc pod uwagę rodzinne historie, o czym nieco później - wbrew systemowi.

Oczywiście byłoby ogromnym nadużyciem stwierdzenie, że Bobby Fischer zajmował się w tym czasie negocjacjami. W liście do matki, cytowanym w książce "The Endgame" Franka Brady'ego, pisze, że czas spędza "trochę trenując". W rzeczywistości narzucił sobie nieprawdopodobny reżim, pracował przez 7 dni w tygodniu po 12 godzin, studiując różne warianty. W tamtym czasie lubił stosować pewną sztuczkę. Prosił znajomych, by otworzyli książki z grami Spasskiego na dowolnej stronie i wskazali mecz. A on potrafił odtworzyć go z pamięci, ruch po ruchu. Zapamiętał w ten sposób 14 tysięcy ruchów.

Są przecież większe zboczenia niż gra w szachy

Bobby Fischer w tym czasie zajmował apartament w nowojorskim hotelu Henry Hudson, bo organizatorzy chcieli mieć go pod kontrolą. Zresztą rzadko bywał w domu. Prowadził życie podróżnika, jeżdżąc z jednego turnieju na kolejny. Czasem tylko wracał do swojego domu na Brooklynie, odłączał telefon i grał. Zdarzało mu się przerywać trening na chwilę, poczytać komiksy, które uwielbiał, ale generalnie grał.

Właściwie do pewnego momentu biografię Fischera można by streścić słowem "grał". Grał, od kiedy starsza siostra kupiła mu pudełko szachów w sklepiku przy stacji benzynowej w miasteczku, w którym mieszkali. Najpierw grał z siostrą, a gdy jej odechciało się rywalizować, bo nie miała większych szans, grał sam ze sobą. Grał w szkole na lekcjach, a gdy nauczyciele kazali mu schować szachy, zamykał się w swoim świecie i grał w głowie. Grał w parkach ze spotkanymi przypadkowo starszymi amatorami, grał w klubie szachowym i mając 8 lat ogrywał zawodników zrzeszonych w klubie. Grał do tego stopnia, że matka wysłała do psychiatry. A ten - jak się okazało szachista amator - orzekł, że są przecież większe zboczenia niż gra w szachy. A więc Bobby grał dalej.

Może w ten sposób uciekał od trudnej rzeczywistości? Dzieciństwo miał dość ciężkie. Jego ojcem był - tak wówczas uważano - Niemiec Hans-Gerhard Fischer, który nie został wpuszczony do Stanów Zjednoczonych ze względu na sympatie komunistyczne. Komisja McCarthy'ego polująca na komunistów, miała oko na matkę szachisty, dlatego też nie mogąc znaleźć pracy długo przemieszczała się z miejsca na miejsce, z miasta do miasta.

Nie do końca wiadomo, kto naprawdę był ojcem Bobby'ego, prawdopodobnie to węgierski fizyk Paul Nemenyi. Zresztą po jego śmierci rodzinie pomagał Peter, syn Paula, co uprawdopodabniało tę wersję.

Bobby był coraz mocniejszy, szybko wyrastał ponad swoje środowisko i już jako 14-latek został mistrzem Stanów Zjednoczonych. Najmłodszym w historii. Trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone były zawsze mocne. Nie najmocniejsze, ale na tyle mocne, że osiągnięcie Fischera było uznawane za niesamowite.

Gdy miał 19 lat, zaczął podważać sowieckie imperium szachowe. Podczas turnieju pretendentów w 1962 roku zajął zaledwie 4. miejsce, został wyprzedzony przez trzech rosyjskich zawodników. W artykule dla magazynu "Sports Illustrated" oskarżył rywali, że celowo remisowali w meczach ze sobą, żeby oszczędzać się na mecz z nim. Miał rację. Międzynarodowa organizacja szachowa zmieniła reguły gry, system każdy z każdym, który sprzyjał "ustawkom", zamieniła na system play-off, który faworyzował najlepszych. Dlatego 10 lat później w turnieju pretendentów Fischer zmiótł z powierzchni trzech rywali i mógł przystąpić do meczu w Rejkiawiku.

Rosyjscy kibice uważali, że negocjacje Fischera miały na celu psychiczne zmęczenie Spasskiego. Największe pieniądze, jakie kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu dostał Boris Spasski, to było 5 tysięcy dolarów. Teraz, mimo przegranej, zainkasował ponad 90 tysięcy.

Dwa kosmiczne mecze

Fischer - jak już wspomniałem - spędzał na typowym treningu szachowym 12 godzin dziennie. Ale też wprowadził inną rewolucję w treningu szachistów. Sporo czasu poświęcał na przygotowanie fizyczne. Warto zaznaczyć, że wielu świetnych szachistów przegrywało przez słabe przygotowanie, po prostu ciało odmawiało posłuszeństwa, mózg nie pracował na najwyższych obrotach. Dziś szachista biega, skacze, uprawia fitness, spędza czas na świeżym powietrzu. Wcześniej nierzadko były to piękne umysły oderwane od realnego świata. W ciągu dnia Fischer grywał więc w tenisa, co zresztą wychodziło mu bardzo dobrze, w nocy chodził na basen.

Wcześniej w meczach Fichera ze Spasskim to ten drugi sprawiał wrażenie, jakby kontrolował przebieg partii. Ale tym razem Amerykanin go zaskoczył. Był doskonale przygotowany, odchodził od schematów, stosował rozwiązania zaskakujące dla arcymistrza z Sankt Petersburga, czyli w tamtych czasach Leningradu.

Wiele wskazuje, że Spasski zlekceważył Fischera. Może nie w tym sensie, że go nie poważał, było przecież odwrotnie. Po prostu nie spodziewał się taktyki rywala. Do meczu przygotowywał się z młodym Anatolijem Karpowem, ale szybko odpuścił, uznał, że niewiele mu to daje. Był zbyt pewnym swego, na co pewnie wpływ miał fakt, że po dwóch pierwszych partiach prowadził 2:0. Tyle że drugą wygrał bez walki, bo Fischer nie pojawił się na meczu. Mało brakowało, a mecz zostałby przerwany, bo władze w Moskwie wzywały Spasskiego nawet do powrotu do kraju. Ostatecznie udało się to załagodzić.

- Nie wiedział, co się dzieje, gdy Fischer nagle zmienił strategię. Pierwsze partie rozpoczynał E2-E4, czyli pionem królewskim. Nagle po rozegraniu kilku partii całkowicie zmienił strategię i zaczął grać pionem hetmańskim. To ogromna zmiana taktyki, jakby bokser uderzający zawsze z lewej zmienił rękę. Jego przeciwnik nie wie, jak się do niego dobrać, w ogóle się pod tym kątem nie przygotował. Nie było wiadomo, co Fischer zrobi, bo przecież on nigdy wcześniej tak nie grał - wyjaśniał Stefan Gawlikowski, autor biografii Fischera "Obsesje Geniusza".

Ostatecznie Fischer wygrał 7 z 21 partii, jego rywal ledwie 3, w tym jedną bez gry. Pozostałe zakończyły się remisem. Swoją drogą ciekawe było tłumaczenie Fischera po przegranych na początku. Stwierdzał on, że przeszkadzały mu dziwne dźwięki wydawane przez kamery telewizyjne. Nikt inny poza nim tego nie słyszał.

Po powrocie do kraju Fischer znalazł się w centrum absolutnego szaleństwa na swoim własnym punkcie. W Nowym Jorku ustanowiono "Dzień Bobby'ego Fischera". Mistrz udał się na skromną ceremonię do ratusza, by na miejscu zorientować się, że pod wejściem głównym zgromadziło się ok. 3 tysiące ludzi a to oznacza, że przyjmowanie gratulacji nieco się przeciągnie. Witano go jak bohatera wojennego, którym zresztą był, biorąc pod uwagę okoliczności i czas rozegrania meczu.

Ale było w tym coś więcej. Fischer sprawił, że gra trafiła pod strzechy, o czym zresztą pisał "New York Times" w edytorialu: "Wygrana Fischera to znacznie więcej niż tylko zdobycie tytułu mistrza świata, na punkcie którego miał obsesję i uważał za swoje prawo. Bobby zmienił wizerunek i status szachów w umysłach milionów. Wprowadził różnorodność publiczności szachowej, zwiększył liczbę ludzi grających w szachy. W szerszej perspektywie pojedynek ze Spasskim miał wyjątkowy charakter polityczny i przyczynił się do poprawy stosunków sowieckich i amerykańskich".

Największy sukces Fischera był też początkiem jego końca. W 1975 roku odmówił obrony tytułu i oddał go na rzecz Karpowa. Nie zgadzał się ze światową federacją w wielu kwestiach, podważał sama ideę punktowania w szachach, zauważał, że szybkie prowadzenie w meczu powoduje, że broniący gra na remis. Uważał, że szachy nie są tym, czy mogłyby być. I co tu dużo mówić, miał rację. Szachy na pewno stały się grą zbyt wyrachowaną, bardziej matematyczną niż intelektualną. Przynajmniej na tym najwyższym poziomie.

Fischer zaczął znikać. - Mieszkając w Los Angeles, nie utrzymywał kontaktu z nikim poza gosposią, zapuścił długą brodę, wyglądał jak lump. W 1981 roku został aresztowany w Pasadenie, bo akurat w pobliżu był napad na bank. Był trzymany 48 godzin nago w celi. Policjanci myśleli, że to jakiś pijaczyna. Napisał wtedy, że był prześladowany, pobity - opowiadał Stefan Gawlikowski.

Powoli zaczął odsuwać się od swojego kraju. W 1992 doszło do jego rewanżu ze Spasskim, tym razem w Belgradzie. Fischer znowu wygrał, obaj zarobili potężne pieniądze. Nawet jeśli mecz nie był już na najwyższym poziomie (choć wciąż bardzo wysokim), był to show nie z tej ziemi. Suma nagród wyniosła 5 milionów dolarów. Ale znowu ważniejsze było tło polityczne. Warto pamiętać, że w tamtym czasie trwała wojna w Jugosławii, zaś Belgrad był po "niewłaściwej stronie".

- Gdy Bobby przybył na przedmeczową konferencję prasową, departament stanu dostarczył mu pismo, w którym groził sankcjami, karami finansowymi i więzieniem. Fischer wyjął to pismo i powiedział, że jedyne, na co zasługuje, to na to, żeby na nie napluć. Po czym to zrobił i je wyrzucił - opowiada Gawlikowski.

Walka geniuszu z szaleństwem

Z czasem zaczął pluć na swoją ojczyznę, wszędzie wietrzył żydowski spisek. W 1999 roku w wywiadzie dla filipińskiego Bombo Radio powiedział: "Śmierć Żydom. Po prostu ich zabić skur…". I jeszcze jeden: "Już czas zacząć zabijać Żydów na chybił trafił".
Jeszcze gorzej było po ataku na World Trade Center. - Powiedział wtedy: "To świetna wiadomość. Amerykanie i Żydzi mordowali przez lata Palestyńczyków i nikogo to nie obchodziło. Teraz dostali za swoje. Chciałbym, żeby USA zostało zmazane z powierzchni ziemi. Mam nadzieję, że w Stanach władzę przejmie wojsko, że zostaną zamknięte synagogi, aresztowani wszyscy Żydzi, a żydowscy przywódcy zostaną poddani egzekucjom. Ostatecznie biały człowiek powinien opuścić USA, czarny powinien wrócić do Afryki, zaś kraj zwrócony Indianom". A wywiad zakończył stwierdzeniem: "Śmierć USA" - mówił Gawlikowski.

Ciekawe, że sam Fischer był Żydem, choć nie uznawał tego. W 1984 roku napisał nawet do wydawcy "Encyclopaedia Judaica", 26-tomowej anglojęzycznej historii dziejów narodu żydowskiego, by nie uwzględniać go na stronach. Zresztą nie było też tak, że ta fascynacja przyszła nagle. Już w początkach lat 60. Fischer wypowiadał się pochlebnie na temat Adolfa Hitlera. Jan Hein Donner, holenderski mistrz, zauważał, że w 1961 roku podczas turnieju w Bled w Jugosławii, opowiadał o Żydach takie rzeczy, które mogły rodzić się jedynie w opętanych umysłach. Dopiero po wizycie w muzeum II Wojny Światowej stonował swoje wypowiedzi.
Fischer zmarł w 2008 roku w Islandii. Ostatnią rzeczą, o jaką prosił, było dostarczenie mu portretu zmarłej matki, która zawsze była dla niego najważniejszą osobą. Gdy go dostał, w spokoju zmarł. W pogrzebie uczestniczyło ledwie kilka osób. Trudno powiedzieć, że został opuszczony, raczej sam wybrał izolację. Życie Bobby’ego Fischera to historia ciągłej walki geniuszu z szaleństwem, sojuszu dobra ze złem, niezrozumienia rzeczywistości, braku umiejętności funkcjonowania po wstaniu od szachownicy. Jedną z ostatnich osób, z którym przyjaźnił się do końca, był Borys Spasski.

ZOBACZ Sportowe Rewolucje - najlepsza drużyna, jaka kiedykolwiek istniała

ZOBACZ Przed II Wojną Światowa Polska była szachową potęgą

Jak często grasz w szachy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×