Reprezentacja Polski wywalczyła historyczny brąz w turnieju drużynowym szpady kobiet, ale tuż po sukcesie w polskiej szermierce wybuchła afera. Drużyna florecistów odpadła w ćwierćfinale z Włochami. Podczas transmisji z tego starcia prawdziwą burzę wywołały słowa komentatora Eurosportu Jakuba Zborowskiego.
- Tak się kończy kolesiostwo i układy w Polskim Związku Szermierczym - mówił Zborowski. Stwierdził też m.in., że Michał Siess zadał rywalowi trzy punkty, a zawodnik, który był przed IO w najwyżej formie, "trenuje teraz dzieci w Polanicy-Zdroju".
W piątek Siess zabrał głos na łamach WP SportoweFakty. I zarzucił Zborowskiemu, że ten obrażał go w prywatnych wiadomościach. - Pisał na przykład: "Sport tym razem wygra, przekaż to tacie i jego kolegom", "Odpiszesz, czy tata ci zabroni?". Wysyłał mi rankingi. "Rozumiesz, czy ci to matematyką rozpisać?". Byłem w szoku - mówił zawodnik.
ZOBACZ WIDEO: "Król Kibiców" witał Szeremetę i siatkarzy. Oberwało się... piłkarzom
W rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Zborowski odpowiada na zarzuty szermierza. - Kierując się odpowiednimi wartościami, stanąłem tu w obronie drugiego człowieka - twierdzi dziennikarz.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Najważniejsze są szacunek, tolerancja i poszanowanie drugiego człowieka - wypowiedział pan takie słowa w wywiadzie dla Onetu i Przeglądu Sportowego?
Jakub Zborowski, dziennikarz, współpracownik Eurosportu: Tak.
"Sport wygra, przekaż to tacie i jego kolegom", "Odpiszesz, czy tata ci zabroni?", "Rozumiesz, czy ci to matematyką rozpisać?" - to też podobno pana słowa, tyle że to z prywatnej korespondencji z Michałem Siessem.
Zgadza się.
W pana wiadomościach do Siessa zawiera się "szacunek i poszanowanie drugiego człowieka"?
Tak. Kierując się odpowiednimi wartościami, stanąłem tu w obronie drugiego człowieka. Od wielu lat grupa sportowców, którzy chcą uczciwie rywalizować z innymi, jest krzywdzona poprzez nieuczciwy system kwalifikacji. Nie jestem dziennikarzem Eurosportu, po prostu komentowałem dla stacji igrzyska. Natomiast jako osoba mająca przebicie w mediach zostałem poproszony przez grupę szermierzy, bym się za nimi wstawił.
Gdy jeszcze przed IO zrobiło się zamieszanie i publicznie zabierałem głos, Kamila Pytka napisała mi wręcz: "Kuba, dlaczego nie walczyłeś tak o mnie?". Nie pojechała na MŚ, ma wielki żal do wielu ludzi, w tym do mnie, że nie interweniowali. Rozmawiamy o sportowcach, którzy nie dostają za swoją pasję ani grosza, a poświęcili jej całe życie.
Którzy zawodnicy prosili, by wystosował pan w Paryżu apel?
Na razie nie chcę podawać ich nazwisk. Chodzi o bezpieczeństwo zawodników. Jeśli Michał Siess czuje się urażony, to bardzo go przepraszam. Natomiast niech przez chwilę spróbuje się postawić na miejscu działacza klubu, zawodnika, taty zawodniczki, którzy zostali wychowani w duchu czystej rywalizacji, a zostali skrzywdzeni. Michał został wywołany do tablicy tylko dlatego, że chciałem podkreślić olbrzymie manipulacje, jakich dopuszcza się Polski Związek Szermierczy. Jako członek rady zawodniczej wystosował pismo, w którym starał się uciszać dziennikarzy.
Na czym pana zdaniem polegają manipulacje związku?
Na naginaniu regulaminu. We florecie 170 pkt wystarczyło, by pojechać na IO. A w szpadzie zabrakło, by wystąpić indywidualnie. Cały czas trzeba to podkreślać. Jeśli system kwalifikacji opiera się na doborze trenera i to on wskazuje dwóch zawodników, pominięty szermierz zajmujący w rankingu trzecie czy czwarte miejsce zawsze będzie się czuł pokrzywdzony. Dopuszczamy subiektywne kryterium w sporcie, który jest zero-jedynkowy. Możesz kogoś nie lubić, ale jeśli wygrywa, jest od kogoś lepszy. Koniec, kropka.
Polska nie jest jedynym krajem, w którym trener dobiera zawodników.
Nie interesują mnie inne państwa. Mamy wspaniałych zawodników i możemy zdobywać medale, po które sięgaliśmy przez wiele lat. Po to ktoś kiedyś wymyślił klasyfikacje, żeby się tego trzymać. Dlaczego działacze w tym przeszkadzają? Przecież to jest dramat.
Korzystając z okazji, dziękuję opinii publicznej za wsparcie, które otrzymałem po swoim wystąpieniu. Jestem wdzięczny zwłaszcza dziennikarzom Onetu.
Michał Siess twierdzi, że rzekomo walczy pan z przemocą psychiczną, a sam pan ją stosuje. Proszę się odnieść.
Ktoś w końcu musiał stanąć w obronie pokrzywdzonych zawodników. I użyć siły. 170 pkt zapewniło Michałowi wyjazd na igrzyska. Taka sama liczba dała Aleksandrze Jareckiej... dogrywkę z Ewą Trzebińską, która tylu punktów nie miała. Jak to możliwe? Czy to nie manipulacja? Jarecka uzyskała prawo startu tylko dzięki determinacji niektórych ludzi i temu, że jej sprawa została nagłośniona. Ktoś powinien ją przeprosić, że w Paryżu startowała tylko raz. A nie zapominajmy o Magdalenie Pawłowskiej czy florecistach i szpadzistach, którzy mogli pojechać na IO. Zawsze będę bronił tego typu wartości.
Leszek Rajski też powiedział w czwartek w wywiadzie, że muszą się zmienić regulaminy (Rajski stwierdził, że PZSzerm powinien "przemyśleć zasady kwalifikacji wewnętrznych" - przyp. red.). I że jest mu przykro. Do końca życia będzie żył z myślą, co by było, gdyby pojechał do Paryża.
Tyle że Rajski mówi na łamach thesport.pl: "Nie czuję się skrzywdzony. Prosiłem Kubę Zborowskiego, żeby nie mieszał mnie w tę aferę [...] Nie podoba mi się również, że Kuba atakuje personalnie Michała Siessa". Jak pan to skomentuje?
Nie mieszałem go w tę aferę. Powiedziałem jedynie jako komentator i kibic tego sportu, że kilka tygodni temu był w najwyższej formie. Zajął ósme miejsce na ME, zajmował pierwszą pozycję w krajowym rankingu. To, że nie pojechał do Paryża, jest dla mnie przekrętem. Nie wiem, czy Leszek zmienił już system wartości. Ja go nie zmieniłem. Chcę jako kibic widzieć najlepszych. Być może gdyby Jarecka wystartowała indywidualnie, a Rajski pojechał do Paryża, cieszylibyśmy się z większej liczby medali.
Siess po wiadomościach od pana poprosił o interwencję PKOl, który miał się zwrócić do Eurosportu. Ktoś ze stacji rozmawiał z panem w tej sprawie?
Byłem z PKOl-em w stałym kontakcie, bo z kolei ja informowałem ich o nieprawidłowościach. PZSzerm napisał pismo do PKOl-u i Discovery, załączając zrzuty ekranu od Michała Siessa. Ustaliliśmy, że dla poszanowania sportowca nie będę z nim już korespondował prywatnie. Szanuję wszystkich zawodników i to rozwiązanie także uszanowałem. Natomiast nikt nie twierdził, że zrobiłem źle.
Rozmawiałem też z Maciejem Słomczyńskim (dyrektor produkcji Eurosportu i treści olimpijskich w Warner Bros - przyp. red.). To były wewnętrzne rozmowy, nie chcę upubliczniać ich treści. Jak wszyscy jednak wiedzą, normalnie komentowałem rywalizację w szermierce podczas igrzysk olimpijskich. Proszę więc sobie dopowiedzieć, jaki finał miała ta sprawa.
Zaznaczam, że pisałem wiadomości do Michała Siessa jako osoba prywatna w czasie długiego weekendu. I byłem zbulwersowany, że innym zawodnikom dzieje się krzywda. Dzwoniłem i pisałem w tej sprawie do ministerstwa sportu, które przekazało mi, że poprosiło Polski Związek Szermierczy o wyjaśnienia. Związek jak zwykle zasłonił się manipulacjami i jakimiś klasyfikacjami. Dla Ewy Trzebińskiej regulamin trzeba było nagiąć, a chwilę później dla Leszka Rajskiego ten regulamin był nieubłagany. Michał Siess, który ma tatę w zarządzie, mógł przecież wpłynąć na ojca i powiedzieć: "regulaminy są niesprawiedliwe, zmieńcie to". Czemu tego nie zrobił?
W czwartek opublikował pan film, w którym mówi pan, że chętnie spotkałby się pan z prezesem PZSzerm, prof. Tadeuszem Tomaszewskim. Jak wyobraża pan sobie takie spotkanie?
To nie ja powinienem się spotkać z prezesem, tylko szermierze i całe grono, które chce naprawić polską szermierkę. Proszę przeczytać statut związku, który w międzyczasie zmieniono. Jeden punkt wskazuje, że prawo do interpretacji regulaminu ma tylko zarząd PZSzermu (w punkcie 1. rozdziału IX mowa o tym, że "prawo interpretacji statutu przysługuje walnemu zgromadzeniu i zarządowi” - przyp. red.). Robimy w związku szermierczym Koreę Północną za pieniądze podatników. Tym naprawdę powinien się zająć minister sportu.