– Przymusowa przerwa wywołana pandemią sprawiła, że przypomniałam sobie, jak wiele radości sprawia mi ten sport – mówi Ewa Trzebińska. A to dobry prognostyk przed najbliższymi startami.
"1999, Mistrzostwa Świata w Seulu – srebrny medal florecistek; 2000, Mistrzostwach Świata w Sydney – srebrny medal drużynowy florecistek".
W tym czasie Ewa Nelip (dziś Trzebińska) przypadkiem trafia na informację o rekrutacji do sekcji szermierczej w Pałacu Młodzieży w Katowicach. 10-latka wprawdzie chciała być – jak mama – siatkarką, ale naboru do sekcji siatkarskiej w stolicy Śląska wówczas nie prowadzono.
Zobacz wideo:
– Nic nie wiedziałam wtedy o szermierce, nie miałam pojęcia, na czym ta dyscyplina polega. Nie słyszałam nawet o sukcesach naszych florecistek – śmieje się Ewa Trzebińska.
Na pierwszy trening poszła z mamą. Był listopad, grupa trenowała już od dwóch miesięcy. Miały się tylko zorientować w sytuacji. W końcu w życiu małej Ewy było już mnóstwo dyscyplin: pływanie, tenis, balet, karate. Ta jedna wizyta zmieniła jednak wszystko.
– Z miejsca zakochałam się w tym sporcie. I ta miłość trwa już ponad 20 lat – mówi szpadzistka.
Szermierka jest jak szachy
"Szermierka jest sportem walki i dyscypliną olimpijską – od 1896 roku (mężczyźni) i od 1924 roku (kobiety). Uprawia się ją w konkurencjach: szabla, szpada i floret".
Ewa wybiera szpadę. Początki nie są łatwe, młoda adeptka musi nadrobić dwumiesięczne zaległości. Grupę dogania bardzo szybko. Trenuje pod kątem wytrzymałości i siły, ćwiczy koordynację, uczy się kroków szermierczych, wypadów, ruchów, poruszania się ze szpadą w ręku. Później przychodzą walki. Niełatwe.
"Szermierka jest jak szachy. Umiejętność prowadzenia mentalnej gry z przeciwnikiem jest tak samo ważna, jak dobre przygotowanie fizyczne".
– W szermierce chodzi o to, by trochę tego przeciwnika oszukać, by trafić go i za bardzo się przy tym nie zmęczyć. Poza cierpliwością, odpornością na stres, trzeba też umieć podjąć grę z przeciwnikiem. Przewidzieć kilka jego ruchów naprzód – zwraca uwagę szpadzistka.
Każdy zawodnik ma swój styl walki, pewne odruchy, które przeciwnik może podpatrzyć i wykorzystać. Ewa Trzebińska stale analizuje wygrane i przegrane walki, indywidualnie i z trenerem. Sama też nie może popaść w rutynę, nie może stać się przewidywalna.
– Przeciwnik może to wykorzystać, dlatego trzeba ciągle coś zmieniać. Wykorzystywać swoje mocne strony i ukrywać słabości – przyznaje.
Niezałatwione sprawy
"Szermierka jest sportem walki, podczas uprawiania którego ciało jest narażone na przypadkowy kontakt z bronią poza strefami ochronnymi. Szermierka należy do sportów niebezpiecznych".
Ewa Trzebińska doznaje dwóch poważnych kontuzji: barku i kolana. Obie wymagają operacji i długiej rehabilitacji. Zawodniczka zastanawia się nawet nad zakończeniem kariery.
Tym bardziej, że po studiach na Uniwersytecie w Notre Dame (USA) dostaje propozycję pracy. Po operacji kolana jest przekonana, że wraca do Stanów i kończy ze sportem. Ma już nawet wizę pracowniczą wbitą do paszportu.
– Wtedy jednak uświadomiłam sobie, że mam jeszcze kilka niedokończonych spraw, czułam, że mogę jeszcze dużo osiągnąć. Nie udało nam się jako drużynie zakwalifikować na igrzyska w Londynie, do Rio nie poleciałam z powodu kontuzji. Pomyślałam sobie, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa i że dam sobie jeszcze jedną szansę – zdradza.
Dziś nie chce już z Polski wyjeżdżać, choć wciąż żyje na walizkach. Około 100 dni w roku jest poza domem: na zgrupowaniach, zawodach krajowych i Pucharu Świata, Mistrzostwach Europy, Mistrzostwach Świata. Po powrocie do domu ma czas na szybkie pranie, kilka treningów w Warszawie, gdzie mieszka, czy Katowicach, gdzie mieszkają jej rodzice. I znów się pakuje. Do tego dochodzą jeszcze wyjazdy do Liverpoolu, gdzie pracuje mąż.
– Lubię takie życie, choć bywa męczące. Na szczęście mam ogromne wsparcie w rodzicach, rodzeństwie i przyjaciołach. Większość moich przyjaciół to są ludzie uprawiający szermierkę, więc doskonale mnie rozumieją. I wiedzą, jak wygląda życie sportowca. Podobnie rodzice. I mąż, który trenował szablę, ale zakończył karierę na poziomie juniorskim. Jest moim największym kibicem. Jeździ ze mną na zawody, gdy tylko może – mówi.
Radość ze startu
"Ewa Nelip wywalczyła srebrny medal Mistrzostw Świata w Szermierce. W finale szpady przegrała z Rosjanką Tatianą Gudkową 9:11. To pierwsze podium Polaków w imprezie tej rangi od siedmiu lat".
Jest lipiec 2017 roku. Mistrzostwa świata w Lipsku. Ewa jest 15. w światowym rankingu. To najlepszy sezon w jej karierze. Srebrny medal przypieczętowuje udane starty na zawodach Pucharu Świata i na Mistrzostwach Europy.
W 2019 roku po morderczym finiszu podczas finałowej walki z Rosjankami razem z drużyną zdobywa jeszcze złoto na Mistrzostwach Europy w Duesseldorfie.
Dziś spokojnie przygotowuje się do Igrzysk Olimpijskich w Tokio (Polki mają już zapewniony start). Pandemia COVID-19 sprawiła, że zostały przesunięte na 2021 rok.
– Początkowo byłam rozgoryczona decyzją MKOI. Z drugiej jednak strony czułam już ogromne zmęczenie psychiczne. W szermierce kwalifikacje do igrzysk trwają rok, to bardzo długo i cały czas trzeba być na topie. Ta przerwa pozwoliła mi odkryć, jak wiele radości sprawia mi ten sport. Nabrać dystansu i życiowego spokoju – przyznaje.
[b]Zobacz wideo:
[/b]
Cel: medal olimpijski
Ewa Trzebińska trenuje codziennie, a nawet dwa razy dziennie. Czasu na pracę nie ma.
– Nie da się połączyć życia zawodowego ze sportem wyczynowym na wysokim poziomie. Coś zawsze ucierpi – przekonuje.
Szermierka jest drogim sportem. Medaliści ME czy MŚ mogą liczyć na stypendium Ministerstwa Sportu. Ewa Trzebińska dodatkowo jest w Wojskowym Zespole Sportowym w Katowicach, co także wiąże się z konkretnym finansowym wsparciem. Od 2019 roku jest też stypendystką programu KGHM Polska Miedź "Miedziane rywalizacje", wspierającego utalentowanych polskich sportów.
– Nie wchodziłam w ten sport dla sławy i pieniędzy, ale po skończeniu studiów, jak wielu moich kolegów, stanęłam przed wyborem, co dalej: zawodowy sport czy praca? Bez dodatkowego wsparcia byłoby mi bardzo ciężko, trudno o medal w każdym roku. Stypendium KGHM daje mi komfort działania i spokój ducha. Wiem, że jeśli będę potrzebowała dodatkowych treningów czy wyjazdów szkoleniowych, to będę w stanie je sfinansować – przekonuje.
Cel na najbliższy czas? Medal, tak drużynowy, jak i indywidualny w Tokio.
– Życzcie mi zdrowia i braku kontuzji. Reszta będzie zależała już tylko ode mnie – obiecuje.
Monika Rosmanowska