Wygrywał z gwiazdami. Chce zdobyć medal olimpijski

- Wygrywałem z Fang Bo czy Mattiasem Falckiem, ale potrzebuję regularnych zwycięstw nad gwiazdami tenisa stołowego. W ten sposób trafię do elity. Marzeniem jest medal olimpijski - powiedział Jakub Dyjas, najlepszy obecnie polski tenisista stołowy.

Mateusz Kozanecki
Mateusz Kozanecki
Jakub Dyjas Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Jakub Dyjas
Redakcja PZTS: W rodzinnym Koszalinie miał pan zostać tenisistą, a nie tenisistą stołowym?

Jakub Dyjas: Rodzice najpierw wozili mnie na treningi tenisa ziemnego. Kiedy jednak okazało się, że szkolenie dziecka jest bardzo drogie, zdecydowali, że spróbują rozwijać moją sportową pasję w klubie tenisa stołowego o nazwie Koszalinianin. Jednocześnie w podstawówce trenowałem piłkę ręczną, jedną z najważniejszych dyscyplin w Koszalinie. Radziłem sobie nieźle, ale nie byłem najlepszy. Z mojej klasy zawodowo w szczypiorniaka gra Jakub Radosz. Inna sprawa, że w mieście królują nie piłkarze ręczni, a piłkarki ręczne, które są w superlidze.

Sportowy Koszalin to także, a może przede wszystkim, medaliści olimpijscy judoka Marian Tałaj i biegaczka Małgorzata Hołub-Kowalik.

Mój tata próbował sił w judo, a ja będąc w przedszkolu miałem zajęcia z taekwondo. A co do wyżej wymienionych sportowców, każdy chciałby pójść w ich ślady. Mnie też marzy się podium igrzysk olimpijskich. Najbliższa szansa to zawody w Paryżu w 2024 roku. Będę miał 29 lat, a więc idealny wiek do zdobywania sportowych szczytów. Wcześniej chciałbym regularnie wygrywać z najlepszymi na świecie oraz sięgać po medale mistrzostw Europy i globu. W czempionacie kontynentu wywalczyłem już 3 medale, ale ambicje są większe.

ZOBACZ WIDEO: Mistrzyni olimpijska zrobiła niezłe show. "Taniec z różowym młotem"

Jako dziecko marzył pan o karierze Andrzeja Grubby czy Lucjana Błaszczyka?

Pamiętam, że mając 9, może 10 lat najchętniej oglądałem Szwedów Waldnera i Perssona, ale jeszcze bardziej lubiłem szwajcarskiego tenisistę Federera. Oczywiście już wtedy znałem nazwiska Grubby, Kucharskiego, Błaszczyka i Krzeszewskiego. To sławy polskiego tenisa stołowego.

Zapytaliśmy nieprzypadkowo o Grubbę i Błaszczyka, bowiem oni przed panem zapisali piękną kartę w Bundeslidze.

Trenerzy w niemieckich klubach wspominali m.in. Andrzeja Grubbę, przypominając nawet konkretne mecze, akcje i jego zachowania. W superlatywach o nim się wypowiadali, podkreślając np. że potrafił świetnie grać słabszą lewą ręką. Tak naprawdę znakomicie radził sobie obiema. Podkreślali także, że Grubba był spokojny, opanowany, w przeciwieństwie do wulkanu energii Leszka Kucharskiego.

A pan był porównywany do najlepszych rodaków?

Trudno porównywać zawodników z różnych epok, bo jednak tenis stołowy lat 80. i 90. był zupełnie inny. Oczywiście miło, że docenia się moją pracę i osiągnięcia.

W Niemczech spędził pan 7 lat, z czego ostatnie 5 w najwyższej lidze. Sukcesy były satysfakcjonujące?

W barwach Schwalbe Bergneustadt i Fortuny Passau grałem w 2 lidze, a wcześniej rozegrałem sezon w Lotto Superlidze w Energi-Manekinie Toruń. W Bundeslidze z Liebherr Ochsenhausen zdobyłem i mistrzostwo, i Puchar Niemiec, ale analizując poszczególne sezony jestem zdania, że powinniśmy wycisnąć więcej. Możliwości sportowe predestynowały nas do wygrania powtórnie ligi oraz pucharu.

Sukcesy za zachodnią granicą przekładały się na nagrody i premie finansowe? Kiedy Lucjan Błaszczyk opowiadał, że co kilka miesięcy dostawał nowe auto do użytkowania.

Nie, aż tak dobrze nie mieliśmy, choć też była możliwość korzystania z samochodu służbowego. Ja miałem swój, polski, którym przyjechałem z Koszalina. Jeszcze zanim zdałem egzamin na prawo jazdy, miałem zakupione swoje pierwsze auto, więc motywację miałem ogromną. Za pierwszym razem oblałem, ale niedługo później wyszło poszło po mojej myśli i w asyście taty udałem się do Niemiec. Sam trochę się obawiałem, bo to długa podróż, ale już później samodzielnie podróżowałem po Europie.

Dlaczego w wieku niespełna 25 lat wrócił pan do Polski?

Pierwszym czynnikiem było to jak potraktowano mnie w Ochsenhausen. Po prostu dostałem słabą ofertę przedłużenia umowy. Po drugie, żona Marta była w ciąży i rozważaliśmy powrót do ojczyzny. Propozycji z klubów niemieckich praktycznie nie miałem, konkretne były za to władze Dekorglassu Działdowo i tam się przeniosłem.

W Europie, jeszcze przed pandemią i wojną, w czołówce finansowej były dwa kluby z Rosji, z Orenburga i Jekaterynburga.

Nigdy stamtąd nie miałem propozycji gry, natomiast chcieli mnie Francuzi, Włosi, Belgowie, a nawet Japończycy i ostatnio Egipcjanie. Podobno liga rozgrywana jest tam w formie turnieju w krótkim czasie, więc może zdecyduję się na krótkoterminowy kontrakt w Afryce Północnej, o ile otrzymam zgodę Dekorglassu i nie będzie to kolidowało z Ligą Mistrzów i Lotto Superligą.

Co było najtrudniejsze po przenosinach z Ochenhausen do Gdańska, gdzie pan na co dzień mieszka i trenuje?

Kilka miesięcy szukałem optymalnych rozwiązań jeśli chodzi o mój trening, tzn. musiałem wybrać taki system, w którym najszybciej będę robił postępy. W tenisie stołowym równie ważny jest i trening na stole, i mentalny, i fizyczny. To wszystko trzeba umiejętnie połączyć. Mnie się udało, zresztą świadczą o tym wyniki w tym sezonie superligi. W singlu miałem 32 zwycięstwa i tylko 2 porażki.

Najgłośniejsza była jednak wygrana z Japończykiem Harimoto w MŚ w Houston.

Wyeliminowałem zawodnika rozstawionego z nr 2, dlatego tak wiele się o tym mówiło i pisało. Dla mnie to było niezwykle cenne zwycięstwo, bardzo motywujące do dalszej ciężkiej pracy. Wiem, że mogę ogrywać czołówkę światową. Po rozczarowaniu związanym z brakiem kwalifikacji na igrzyska w Tokio, bardzo potrzebowałem takiego sukcesu.

Ale też wprowadziłem ważną zasadę, mam 24 godziny na rozpamiętywanie zwycięstw i porażek. Po tym czasie wyznaczam kolejne cele. Marzę o spektakularnych osiągnięciach międzynarodowych, ale też chciałbym jeszcze zagrać z moją żoną Martą w mikście w mistrzostwach Polski. Zdobyliśmy już medal w tych zawodach, ale nie złoty. Za kilka miesięcy po raz drugi zostaniemy rodzicami, więc może zaplanujemy wspólny występ na 2024 rok.

Czytaj także:
Zawsze najmłodszy, najczęściej najlepszy. Miłosz Redzimski bije kolejne rekordy
Wyłoniono zwycięzcę Lotto Superligi. Powrót na szczyt po trzech latach

Czy Jakub Dyjas zdobędzie medal olimpijski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×