Wygrywał z najlepszymi Chińczykami. Teraz uczy grać w tenisa stołowego Amerykanów

Lista sukcesów Daniela Góraka jest niezwykle imponująca. W trakcie swojej kariery potrafił wygrywać z czołowymi chińskimi zawodnikami, a obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, gdzie sprawdza się w roli trenera.

MK
Daniel Górak (z lewej) Materiały prasowe / Archiwum zawodnika / Na zdjęciu: Daniel Górak (z lewej)
Redakcja PZTS: Kilka miesięcy temu wyjechał pan do Stanów Zjednoczonych, by dalej zajmować się tenisem stołowym czy czymś zupełnie innym?

Daniel Górak: Przeprowadzka z żoną Marzeną na Florydę była trochę zwariowana, bo udaliśmy się na drugi koniec świata, ale też świadoma i długo przygotowywana. Gdyby nie pandemia, wcześniej znaleźlibyśmy się w USA. To był plan już na 2020 rok. Covid wiele spraw spowolnił, inne wręcz zatrzymał. Generalnie moim celem była dalsza praca w tenisie stołowym, ale już bardziej w roli trenera niż zawodnika. W Tampie, gdzie się zatrzymaliśmy, prowadzę zajęcia z osobami w różnym wieku, indywidualne i grupowe, organizuję jednodniowe campy szkoleniowe. Wciąż jestem czynnym graczem, uczestniczę w turniejach m.in. w Kissimee, czy ostatnio w Atlancie.

Tenis stołowy nie jest sportem narodowym Amerykanów. Zmienia się postrzeganie tej dyscypliny?

Na podstawie obserwacji mogę powiedzieć, że jest zainteresowanie i zapotrzebowanie nie tylko na Florydzie, lecz także w Kalifornii, w Teksasie czy w Nowym Jorku. Wybór Tampy był nieprzypadkowy, dowiedziałem się, że jest nisza do zagospodarowania i wiele do zrobienia. Plany są ambitne i oby udało się je zrealizować. Nasz przykład pokazuje, że na słoneczną Florydę przylatuje się nie tylko na wakacje albo emeryturę. Chociaż łącząc pracę w tak pięknym miejscu jest rzeczywiście bardzo przyjemnie. Wszystko zaczęło się od wizyty u znajomego w Nowym Jorku, potem dostaliśmy kolejny kontakt i tak to się rozwinęło.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu

Daniel Górak jest znany za oceanem w środowisku pingpongowym?

W Ameryce liczy się rating, czyli ranking, a na Florydzie mam najwyższy, ponad 2730 punktów. Profesjonalni zawodnicy wiedzieli, kim jestem, ponieważ wiele razy mieliśmy okazję spotkać się na światowych turniejach. W środowisku amatorskim szybko zostałem zauważony, gdyż do tej pory - w stanie, w którym mieszkam - nie było jeszcze takiego zawodnika.

Przedstawiłem się swoimi umiejętnościami oraz oczywiście wcześniejszymi sukcesami, byłem wicemistrzem Europy w deblu z Jakubem Dyjasem, 5 razy wygrałem Mistrzostwa Polski w singlu, wielokrotnie zwyciężałem w drużynowych mistrzostwach naszego kraju oraz Francji, zagrałem na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Na Florydzie doceniają, że przyjechał do nich wysokiej klasy tenisista stołowy. Jesteśmy z żoną tutaj od grudnia 2021 roku, z miesięczną przerwą na mój powrót do Lotto Superligi.

Między sezonami zmienił pan Akademię Zamojską na Dojlidy Białystok.

Na papierze mamy mocny skład, ale w dwóch pierwszych kolejkach superligi nie mogło zagrać kilku zawodników. Dołączę do drużyny na sześć październikowych meczów i liczę, że pomogę w zdobywaniu punktów. Uważam, że mimo 39 lat nadal mogę wiele zaoferować nowemu zespołowi. Na co dzień trenuję, gram w zawodach, pracuję nad sobą.

Wracając do Stanów Zjednoczonych, próbował pan swoich sił w baseballu, krykiecie, oczywiście rekreacyjnie?

Raz zagrałem w golfa. Sport ten poznałem za czasów występów w lidze francuskiej, a więc bardzo dawno temu. Jeżdżąc po okolicy widzieliśmy ludzi uprawiających różne dyscypliny, w tym wymienione w pytaniu, ale mnie ciągnie do hal. Chcemy się wybrać na mecz hokejowej drużyny NHL Tampa Bay Lightning oraz na spotkanie koszykarskiej NBA, jednak to już do Miami lub Orlando, gdzie grają Heat i Magic.

Doświadczenia trenerskiego nabierał pan już w Polsce?

Miałem już pewne doświadczenie z grupami treningowymi i indywidualnymi. Z Kamilem Tomaszukiem utworzyliśmy działalność pod nazwą Pro Table Tennis Consulting. Skupiliśmy się na campach szkoleniowych dla pasjonatów tej dyscypliny, a jako zawodnik wielokrotnie pomagałem młodszym pingpongistom, służąc wiedzą, radą i doświadczeniem. Myślę, że dobrze się w tym odnajdywałem. Nie chciałbym być trenerem jeżdżącym po licznych turniejach, zgrupowaniach, wolę pracę stacjonarną.

Daniel Górak (fot. archiwum zawodnika) Daniel Górak (fot. archiwum zawodnika)
Którzy trenerzy mieli największy wpływ na pana rozwój sportowy?

Pracowałem z wieloma i od każdego brałem to, co najlepsze. Tak było z Tomaszem Redzimskim, z którym miałem najdłużej do czynienia w klubie Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki, jak również z Milanem Stencelem, Zlatko Koriciem, Józefem Jagiełowiczem, Leszkiem Kucharskim, Jarosławem Kołodziejczykiem, Michałem Dziubańskim, Tomaszem Krzeszewskim, Stefanem Dryszelem i innymi. A moim pierwszym trenerem był Stanisław Wścisło w KS Prądniczanka Kraków. Dziś sekcji tenisa stołowego już tam nie ma, ale jest mocna sekcja kobiecej piłki nożnej. A w ogóle pochodzę z małej miejscowości Będkowice, gdzie rozpocząłem swoją karierę odbijając piłeczkę z tatą.

Pańskie najważniejsze osiągnięcia?

Było ich trochę, począwszy od wszystkich tytułów mistrza kraju, zarówno indywidualnie, w singlu, deblu, mikście, jak i drużynowo. Ale wszystko zaczęło się od złotych medali mistrzostw Europy juniorów w singlu, deblu i zespołowo. W seniorach miałem wspomniane srebro ME z Jakubem Dyjasem oraz brąz z drużyną. Każdy sukces w danym momencie był tym najważniejszym, sprawiał, że byłem pewien, iż idę w dobrym kierunku. Istotne były osiągnięcia juniorskie, które miały wpływ na karierę seniorską. Cieszę się, że uniknąłem poważnych kontuzji, a że można wygrać więcej i z lepszymi rywalami, to pewnie każdy ambitny zawodnik tego by chciał. Pewnie jakieś błędy po drodze popełniłem, ale analizując wszystkie lata z perspektywy czasu jestem zadowolony. Nie mam zamiaru narzekać.

Wygrywał pan ze świetnymi Chińczykami.

I co więcej, to byli rywale, których pokonałem, a potem nigdy nie doszło do rewanżu, więc pozostał bilans 1-0. Ze słynnym Ma Longiem, dwukrotnym mistrzem olimpijskim i trzykrotnym mistrzem świata, wygrałem na turnieju w Kuwejcie, a z Hao Shuaiem, medalistą MŚ w deblu i mikście, w Słowenii. Oni byli graczami wybitnymi, a ja w rankingu światowym zajmowałem najwyżej 52. miejsce.

I pan, i Jakub Dyjas, urodziliście się tego samego dnia - 9 października. Dyjas jest młodszy o 12 lat. Czy zdarzało się, że na turniejach razem świętowaliście?

Chyba tylko raz się zdarzyło, że byliśmy z kadrą narodową na międzynarodowym turnieju i była okazja wspólnie obchodzić urodziny. Jak widać 9 października to świetna data urodzin dla tenisistów stołowych.

Najwięcej czasu w Polsce spędził pan w Dartomie Bogorii. Jak zapamiętał pan pobyt w Grodzisku Mazowieckim?

Trafiłem do bardzo dobrze zorganizowanego klubu, w którym mocno stawia się na rozwój sportowy poszczególnych zawodników. To zasługa sztabu szkoleniowego, na czele z Tomaszem Redzimskim, i zarządu, prezesa Dariusza Szumachera oraz wiceprezesów Stanisława Kurackiego, Dariusza Łysuniaka i Krzysztofa Sochy. Wiem, że w Grodzisku Mazowieckim otworzono nową halę, co będzie kolejnym impulsem dla miejscowego tenisa stołowego.

W Dartomie Bogorii spotkałem wielu wspaniałych ludzi, i wyżej wymienionych, i zawodników. A najlepsze relacje miałem z Wandżim, Oh Sang Eunem i Panagiotisem Gionisem.

Jak porównałby pan pierwszy okres występów we Francji, w Hennebont, z późniejszym w Tours i La Romagne?

Bardzo lubiłem grać we Francji, ponieważ jest to silna liga i zawsze można było liczyć na pełne trybuny. Z Hennebont zdobyłem 3 tytuły mistrzowskie, a występowałem m.in. ze znakomitym Grekiem Kreangą. W La Romagne byłem zawodnikiem numer 3, a czasami 4. To mi nawet odpowiadało, gdyż w tamtym czasie potrzebowałem trochę spokoju i zastanowienia się - po odejściu z Bogorii i reprezentacji - co dalej chcę robić.

Myślę, że każdy wyczynowy zawodnik będący w moim wieku zmierzy się z podobnymi rozterkami i będzie szukał kolejnej drogi rozwoju. W Tours grałem na tzw. dojazdy. Mieliśmy awansować do ekstraklasy, a tymczasem szalał koronawirus i nie mógł występować pingpongista z Chin. To sprawiło, że walczyliśmy, ale o utrzymanie. Ale ogólnie bardzo dobrze wspominam czas w tym klubie i we wszystkich pozostałych. Największym plusem są kontakty z ludźmi.

Komu z młodzieży polskiej wróży pan karierę międzynarodową seniorską?

Życzę każdemu zawodnikowi, który trenuje tenisa stołowego, wspaniałej kariery, bo to jest świetna dyscyplina sportu, kreująca charakter i nie tylko. Uważam, że mamy wspaniałą młodzież, chłopaków i dziewczyny, z których już możemy być dumni. Przy odpowiednim treningu i zapleczu, które w naszym kraju są na dobrym poziomie, mają wystarczające warunki aby pójść do przodu. Przykład Samuela Kulczyckiego i Miłosza Redzimskiego, wicemistrzów świata juniorów i kadetów, pokazuje jak ogromny potencjał drzemie w Polsce. Z przyjemnością oglądam mecze naszej reprezentacji w internecie i kibicuję jej z całego serca.

Czy w USA ma pan czas na nowe hobby, zainteresowania?

Poza golfem, jeżdżę na skuterze wodnym, zwiedzam z żoną amerykańskie parki. Można spotkać egzotyczne zwierzęta i rośliny, co jest ekscytujące. W końcu mam czas na podróże w innym wymiarze. Poznawanie kultury, smakowanie tutejszej kuchni, relacje z ludźmi są zupełnie czymś innym niż wcześniejsze "przemieszczanie się" zawodowe. Na Florydzie są najpiękniejsze plaże w całych Stanach, więc jest gdzie spędzać wolny czas i ładować akumulatory przed występami w lidze. Cieszę się, że podjęliśmy wraz z małżonką taką decyzję, ponieważ Ameryka jest miejscem niesamowitych możliwości, a ja mam teraz więcej czasu na swój rozwój osobisty.

Czytaj także:
Młodzieżowe ME w tenisie stołowym. Polacy wśród kandydatów do podium
Znakomity debiut LOTTO Polski Cukier Gwiazdy w Pucharze Europy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×