Redakcja PZTS: Po raz pierwszy w historii reprezentacja juniorek zdobyła złoty medal mistrzostw Europy w tenisie stołowym. Czy finał z Rumunią był najbardziej pasjonującym widowiskiem, jeśli chodzi o pana karierę trenerską, ale też zawodniczą?
Alan Woś, selekcjoner kadry narodowej: Bez wątpienia ten mecz był niezwykle ciekawy i emocjonujący, zarówno dla mnie, jako szkoleniowca, jak i wszystkich kibiców. Było w nim wszystko to, czego oczekuje się od dobrego widowiska sportowego: zwroty akcji, walka do ostatniej piłki, ogromne zaangażowanie.
Po 6 zwycięskich meczach 3:0 lub 3:1, w rywalizacji o złoto w Belgradzie przegrywaliście 0:2. Który moment tego spotkania był najtrudniejszy?
Zdecydowanie przegrany pierwszy set pojedynku Anny Brzyskiej z Lucianą Mitrofan. To było właśnie przy stanie 2:0 dla Rumunek. W takim momencie bardzo ważna jest koncentracja i odporność psychiczna. I w tym wypadku Ania Brzyska poradziła sobie znakomicie, wygrywając kolejne sety do 9, 7, 6. Później punkty zdobyły Wiktoria Wróbel i Zuzanna Wielgos, a spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem 3:2.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Bardzo dobrze - mimo porażki w 1/8 finału - pańskie podopieczne zagrały też w turnieju drużynowym mistrzostw świata w Tunisie. Anna Brzyska miała piłkę meczową...
Mimo że nie awansowaliśmy do ćwierćfinału, występ w MŚJ uważam za dobry. Przeciwko Korei Południowej dziewczyny zagrały naprawdę dobrze i bardzo szkoda tych dwóch niewykorzystanych piłek meczowych. Taki jest sport. Jako trener muszę wyciągnąć wnioski i wykorzystać je w taki sposób, żeby zaowocowały w przyszłości.
W Tunezji zabrakło szczęścia w postaci lepszego losowania? Pokonanie Korei Południowej było wykonalne, a potem czekały Japonki w grze o podium.
To fakt, losowanie nie było dla nas najkorzystniejsze, ale przecież zawsze jest możliwość pokonania teoretycznie lepszego przeciwnika, jak i poniesienia porażki z kimś słabszym na papierze. Dlatego podchodząc do meczu zawsze trzeba wierzyć w zwycięstwo.
Jak może zmienić się prowadzona przez pana reprezentacja w 2023 roku? Wciąż w kategorii juniorek mogą grać Zuzanna Wielgos, Wiktoria Wróbel, Anna Brzyska, Ilona Sztwiertnia, Anna Kubiak?
Z pewnością dołączy 16-letnia Natalia Bogdanowicz, nasza multimedalistka w kategorii kadetek. Podczas ubiegłorocznych ME zdobyła aż 4 medale, po 2 złote i srebrne. Jednak chciałbym zaznaczyć, że nie zamykam drogi do kadry innym zawodniczkom, jeżeli tylko będą prezentowały wysoki poziom sportowy.
Dodatkową motywacją i wyzwaniem będą ME Juniorek w Gliwicach? W jakich turniejach zagracie w ramach przygotowań?
Zawsze bycie gospodarzem turnieju i granie przed własnymi kibicami daje dodatkową motywację. Bardzo cieszę się na myśl o turnieju tej rangi rozgrywanym w Polsce. W ramach przygotowań planujemy starty w siedmiu zawodach międzynarodowych m.in. w Tunezji, Czarnogórze i w Polsce, we Władysławowie.
Gdyby mógł pan wybrać po jednej najlepszej rzeczy od każdej z czterech podstawowych zawodniczek, co byłoby ich najmocniejszą stroną?
Trenerem kadry juniorek jestem od 2019 rok, z obecnymi reprezentantkami - z racji ich wieku - pracuję krócej, ale poznałem je bardzo dobrze. A odpowiadając na pytanie, Anna Brzyska - odporność psychiczna, Zuzanna Wielgos - waleczność, Wiktoria Wróbel - antycypacja, Ilona Sztwiertnia - serwis.
Będąc w ich wieku, równo 20 lat temu, zagrał pan w prestiżowym TOP 10 juniorów w Nowym Sadzie.
Z turniejem tym wiązałem bardzo duże nadzieje, podobnie jak trener Jarosław Kołodziejczyk. Niestety, nie zagrałem na miarę swoich umiejętności oraz oczekiwań i musiałem uznać wyższość rywali. Uplasowałem się w środku stawki. Jednak patrząc z perspektywy czasu stanowił on dla mnie cenną lekcję.
Jak później potoczyła się pana kariera reprezentacyjna? Rocznik 1984 nie przebił się tak mocno jak np. 1983 z Danielem Górakiem i Bartoszem Suchem.
W mistrzostwach Europy wziąłem udział czterokrotnie, po dwa razy jako kadet oraz junior. Po wspomnianym TOP 10 rozegrałem jeszcze dwa turnieje w seniorskiej reprezentacji Polski i na tym niestety zakończyła się moja przygoda reprezentacyjna.
Którzy trenerzy mieli największy wpływ na rozwój pana kariery?
Zdecydowanie najwięcej zawdzięczam mojemu pierwszemu trenerowi Leszkowi Kawie. Zajmował się mną przez 6 lat w Śnieżniku Stronie Śląskie. W tym klubie zaczynały także siostry Anna i Katarzyna Węgrzyn, grające dziś w seniorskiej drużynie narodowej.
Pochodzę ze Stronia Śląskiego, bliźniaczki Węgrzyn z okolic. Mnie pierwszy raz na halę zaprowadził tata, który chciał, żebym sprawdził się w jakimś sporcie. Tenis stołowy spodobał mi się na tyle, że zacząłem przychodzić regularnie na treningi. Z biegiem czasu Leszek Kawa zauważył we mnie potencjał, a mając 9-10 lat zacząłem rywalizować w turniejach.
Później wyjechał pan do Ośrodka Polskiego Związku Tenisa Stołowego?
W wieku 13 lat trafiłem do Ośrodka w Drzonkowie, gdzie rozegrałem swój pierwszy mecz w Ekstraklasie, obecnej Lotto Superlidze. W kolejnym roku przeniosłem się do Ośrodka PZTS w Gdańsku. Przez pięć lat reprezentowałem barwy miejscowego MRKS-u, w tym dwa w najwyższej klasie. Potem jeszcze czterokrotnie miałem możliwość występów w Ekstraklasie/Superlidze: 2007-2008 Pełcz Górki Noteckie, 2008-2009 i 2009-2010 Politechnika Rzeszów oraz 2014-2015 Zooleszcz Gwiazda Bydgoszcz. Rywalizacja na najwyższym szczeblu rozgrywek i z najlepszymi zawodnikami zawsze dawała mi dużą satysfakcję.
Dlaczego później nie występował pan w Lotto Superlidze, np. po awansie z Dojlidami Białystok w 2016 roku?
Zadaniem, jakie przede mną postawiono w Białymstoku, był awans do Superligi. Drużyna cel zrealizowała, ale ja byłem świadomy swojego poziomu sportowego. Stwierdziłem, że nie był wystarczający na rywalizację w krajowej elicie.
W pana karierze były też inne kluby pierwszoligowe, m.in. Broń Radom i - od 6 lat - Kamix ATS Małe Trójmiasto Rumi?
Na co dzień mieszkam w Gdańsku, a mocno jestem związany również z Rumią, gdzie dodatkowo w wolnym czasie staram się wspierać rozwój miejscowej pingpongowej młodzieży.
Na koniec, najlepszy zawodnik przeciwko któremu pan zagrał?
Walczyłem z wieloma dobrymi tenisistami stołowymi, ale najbardziej zapadło mi w pamięci pierwsze spotkanie, jakie rozegrałem przeciwko rywalowi ze światowej czołówki. Był nim Chen Weixing, Austriak chińskiego pochodzenia, który trafił do naszej superligi i występował w Enerdze Manekin Toruń. Przegrałem z nim będąc zawodnikiem Gwiazdy.
Czytaj także:
- Pokonanie Chińczyków jest ich celem
- Polacy wygrywali z gwiazdami ping-ponga