Pokonanie Chińczyków jest ich celem

Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: reprezentacja Polski
Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: reprezentacja Polski

Wychowanek Sokoła Serock Mateusz Zalewski w wieku 9 lat przeniósł się do Zielonej Góry, gdzie trafił pod skrzydła m.in. Lucjana Błaszczyka. W tym roku został drużynowym wicemistrzem świata i Europy juniorów. Taki jest jego cel na kolejne lata.

W tym artykule dowiesz się o:

Redakcja PZTS: W drodze na mistrzostwach świata juniorów do Tunisu, znając już losowanie, rozmawialiście w samolocie o finale z Chinami?

Mateusz Zalewski: Wiedzieliśmy, że w pierwszej rundzie mamy wolny los, z racji wysokiego rozstawienia, zaś o medal zagramy z Australią lub Portoryko. Spodziewaliśmy się meczu z pierwszą z wymienionych reprezentacji. I generalnie skupialiśmy się na każdym kolejnym spotkaniu, nie wybiegaliśmy do przodu. Dopiero po zwycięstwie nad rywalami z Antypodów, skoncentrowaliśmy się na Tajwanie. Ale mieliśmy też świadomość, że jeśli będzie finał to raczej z Chinami.

Na najwyższym poziomie nie ma łatwych meczów, ale Australię i Tajwan dość wyraźnie pokonaliście. Australijskich zawodników znaliście, a jak ocenialiście lidera Tajwanu Kao Cheng-Jui?

Na co dzień gra on w Lotto Superlidze w Villi Verde Olesno, więc wiedzieliśmy, na co go stać, jakie ma mocne i słabe strony. W polskiej lidze jest niepokonany. Co prawda żaden z nas, grających w krajowych klubach - Miłosz Redzimski, Alan Kulczycki i ja - z nim się jeszcze nie spotkał, ale wcześniej grał z nim Maciej Kubik w Macedonii i wygrał 3:2. W Tunisie Maciek przegrywał 0:2, w trzecim secie bronił meczbole, ale na szczęście zwyciężył ponownie 3:2.

Po wygranej Macieja Kubika z Lin Shidongiem uwierzyliście, że można ograć Chiny, hegemona w światowym ping-pongu, w spotkaniu o tytuł?

Od początku wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie sprawić niespodziankę. Wygrana Maćka w pierwszym pojedynku dodała nam wiatru w żagle. Niestety kolejne mecze nie ułożyły się pomyślnie i musieliśmy zadowolić się srebrem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!

Lin Shidong, który jest twoim rówieśnikiem, został mistrzem świata juniorów także w singlu, deblu, mikście. Nazywany jest w Chinach, nie tylko z racji fizycznego podobieństwa, "Małym Fan Zhendongiem". Faktycznie gra już jak znakomity rodak?

To prawda, Lin Shidong zarówno z wyglądu, jak i ze stylu gry bardzo przypomina Fan Zhendonga, aktualnego mistrza świata seniorów. Uważam, że przyszłości może mu dorównać albo chociaż zbliżyć się do jego poziomu.

Grałeś na pozycji numer trzy w MŚ juniorów. Tak jak kiedyś Stefan Dryszel czy Andrzej Jakubowicz w drużynie z Andrzejem Grubbą i Leszkiem Kucharskim. Wasze pokolenie reprezentantów kraju rozmawia o tych mistrzach, ogląda ich mecze, chce im dorównać?

Często wspominamy nasze legendy tenisa stołowego, ale myślę, że na przestrzeni czasu nasz sport się tak zmienił, że wzorujemy się na współczesnych mistrzach. Oczywiście mamy wielki szacunek za to, co osiągnęli i jak promowali tenis stołowy wymienieni w pytaniu słynni tenisiści stołowi.

Maciej Kubik kończy wiek juniora, zaś jeszcze 2 lata ty będziesz w tej grupie wiekowej, a z kolei Miłosz Redzimski i Alan Kulczycki trzy. Zostaniecie mistrzami świata?

Czy staniemy na najwyższym stopniu podium MŚJ, tego nie wiem, ale na pewno postaramy się z całych sił, żeby poprawić wynik z tego roku. Łatwo nie będzie, lecz wszystko przed nami, jesteśmy zdeterminowani, by osiągać kolejne sukcesy.

Mateusz Zalewski (fot. archiwum zawodnika)
Mateusz Zalewski (fot. archiwum zawodnika)

Jak porównasz półfinałowe i finałowe mecze w tegorocznych mistrzostwach Europy i świata juniorów w Serbii i Tunezji? Dwa srebrne medale w ciągu niespełna 5 miesięcy to duży wyczyn.

W finale mistrzostw kontynentu z Rumunią było zdecydowanie bliżej złotego medalu. Przy wyniku 1:1 w meczu miałem bardzo dużą przewagę z Ionescu, wygrywałem już 2:1 i 7:3 w czwartym secie oraz 5:1 i 7:2 w piątym. Niestety, nie wytrzymałem i przegrałem. Później Maciej Kubik wygrał z Movileanu, a w decydującym, bardzo wyrównanym pojedynku Miłosz Redzimski przegrał z Chiritą 2:3.

Dlaczego rok temu nie było Mateusza Zalewskiego w składzie złotej drużyny w ME U-19 w Varażdinie? Wówczas po złoto sięgnęli Miłosz Redzimski, Samuel Kulczycki, Maciej Kubik, Szymon Kolasa i Łukasz Sokołowski.

Trener zdecydował, aby Miłosz - jeszcze jako kadet - wspierał nas, zespół Polski, w juniorach i to była dobra decyzja. Byłem z drużyną jako szósty zawodnik, pomagałem się chłopakom rozgrzewać, zawsze łatwiej, gdy jest parzysta liczba tenisistów stołowych. A później wystąpiłem w juniorskim turnieju w singlu, deblu oraz mikście.

Wracając do turnieju w Tunezji, czym zaskoczyła - pozytywnie, negatywnie - Afryka Północna?

Organizacja była w porządku. hotel i wyżywienie super, zaś jeżeli chodzi o transport z hotelu na halę tylko raz mieliśmy sytuację, że nie było busa. Na szczęście problem został szybko rozwiązany. Pogoda była bardzo dobra, codziennie słońce i około 20 stopni Celsjusza. Dokuczał nam jedynie nieprzyjemny zapach przez praktycznie cały pobyt, ale nie wiem, co to było i skąd się wziął. Na pewno to nie wina organizatorów mistrzostw.

To był twój pierwszy wyjazd sportowy poza kontynent europejski?

Nigdy wcześniej nie grałem w Afryce, zresztą czempionat globu juniorów dopiero po raz drugi odbył się na tzw. Czarnym Lądzie, wcześniej w 2013 roku w Maroku. Natomiast MŚ seniorów odbyły się w Afryce w 1939 roku, w Kairze. Teraz rozegrane zostaną w Republice Południowej Afryki w 2023 roku. Mam nadzieję, że będzie mi dane jeszcze rywalizować poza Europą, bardzo chciałbym polecieć do Azji.

Pochodzisz z Serocka na Mazowszu. Skąd w twoim życiu wziął się tenis stołowy?

Zacząłem grać dzięki starszemu bratu Kamilowi. Rywalizowaliśmy np. w garażu. Nauczył mnie bardzo dużo i jestem mu bardzo wdzięczny za to, ile mi czasu poświęcił. Już w wieku 6 lat znalazłem się w KS Sokół, w którym moimi trenerami byli Zbigniew Chodkowski, Barbara Klik, Antoni Wieczorek oraz w późniejszym czasie Marek Stamirowski. To właśnie dzięki ostatniemu z wymienionych szkoleniowców się znalazłem się w ośrodku Drzonków w Zielonej Górze. Brat Marka Stamirowskiego, Krzysztof jest tutaj trenerem, więc rodzice wiedzieli, że będę miał zapewnioną opiekę.

Kiedy zapadła decyzja, że przeprowadzasz się do ośrodka w Drzonkowie?

Pomysł pojawił się wcześnie, bowiem miałem zaledwie 9 lat. Pojechałem tam na obóz, bardzo mi się spodobało i od razu chciałem tam zostać i trenować. Na stałe przeprowadziłem się rok później.

Twój debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej - Superlidze był dość szczególny, gdyż jako 14-latek zagrałeś z rok młodszym Redzimskim. Obaj "odkrywaliście" ligę seniorską.

Tak, już w sezonie 2020/21 byłem zawodnikiem grającym regularnie w Lotto Superlidze. Wygrałem nawet trzy pojedynki, w tym z doświadczonym Bogusławem Koszykiem. Mimo że bilans miałem ujemny, zespół dużo meczów przegrał i spadliśmy, to jednak wspomnienia mam pozytywne. Znacznie poprawiłem umiejętności, a grałem z czołowymi zawodnikami Europy np. Chorwatem Andrejem Gaciną, któremu urwałem pierwszego seta. Sezon 2021/22 spędziliśmy w 1 lidze, a teraz znów jesteśmy w superlidze i mamy duże szanse na utrzymanie, mimo że z elitą pożegnają się aż 4 kluby.

Czytaj także:
Polacy zagrozili Chińczykom. Wrócą czasy Grubby i Kucharskiego?
Mistrzyni świata musi uzbroić się w cierpliwość

Komentarze (0)