[b]
Redakcja PZTS: Kiedy po raz pierwszy spotkał pan siostry Węgrzyn, dziś reprezentantki grające w igrzyskach europejskich?[/b]
Leszek Kawa: Miały 7 lub 8 lat, kiedy w podstawówce w rodzinnych Trzebieszowicach zorganizowany został, zresztą bardzo profesjonalnie, bo z prezentacją na telebimie, nabór do sekcji tenisa stołowego. Troszkę dzieciaków się zainteresowało, ale w tym gronie nie było Kasi i Ani Węgrzyn. Dopiero za jakiś czas tata przywiózł ich na zajęcia w Lądku-Zdroju. Pewnie im tak było wygodnie, bo rodzice tam pracowali. Katarzyna chciała trenować, zaś Anna siedziała cicho na ławeczce i tylko się przyglądała. Dopiero któregoś dnia dołączyła do grupy.
Bliźniaczki są jak dwie krople wody?
Skądże, różnią się i to bardzo. I fizycznie, i charakterem. Kasia taka bardziej odważna, podejrzewam, że poradziłaby sobie też w innych dyscyplinach, w tym zespołowych, a z kolei Ania delikatniejsza, aczkolwiek to ona była przywódcą, tzw. szefem. Jej głos był decydujący.
Kiedy zorientował się pan, że ma do czynienia z bardzo utalentowanymi zawodniczkami?
Miałem własną działalność, pracowałem jako fizjoterapeuta-masażysta, więc układałem sobie rozkład dnia i tygodnia tak, by móc prowadzić treningi we wspomnianych Trzebieszowicach, Lądku-Zdroju i Stroniu Śląskim. Popularne Węgrzynki wyróżniały się niesamowitym zdyscyplinowaniem. Trening był świętością. Dużą rolę odegrali rodzice, fantastyczni ludzie, którzy wpajali im odpowiedzialność w tym, co robią. Dziadek Bogdan kiedyś grał w tenisa stołowego i też miał spory wkład w ich rozwój, początkowo jako czynny uczestnik treningów, a później pomagając w sprawach organizacyjnych, tzn. wyjazdach itd.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popisy córki gwiazdy tenisa
Rodzice pingpongistek nie narzekali, że zbyt ciężko trenują?
Często słyszy się takie historie, ale w tym przypadku było inaczej. Oni wszyscy rozumieli, że tylko systematyczną pracą można dojść do sukcesu. A dziś wyrażają mi wdzięczność, co jest miłe, choć i krępujące. Trenowaliśmy i w niedziele, różne święta, w tym wigilię Bożego Narodzenia i sylwestra. Wychodziłem z założenia, że uroczystości są wieczorami, więc do południa będziemy trenować.
Podobno nie znosi pan spóźnialskich.
Ania i Kasia nigdy się nie spóźniły nawet minuty. To one czekały na mnie przed salą. Zawsze miały w plecakach skakanki, więc aby nie siedzieć bezczynnie na nich ćwiczyły. I to nie było na pokaz, nie zaczynały skakać kiedy pojawiłem się na horyzoncie jadąc rowerem czy samochodem, lecz po prostu chciały dodatkowo trenować. Były świetnie zorganizowane, a tenis stołowy się do tego przyczynił. Obserwowałem je na co dzień, jesteśmy z tej samej miejscowości, chociaż nasze domy są oddalone o ok. 2 kilometry.
Na jakim poziomie pan grał w ping-ponga?
Nie byłem wybitnym tenisistą stołowym, grałem najwyżej na poziomie 2 ligi, ale lubiłem nauczanie i szybko zacząłem pracę trenerską. Cieszę się, że tak wielu moich wychowanków osiągnęła poziom ogólnopolski, niektórzy występowali w reprezentacji kraju, w mistrzostwach świata i Europy.
Wymieńmy kilka nazwisk, poza siostrami Węgrzyn: Alan Woś, Andrzej Kaim, Ada Jończyk, Natalia Michorczyk, Adrian Dugiel, Szymon Burek i wielu innych. MLKS Śnieżnik był kuźnią talentów?
Nie wypada mi chwalić, ale faktycznie uzbierało się sporo osób, które pokazały się z bardzo dobrej strony, nawet na arenie międzynarodowej. Cieszę się także dlatego, że w składzie wówczas aktualnych mistrzyń Polski – KU AZS UE Wrocław w Tolka Tolksdorfa zagrały trzy dziewczyny z Trzebieszowic: Węgrzynki oraz Paula Krysińska.
Prowadzony przez pana Śnieżnik z powodzeniem walczył o elitę w 2017 roku.
Awansowaliśmy po barażach do ekstraklasy, ale problemem była odpowiednio silna grupa treningowa na terenie powiatu kłodzkiego. Wiele osób nas wspierało, m.in. prezes Odry Głoski Jerzy Wieczorek, który podkreślał znaczenie tenisa stołowego w promocji regionu. Niestety do rozgrywek w najwyższej klasie nie przystąpiliśmy.
Jak wygląda dziś szkolenie w klubie?
Niestety, po moim przejściu na emeryturę klub zawiesił działalność. Kiedyś ś.p. Zygmunt Sutkowski, wieloletni prezes Dolnośląskiego OZTS, powiedział: “Skończy Kawa, skończy się tenis stołowy w regionie”. Mam nadzieję, że tak źle nie będzie, bo próbowaliśmy już m.in. z Danielem Majewskim i Bogdanem Węgrzynem, ojcem bliźniaczek. Mnie życie ostatnio ciężko doświadczyła, gdyż zmarła mi żona.
22-letnie Anna i Katarzyna Węgrzyn grają w odbywających się w Krakowie Igrzyskach Europejskich. Występowały już w seniorskich MŚ i ME. Jak rozwija się ich kariera?
Szkolenie jest bliskie mojego serca, byłem swego czasu przewodniczącym Rady Trenerów PZTS, ale nikogo oceniać nie zamierzam. Wierzę, że dziewczyny zrobią wkrótce skok jakościowy i będzie on widoczny po ich wynikach. To fantastyczne pingpongistki do codziennej pracy. Pamiętam jak wprowadzaliśmy nowoczesne elementy do gry, np. agresywny odbiór bananem, czyli flipem bekhendowym. Mieliśmy kolejne pomysły, nie wszystko udało się zrealizować. Bliźniaczki mają potencjał, który trzeba wykorzystać. Jarek Kołodziejczyk, który prowadził pierwszą reprezentację Austrii, mówił, że Ania jest “lekiem na Chinki”. Potrafiła z nimi wygrywać.
Jak wyglądały treningi pod pańskim okiem?
Cóż, zaczynaliśmy już o 6 rano. Po treningu prosto do szkoły, a nauczycielki były zadowolone, mówiąc, że dzieciaki są już “rozbudzone”. W ogóle świetnie mi się współpracowało ze szkołami podstawowymi i średnimi. A ja byłem zdania, że jeśli idzie się spać o godz. 22, to spokojnie można wstać o 5 rano. Drugi trening mieliśmy po lekcjach. A później ćwiczyliśmy serwis, ogólnorozwojówkę, rozmawialiśmy o taktyce. Pewnego dnia Ania skomentowała: Super, trenerzy, że dziś trochę odpoczniemy i nie będzie czwartego treningu.
W 2019 roku w Ostrawie Ania została mistrzynią Europy juniorek w singlu oraz w deblu z Kasią.
Niestety, nie mogłem pojechać na te zawody, chociaż z Trzebieszowic jest stosunkowo blisko. Ale na zagraniczne turnieje jeździłem dość często. Jeden z kolegów żartował, że Węgrzynki grają do końca, więc musi do końca być na imprezach pingpongowych. Zdarzyło się też, że prowadziłem kadrę – razem z Xu Kaiem - podczas seniorskich zmagań w Finlandii.
Umiejętności w zakresie fizjoterapii pomagały panu podczas pracy trenerskiej?
Potrafię zakładać tejpy, radzę sobie z mikrourazami, więc dodatkowo pomagałem zawodniczkom. Do dziś mam propozycje pracy m.in. w klubach tenisa stołowego jako trener, fizjoterapeuta, rehabilitant. Swego czasu długo za mną “chodził” prezes Bronowianki Kraków Kazimierz Skrzypek. Sam przenosić się nie chciałem, a rodzina nie mogła wyjechać z Trzebieszowic. Były też zagraniczne oferty zatrudnienie jako szkoleniowca, m.in. z Niemiec, jednak barierą okazała się niewystarczająca znajomość angielskiego lub niemieckiego.
Przeczytaj także:
Niesamowite emocje w tenisie stołowym! Złoto dla pogromczyni Polki i 16-letniego Francuza