Ping-pong premiera. Mateusz Morawiecki z teką ministra sportu

Premier do wyboru nowego ministra osobiście nadzoruje resort sportu. Ma z tą dziedziną wiele wspólnego. - Świetnie zapiernicza forhendem - opowiada Zygmunt Sutkowski, który świetnie pamięta tenisistę stołowego Morawieckiego.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Mateusz Morawiecki PAP / Paweł Supernak / Na zdjęciu: Mateusz Morawiecki
Premier do dziś nie zapomniał, jak fachowo trzymać paletkę albo podkręcić piłeczkę. Zygmunt Sutkowski, kiedyś kierownik sekcji klubu Burza Wrocław, w którym grał premier, zobaczył niedawno szefa rządu znowu przy stole tenisowym w telewizyjnych urywkach. - Byłem zaskoczony, że niczego nie zapomniał. Techniczna gra - chwali były trener szefa rządu.

W polityce Mateusz Morawiecki też trochę przebija piłeczkę nad siatką, bo nie wybrał jeszcze następcy Witolda Bańki. I przez kilka dni, a może nawet tygodni, sam będzie zarządzał sportem, dopóki nie wyklaruje się odpowiedni kandydat - WIĘCEJ TUTAJ.

Grób dla ojca

Gdy w Polsce rządziła komuna, jego ojciec Kornel (zmarł 30 września 2019 roku) był wrogiem ojczyzny, a młody Mateusz myślał, że być może kiedyś zostanie mistrzem. W tenisa stołowego zaczął grać w Szkole Podstawowej nr 9, a że niedaleko funkcjonował klub Burza, to z czasem przeniósł się na wyższy poziom. Był talentem, w wieku kadeta znajdował się w czołowej ósemce w kraju. Jego ówczesny trener Zdzisław Tolksdorf opowiadał, że szybko robił postępy, był obiecujący i pracowity. I miał zadatki na to, aby osiągać dobre wyniki.

Ta przygoda z rakietką na poważniej trwała około 4 lat (mniej więcej 1979-1983). Pewnie też przy stole mógł odreagować stres. Kornel, jego ojciec, był wrogiem komuny, musiał się ukrywać, przez co młody miał problemy. Ale też klub Burza, bo milicja lubiła robić naloty. A sam Mateusz - tak jak potrafił odbijać małą piłeczkę, tak uderzenia zomowskich pał przyjmował już na ciało. Jego kolega Andrzej Furman wspominał, że jak Morawiecki przebierał się w szatni, to ciało miał granatowe od siniaków. - A pan wie, że raz go nawet zabrali i kazali kopać ojcu grób? - wspomina teraz Sutkowski. I dodaje: - Bardzo dużo mu ten tenis dawał.

Poprawić chałturę 

Swojemu byłemu wychowankowi Sutkowski kibicuje do dziś, niedawno na Facebooku złożył mu gratulacje z okazji wygranych wyborów. Choć nie ukrywa, że też się na nim trochę zawiódł. Bo choć był we Wrocławiu, to nie odwiedził starych trenerów, nie dał nic znać.

Sutkowski bardzo wierzy w premiera, ale także nowego ministra sportu, który może w końcu coś zrobi z tym małym, lokalnym i amatorskim sportem. - Bo Bańka to robił jakieś programy, ale to wszystko była chałtura - opowiada 84-letni "prezes tysiąclecia" -  jak go we Wrocławiu nazywają.

ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu"

I tak jak z premierem nie porozmawiał, tak spotkał się w zeszłym roku z Kornelem Morawieckim. To było przy okazji wizyty byłego marszałka w Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu.

Zygmunt Sutkowski: - Przypomniałem mu się, było mu bardzo miło. Mówiłem mu o sporcie, o naszych problemach. Odpowiedział, że przekaże synowi. Ale nie wiem, czy przekazał…

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×