To właśnie Pegula będzie ćwierćfinałową rywalką Igi Świątek w Roland Garros. Panie spotkają się ze sobą po raz drugi w tym sezonie. W półfinale w Miami Polka wygrała 6:2, 7:5.
Pomiędzy tymi pojedynkami, tym z Miami i tym nadchodzącym, da się znaleźć podobieństwa. Przytrafiły się w momentach, w których Świątek z jednej strony napędza się perspektywą niebotycznego sukcesu, z drugiej - walczy z narastającym zmęczeniem. Po meczu 1/8 finału z Qinwen Zheng Świątek została zapytana o prezent na urodziny (we wtorek kończy 21 lat). - Kilka dni odpoczynku - odparła Iga.
Niestety, nawet z okazji urodzin, organizatorzy takiego życzenia spełnić nie mogą. We wtorek Polka odpocznie, ale w środę około 13.30 znów wejdzie na kort centralny.
Zmęczenie dopadło ją również w Miami. Wówczas największy problem stanowiły spotkania rozgrywane dzień po dniu. Drugą część dwudniowego zestawu stanowił właśnie pojedynek z Jessiką Pegulą. Kto wie, gdyby nie udało się Idze domknąć tamtego spotkania w dwóch setach (w drugiej partii przegrywała 2:4), być może nie pasjonowalibyśmy się passą kilkudziesięciu zwycięstw Polki.
Ojciec przebił Trumpa
Seria trwa jednak w najlepsze i aktualnie licznik wskazuje liczbę 32. O trzydziestą trzecią wygraną Świątek powalczy z Pegulą. Gra będzie toczyć się o prestiż, 780 punktów do rankingu i 600 tysięcy euro. Dla Amerykanki dodatkowo o pierwszy w historii awans do półfinału Wielkiego Szlema.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie akcje to sól futbolu! Zrobił to fenomenalnie
W ciemno można zakładać, że najmniejszą motywacją dla przeciwniczki będzie nagroda finansowa. Pieniędzy ma bowiem w bród. To za sprawą ojca, który zbił fortunę na wydobyciu gazu i ropy naftowej. Aktualnie "Forbes" wycenia jego majątek na 5,8 miliarda dolarów, co plasuje go w pierwszej pięćsetce najbogatszych ludzi świata.
Aby sobie uzmysłowić, z kim mamy do czynienia, można przytoczyć historię sprzed ośmiu lat. Terry Pegula kupił klub futbolu amerykańskiego Buffalo Bills za 1,4 miliarda dolarów, przebijając oferty Bon Joviego i... Donalda Trumpa.
Późna eksplozja
Z kortu też można podnieść grube miliony, lecz siedmiocyfrowe wypłaty zarezerwowane są dla najlepszych. Pegula przez długie lata trzymała się z dala od czołówki. Nie miała porywającej kariery juniorskiej ani spektakularnego wejścia w zawodowy tenis. W Wielkim Szlemie zadebiutowała w 2015 roku, jako 21-latka. Kilka miesięcy wcześniej była bliska przedarcia się przez eliminacje Roland Garros, lecz w decydującej rundzie zatrzymała ją... Paula Kania-Chodun.
Pegula zapytana o to, jak określiłaby się jednym słowem, odpowiedziała "zdeterminowana". To wiele wyjaśnia. Niejedna tenisistka by się poddała. Peguli też taka myśl przeszła przez głowę, lecz nią nie zawładnęła. Zwyciężyła sportowa ambicja, która z roku na rok przynosi coraz większe owoce.
Niezależnie od tego, jakim rezultatem zakończy się mecz ze Świątek, w nadchodzący poniedziałek Pegula awansuje po raz pierwszy w karierze do czołowej dziesiątki rankingu WTA. To niespotykane osiągnięcie jak na tenisistkę, która w wieku 26 lat miała jeden wygrany mecz w turniejach wielkoszlemowych.
Dążyć do Venus
Determinacja to na pewno coś, co potrafi wyróżnić tenisistkę. Gdy Sandra Zaniewska podejmowała współpracę z Alize Cornet, tłumaczyła to nadzwyczajną ambicją doświadczonej Francuzki. Duża część młodszych rywalek była usatysfakcjonowana dotychczasowymi osiągnieciami, podczas gdy Cornet wciąż chciała więcej.
Wydaje się, że bardzo podobna może być geneza nawiązania zawodowych relacji pomiędzy Pegulą a Davidem Wittem. Wieloletni trener Venus Williams na pewno miał propozycję od młodszych, być może też bardziej utalentowanych zawodniczek. Do pierwszej dziesiątki doprowadził jednak tę, która w momencie nawiązania współpracy miała 25 lat i stawiała pierwsze kroki w czołowej setce rankingu.
Osiągnięcia Peguli na tle starszej z sióstr Williams wciąż wypadają blado, lecz w Roland Garros wielka gwiazda tenisa tylko raz zaszła dalej niż do ćwierćfinału. Pod tym względem nowa podopieczna Witta może się z nią zrównać już w środę.
Iga Świątek też goni Venus Williams, z tym że w innej kategorii. 41-letnia Amerykanka to posiadaczka najdłuższej serii zwycięstw spośród aktywnych tenisistek. W 2000 roku wygrała 35 spotkań z rzędu.
Wyrównanie tego rekordu dałoby Świątek mnóstwo radości. Wiązałoby się bowiem z wygraniem Roland Garros i sięgnięciem po drugi wielkoszlemowy tytuł. No i z nagrodą w postaci kilku dni odpoczynku, tak zasłużonych i tak mocno wyczekiwanych przez Polkę.
Szymon Adamski, WP SportoweFakty