Magdalena Fręch: Nie jesteśmy niczemu winni, a zostaliśmy ukarani

Materiały prasowe / PZT / Na zdjęciu: Magdalena Fręch
Materiały prasowe / PZT / Na zdjęciu: Magdalena Fręch

- Zostaliśmy ukarani za to, że sytuacja między Rosją a Ukrainą jest, jaka jest. My, tenisiści, nie jesteśmy niczemu winni - mówi Magdalena Fręch, która podczas Wimbledonu osiągnęła III rundę, ale punktów do rankingu nie dostanie.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Dobra forma na trawie, ostatecznie odprawienie Camili Giorgi, Anny Karoliny Schmiedlovej i odpadnięcie po niezłym występie z Simoną Halep. Bilans punków? Zero. Boli? 

Magdalena Fręch, polska tenisistka: Boli zdecydowanie. Wszyscy jesteśmy w takiej sytuacji. To boli najbardziej zawodników, którzy osiągnęli wyższe cele albo bronili wielu punktów i nie mieli szansy na ich obronę. Oczywiście lepiej by było, gdybym punkty za III rundę miała dopisane, bo dałoby mi to duży luz psychiczny. Nie będę narzekać, bo III runda zostanie ze mną na zawsze, a punkty i tak miałabym zabrane za rok. Niewielu zawodników może się czymś poszczycić.

Andy Murray mówił przed turniejem, że odebranie punktów nie ma znaczenia dla prestiżu turnieju, bo zwycięzcy i tak zostaną zapamiętani, bo to Wimbledon.

Takie podejście rozumiem. To jest wielki szlem, zupełnie inny turniej niż WTA 250, 500. Każda runda jest dla mnie na wagę złota i nawet nie miałam myśli, żeby odpuścić Wimbledon. Wiedziałam, że będę go grała. Może wolałabym, żeby były punkty, bo to dodaje adrenaliny, poza tym po to właściwie gramy. Uważam, że z perspektywy zawodników lepszym byłoby zachowanie punktów. My, tenisiści, nie jesteśmy niczemu winni. Tak naprawdę zostaliśmy ukarani za to, że jest sytuacja taka, jaka jest. Albo ukarzmy wszystkich, albo potraktujmy tak samo. To słabe. Djoković wygrał rok temu, bronił punktów - spadł w rankingu. To nie odzwierciedlenie tego, co się wydarzyło na kortach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski

Czy uważasz, że decyzja władz Wimbledonu o niedopuszczeniu Rosjan była słuszna? Bo ta o zabraniu punktów przez ATP i WTA wiemy już, że nie znalazła aprobaty.

Ogólnie ciężko o tym powiedzieć wprost, bo każdy ma inną historię. Większość zawodników niby nie mieszka w Rosji. Tylko się tam urodzili, a potem na przykład wyprowadzili. Jednak utożsamiają się ze swoim krajem. To, jaki argument miał Wimbledon, czyli to, żeby nie pokazywać w mediach rosyjskich zawodników, było silnym argumentem. Do mnie to przemawiało. Mieszkańcom Rosji mogłoby się wydawać, że nic się nie dzieje, jeśli ich zawodnicy startowaliby normalnie. To niełatwa decyzja, ale uważam, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Tak właśnie to powinno wyglądać dopóki wojna trwa. Przecież dzieje się to od jakiegoś czasu i nie ma na razie mowy o jej zakończeniu.

Masz stały kontakt z Ukrainkami? 

Rozmawiam często z Ukrainkami, Łesią Curenko czy Martą Kostiuk. Nie mają domów, nie mają dokąd wrócić. My nawet nie możemy sobie tego wyobrazić. Później rosyjscy zawodnicy wygrywają turniej, a w ich mediach przekaz jest taki, że wszystko jest ok, a ich zawodnik triumfuje.

A jak wyglądał moment, kiedy doszło do ataku? 

Widzieliśmy się z Łesią, kiedy to wszystko się zaczęło. Byłyśmy wtedy w Meksyku, skończyłam bardzo późno swój mecz, o 2-3 w nocy. Otworzyłam wiadomości i na pierwszej stronie była informacja, że nastąpił atak, Rosja napadła na Ukrainę. Następnego dnia widziałam Łesię ze swoim trenerem, byli w tragicznym stanie. Przez pierwsze dwa tygodnie Ukraińcy spotykali się w hotelowych lobby. Nie spali, byli roztrzęsieni. Widziałam, ile nerwów ich to kosztuje. To jest wojna.

Tenisiści z innych krajów inaczej do tego podchodzą, bo są za daleko od konfliktu. My jesteśmy blisko, więc zaczęło nas to interesować. Ta relacja zaczęła się między nami budować, wspieramy ich jak możemy na turnieju. Choćby tym, że zapytamy co słychać, bo to jest im potrzebne.

Pytali o ewentualne schronienie w Polsce?

Uciekali przez nasz kraj, głównie ich rodziny. Inne drogi dla takich tenisistów są otwarte, więc mogli znaleźć akademie, by mieć gdzie mieszkać i trenować.

Wróćmy do Wimbledonu. Debiutowałaś tam w turnieju głównym, jakie były pierwsze wrażenia? 

Pierwsze, co się rzuca w oczy, kiedy przechodzi się przez bramę klubu, to elegancja. Anglicy dbają o każdy, najmniejszy szczegół. Wszyscy są pod krawatem. To pokazuje, że miejsce jest szczególne i odmienne od pozostałych szlemów.

Co z najważniejszymi tradycjami? 

Oczywiście, truskawki ze śmietaną - codziennie po kilka opakowań jedliśmy. To jedna z najlepszych rzeczy.

Dobrze się tam czułaś? Wydaje się, że trawa sprzyja twojej grze.

Nie byłam od początku stawiana w roli kogoś, kto może coś na Wimbledonie zdziałać. W I rundzie trafiłam przecież na Camilę Giorgi, która świetnie się czuje na trawie. Grałam jako ostatnia z Polek i mówiłam, że głupio byłoby, gdybym tylko ja nie awansowała do II rundy. To był duży przeskok, bo zobaczyłam, że mogę spokojnie realizować z najlepszymi.

Byłaś zaskoczona tym, że zwyciężyła Jelena Rybakina? 

Przed turniejem nie postawiłabym na nią. W trakcie było już widać, że bardzo pewnie serwuje i przełamanie jej było trudne. Świetnie się czuła w grze z głębi kortu, przy siatce też nie miała problemów. Po meczu z Tomljanović, gdy wygrała po trzech setach, widać było pewność uderzenia.

To, co na pewno cieszy to fakt, jak wszystkie polskie tenisistki się zaprezentowały. Żadna nie odpadła w I rundzie. 

Nie tylko Polek, ale też Polaków jest dużo, jak dodamy deblistów, to grupa robi się rozległa. Fajnie, że język polski słychać na turniejach. Tego zawsze brakowało w dużych turniejach.

Wyniki Igi Świątek dodają skrzydeł? 

Iga pokazała, że można, jest w stanie wygrywać turnieje wielkoszlemowe. Dodaje to odwagi i myśli, że my, tenisiści z Polski też możemy triumfować w najważniejszych imprezach.

Śmiało można powiedzieć, że polski tenis jest bardzo silny. 

Polski tenis nie był nigdy silniejszy. Mieliśmy przez lata Agnieszkę, ale teraz jest Iga. Inna zawodniczka, inne sukcesy. Tenis jest coraz popularniejszy, wielu ludzi zaczęło kojarzyć dyscyplinę. Szczególnie po Wimbledonie pojawiło się więcej zainteresowania naszą dyscypliną i dokonaniami.

Czytaj też: 
Ashleigh Barty zabrała głos na temat Świątek
Jerzy Janowicz zmieciony z kortu

Źródło artykułu: