Skandal z udziałem Sabalenki. "To się bardzo szybko wydało"

Getty Images / Robert Prange / Na zdjęciu: Aryna Sabalenka
Getty Images / Robert Prange / Na zdjęciu: Aryna Sabalenka

- To się bardzo szybko wydało - mówi WP Sportowe Fakty o skandalu na Roland Garros naczelny magazynu Tenisklub Adam Romer. Aryna Sabalenka przeszła ostatnio przemianę. Dziennikarz, który obecnie przebywa w Paryżu, tłumaczy, co za nią stoi.

Podczas tegorocznego Roland Garros Aryna Sabalenka jest bohaterką skandali. Białorusinka unikała obowiązkowych konferencji prasowych. Co więcej, sami organizatorzy zostali oskarżeni o nierówne traktowanie. Bo gdy o to samo dwa lata wcześniej prosiła Naomi Osaka, tłumacząc się problemami mentalnymi, została ukarana. A później sama wycofała się z turnieju.

Irracjonalne zachowania Białorusinki

Zachowanie wiceliderki rankingu WTA miało jednak drugie dno. W 2020 roku po sfałszowanych przez Alaksandra Łukaszenkę wyborach, widniała na publicznej liście osób popierających dyktatora. Satrapa w tym samym momencie aresztował i mordował pokojowo protestujących rodaków. I wydawało się, że tenisistce w niczym to nie przeszkadzało.

Dlatego też jej słowa ws. wojny na Ukrainie i brak potępienia odpowiedzialnych za nią dyktatorów Rosji i Białorusi, budziły oburzenie. Sama Sabalenka dolewała oliwy do ognia, twierdząc, że rzekomo pada ofiarą dyskryminacji. Jej zdaniem to właśnie ona miała być poszkodowana. A ofiary wojny? Kto jest jej winny? Nawet się nie zająknęła.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna partnerka Arkadiusza Milika zakończyła pewien etap

Podczas konferencji po meczach I i II rundy była pytana przez ukraińską dziennikarkę nt. napaści Rosjan na Ukrainę. Ta odpowiadała wymijająco. A po swoich kolejnych dwóch meczach na spotkanie z dziennikarzami po prostu nie przyszła.

- Padły tylko dwa niewygodne pytania ze strony Ukrainki. Nie chciała na te pytania odpowiadać. Później zrobiła najprostszy możliwy unik i nie przychodziła na konferencje prasowe - opowiada WP SportoweFakty Adam Romer, który przebywa obecnie w Paryżu.

Po III rundzie zrobiło się spore zamieszanie, gdyż normalne spotkanie z mediami się nie odbyło. Jednakże po sieci krążyła transkrypcja z wydarzenia. Pojawiły się nawet informacje, że zostali na nie zaproszeni jedynie wybrani dziennikarze.

- To nie była konferencja dla wybranych. Tak naprawdę porozmawiała tylko z dziennikarką pracującą dla federacji WTA. Rozesłano skrypt, który próbowano przedstawić jako spotkanie medialne. To się bardzo szybko wydało, że to nie była żadna konferencja, lecz rozmowa z jedną osobą - wyjaśnia.

Białorusinka w dość pokrętny sposób wyjaśniła, dlaczego nie chce rozmawiać ze wszystkimi pracownikami mediów. - Tłumaczyła się, że nie czuje się bezpiecznie, co z mojego punktu widzenia jest irracjonalne. Przyznała to poniekąd przychodząc na konferencję po ćwierćfinale. Padły pytania ze strony dziennikarzy, czy czuje się bezpiecznie i odpowiedziała, że tak, czym de facto to potwierdziła - dodaje dziennikarz.

Uważa, że wpływ na to miała sama organizacja. - Pod wpływem nacisków ze strony WTA, która nie wiedziała, jak ten problem rozwiązać, przyszła w końcu na konferencję prasową - tłumaczy.

Białorusinka odrobiła lekcję?

Sabalenka zdecydowała się zmienić zdanie i przyszła na spotkanie ze wszystkimi dziennikarzami po meczu ćwierćfinałowym z Eliną Switoliną. Odpowiedziała na kilka trudnych pytań o związkach z Alaksandrem Łukaszenką. I nie uchylała się od odpowiedzi.

- Nie popieram wojny, co oznacza, że nie popieram teraz Łukaszenki - powiedziała. Adam Romer uważa, że jest jeden ważny powód odmiany tenisistki.

- Została przygotowana umiejętnie do konferencji, by odpowiadać na pytania dziennikarzy. Przez ostatnie kilka dni ktoś nad nią pracował, ale może akurat tej kwestii podejścia do siatki nie poruszył - ocenia Romer.

Nawiązuje tym samym do sytuacji po meczu ze Switoliną. Ukrainka protestuje przeciwko wojnie w ten sposób, że nie podaje ręki po meczu zawodniczkom z Rosji oraz Białorusi. Zrozumiała to Daria Kasatkina. Rosjanka otwarcie potępiła napaść swojego kraju i nawet nie podeszła do siatki po ich starciu.

Jednakże Sabalenka czekała wymownie pod siatką po spotkaniu. Była oskarżana o to, że celowo sprowokowała rywalkę.

- Ta sytuacja budzi emocje. Aryna tłumaczyła się, że zrobiła to instynktownie. Trudno orzec, gdzie tu jest prawda i nie dowiemy się czy Białorusinka zrobiła to specjalnie. Nikt nie miał wątpliwości, że Switolina ręki nie poda. Ktoś przez ostatnie kilka dni nad nią pracował, ale może akurat tej kwestii podejścia do siatki nie poruszył. Jednak, gdyby Sabalenka nie podeszła do siatki, to też mogłoby być to różnie interpretowane. Do tego bym wielkiej wagi nie przykładał - kończy Adam Romer.

Pozostaje tylko pytanie, czy na spotkaniach z mediami obserwujemy autentyczną zmianę w zachowaniu Białorusinki. Być może jednak została tylko odpowiednio przeszkolona pod względem PR-owym.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
"Nie została przetestowana". Legenda wprost o Świątek