Dlatego Świątek poprawiła swoją grę? "To ewenement"

Getty Images / VCG / Na zdjęciu: Iga Świątek
Getty Images / VCG / Na zdjęciu: Iga Świątek

- Potrzebowała jednego, dwóch, może trzech meczów, by wróciła jej pewność siebie. Tak się stało dopiero w Pekinie. Myślę, że to główna przyczyna dysonansu pomiędzy optyką formy Igi - mówi Adam Romer, redaktor naczelny magazynu "Tenisklub".

Iga Świątek rozwiała wszelkie wątpliwości i w Pekinie udowodniła, że wciąż może grać na najwyższym światowym poziomie. Po niepokojącej serii niepowodzeń Polka wróciła na właściwe tory i pewnie wygrała turniej WTA 1000 w Chinach.

W decydującej potyczce z Ludmiłą Samsonową, Świątek nie była zagrożona nawet przez chwilę i w ostatecznym rozrachunku przegrała raptem cztery gemy. - Finały po prostu trzeba wygrywać, a nie pięknie w nich grać. Mecz nie był specjalnie atrakcyjny dla koneserów. Co istotne, Iga kontrolowała jego przebieg od pierwszej aż do ostatniej piłki. Samsonowa nie miała nic do powiedzenia. Po jej meczach z Kostiuk i Rybakiną myślałem, że pokaże więcej. Nie spodziewałem się, że mecz o tytuł potoczy się w taki sposób - mówi Adam Romer, redaktor naczelny magazynu "Tenisklub", w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Sądziłem, że Idze będzie trochę trudniej. Trzeba przyznać, że nasza reprezentantka rozegrała go naprawdę mądrze. Przemawiają za tym statystyki. Patrząc na te oficjalne, Iga nie popełniła żadnego niewymuszonego błędu. Może taka wartość nie jest do końca trafiona i Polka przegrała jakieś dwie, trzy akcje. Niemniej zaprezentowała się niemal bezbłędnie - dodaje.

"To ewenement"

Obie zawodniczki spędziły na korcie niewiele ponad godzinę. Samsonowa musiała ryzykować, co rzadko jej się opłacało. - Właśnie dlatego Rosjanka popełniła wiele niewymuszonych błędów, próbując dotrzymać tempa gry Idze - podkreśla Romer.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Polka zrobiła furorę w Monachium. Co za pokaz!

Część kibiców z pewnością odetchnęła z ulgą. Po bardzo słabym występie Świątek w Japonii niektórzy mogli łapać się za głowę. Jak widać, był to jedynie wypadek przy pracy. - Turniej w Tokio to ewenement. Naliczono Idze prawie 100 niewymuszonych błędów w pięciu setach. To bardzo dużo. Moim zdaniem taki stan rzeczy wynikał z trzech bardzo intensywnych tygodni treningów, poprzedzających zmagania w Japonii. Iga chyba nie zdążyła się do końca zregenerować, priorytetowo prowadząc przygotowania pod finałowy turniej WTA w Cancun, który zostanie rozegrany na przełomie października i listopada - zauważa ekspert.

- Iga potrzebowała jednego, dwóch, może trzech meczów, by wróciła jej pewność siebie. Tak się stało dopiero w Pekinie i jestem zdania, że to główna przyczyna dysonansu pomiędzy optyką formy Igi. Zresztą ona sama przyznawała, że w trakcie China Open czuła się dużo lepiej pod względem mentalnym. Myślę, że Tokio zostanie w jej głowie i nie będzie tam zbyt chętnie wracać - kontynuuje.

Nadal jest dobra

Świątek nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Choć prezentuje się słabiej niż w ubiegłym sezonie, należy podkreślić, że w tym roku w żadnym turnieju nie odpadła przed ćwierćfinałem.

- Rozegrała bardzo dużo meczów w tym sezonie, bo aż 73, z których przegrała tylko jedenaście. Mało która zawodniczka jest w stanie utrzymać taki poziom gry przez długi czas. Patrząc na statystyki, ten rok, zeszły i jeszcze poprzedni wyglądają dosyć podobnie. Niewykluczone, że następnych kilka lat również będzie przebiegało tak samo - podsumował Adam Romer.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Rosyjskie media po triumfie Świątek
Sprawdź, kiedy kolejny turniej Świątek

Źródło artykułu: WP SportoweFakty