Jasmine Paolini latami czekała na tak znakomity sezon. Włoszka polskiego pochodzenia 8 czerwca rywalizowała w finale wielkoszlemowego Rolanda Garrosa, a już nieco ponad miesiąc później walczyła o kolejny tytuł, tym razem w Wimbledonie.
W Paryżu 28-latka musiała uznać wyższość Igi Świątek (2:6, 1:6). Teraz w finale spisała się lepiej, jednak ponownie doznała porażki. Tym razem lepsza od niej była Czeszka Barbora Krejcikova (2:6, 6:2, 4:6, relacja TUTAJ).
- Czasami boję się zbyt wiele marzyć - wyznała na konferencji prasowej Paolini, która mimo kolejnej porażki w finale wielkoszlemowym nadal dąży do wielkich rzeczy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wakacje Sabalenki. Co za widok!
- Wracam, staram się ćwiczyć, pozostać w teraźniejszości, jak mówiłam wiele razy. To jest cel dla mnie, mojego zespołu, aby spróbować utrzymać ten poziom tak bardzo, jak to możliwe. Jeśli to się uda, myślę, że mogę dokonać wiele - dodała Włoszka.
Paolini mimo porażki w finale zaliczyła fenomenalny występ w Wimbledonie. W końcu przed zakończoną edycją w żadnej innej nie wygrała ani jednego spotkania w głównej drabince. W dodatku poprawi jeszcze swoje miejsce w światowym rankingu WTA, co będzie jej najlepszym wynikiem w karierze.
- Marzyłam o tym, by trzymać trofeum, ale nie poszło dobrze. Cieszę się jednak z pozycji, na której teraz jestem, piątej na świecie. Szczerze mówiąc, to niewiarygodne - podkreśliła 28-latka.
- Właśnie zaliczyłam dwa finały w dwóch turniejach wielkoszlemowych. Muszę być zadowolona z wyników, ale jestem też trochę rozczarowana - skwitowała na koniec.
Przeczytaj także:
Nie zapomina o polskich korzeniach! Tylko spójrz, co miała w rękach Paolini