Szczęście dopisało Słowakowi Ivo Klecowi, który wprawdzie przegrał w eliminacjach z Adamem Chadajem, ale dzięki rezygnacji z udziału w turnieju Niemca Tommiego Haasa (wskutek kłopotów z barkiem) został powołany na jego miejsce jako lucky loser. Nie potrafił jednak wykorzystać szansy przyznanej przez los. Pierwszego seta przegrał z innym Niemcem Michaelem Berrerem 1:6, w drugim grał już pewniej i doprowadził do tie-breaku, gdzie prowadząc 6:4 i 6:5, miał nawet dwie piłki setowe. Niestety nie wytrzymał nerwowo i od stanu 6:4 nie wygrał już żadnej piłki, przegrywając tym samym cały mecz.
Marokańczyk Younes El Aynaoui grając spokojnie i mądrze, zmieniając tempo uderzeń wymanewrował dość pewnie z konkurencji swego młodszego rywala, Francuza Alexandre Sidorenkę, który podobnie jak Klec miał możliwość wygrania drugiego seta w tie-breaku, nie zdołał jednak wykorzystać swoich piłek setowych. W rezultacie Marokańczyk wygrał 6:4, 7:6(6). Tym samym ostał się organizatorom, po wcześniejszych wycofaniach się z turnieju jeden z magnesów przyciągających publiczność.
Drugi magnes, znacznie większego kalibru, Rosjanin Marat Safin walczył tymczasem na korcie centralnym o przeżycie w turnieju. W trzecim secie meczu przeciwko Argentyńczykowi Carlosowi Berlocqowi, przy stanie 3:4 i 15:40 we własnym gemie serwisowym, Carlos wypracował - wspólnie z Safinem (!), raz zagrywającym genialnie, innym razem psującym najprostsze uderzenia - dwie piłki na przełamanie, co byłoby chyba równoznaczne z wygraniem pojedynku. I wtedy ruszył do boju Marat, doprowadzając do równowagi, dwukrotnie jeszcze Carlos miał break-pointa, natomiast Rosjanin wykorzystał dopiero trzecią przewagę i zdobył gema, wyrównując na 4:4, a wydawało się, że już przegrał mecz; w każdym razie był już na straconej pozycji.
Ale tak się nie stało. Niewykorzystane przez Argentyńczyka punkty na przełamanie zemściły się zaraz w następnym gemie, którego przegrał popełniwszy trzy łatwe błędy. W dziesiątym gemie Safin zdobywał już z łatwością punkty, chodząc do siatki i zagrywając woleje, czego wcześniej nie robił, przynajmniej nie za często.
Warto może jeszcze wspomnieć zwycięstwo Włocha Simone Bolelliego w bratobójczym pojedynku ze swym krajanem Andreasem Seppim, turniejową szóstką. Grający mocno i pewnie przez całe dwa sety nie dał szans swemu rodakowi i wygrał 6:4, 7:5. To prawda, że Seppi był rozstawiony, ale w końcu dzieli ich niewielka różnica w rankingu ATP, nie większa niż kilkanaście miejsc.
Zdołano wczoraj wyłonić już także pierwszych czterech ćwierćfinalistów górnej połowy drabinki turniejowej. Są nimi: Paul-Henri Mathieu (nr 1.), który pokonał Gianlucę Naso; Marin Cilic (8) - po wyeliminowaniu Niemca Philippa Petzschnera; Hyung-Taik Lee, który wygrał z Brazylijczykiem Julio Silvą i wspomniany już Simone Bolelli.
Na jutro pozostały pojedynki dolnej połowy drabinki. A tam walczyć będą znani w świecie tenisowym zawodnicy: Fernando Gonzalez, turniejowa dwójka, Kristof Vliegen, Steve Darcis, Igor Andrejew (4) oraz, oczywiście, Marat Safin i inni.
Wyniki środowych meczów I rundy:
Paul-Henri Mathieu (Francja, 1) - Gianluca Naso (Włochy) 6:3, 6:4
Marin Cilic (Chorwacja, 8) - Philipp Petzschner (Niemcy) 6:4, 7:6(6)
Simone Bolelli (Włochy) - Andreas Seppi (Włochy,6) 6:4, 7:5
Hyung-Taik Lee (Korea) - Julio Silva (Brazylia, LL) 6:1, 6:4
Wyniki środowych meczów II rundy:
Marat Safin (Rosja, WC) - Carlos Berlocq (Argentyna) 6:3, 3:6, 6:4
Michael Berrer (Niemcy) - Ivo Klec (Słowacja, LL) 6:1, 7:6(6)
Steve Darcis (Belgia, 7) - Benjamin Becker (Niemcy) 6:3, 6:4
Younes El Aynaoui (Maroko, Q) - Alexandre Sidorenko (Francja, Q) 6:4, 7:6(6)
dziennikarz akredytowany na turniej w Monachium