Warszawa żegna Lindsay

Dwa mecze, dwie porażki i brak na koncie choćby jednego zdobytego seta – można powiedzieć, że taki występ nie należy do najbardziej udanych. Jednak Lindsay Davenport tryskała humorem a w swym występie starała znaleźć jak najwięcej pozytywów, a nie doszukiwać się błędów. W jej sytuacji przecież tenis jest już przede wszystkim przyjemnością - nie ciężkim codziennym obowiązkiem.

W tym artykule dowiesz się o:

Wiem, że nie jestem najlepiej predestynowana do gry na kortach ziemnych,więc jestem zadowolona z mojej gry, szczególnie w meczu ze Swietłaną – przyznała. Faktycznie pewna doza optymizmu w stwierdzeniu Amerykanki jest uzasadniona, jako że pokazała się ze znacznie lepszej strony niż w pierwszym meczu przeciwko Marii Kirilenko.

Obie tenisistki stworzyły miły dla oka spektakl, w którym liczba efektownie wygranych piłek przewyższała ilość nieudanych zagrań. Do pełni szczęścia brakowało jednak jakiejkolwiek dramaturgii, gdyż Rosjanka w pełni kontrolowała przebieg spotkania. Do zwycięstwa wystarczyło jej po jednym przełamaniu, w pierwszym secie nastąpiło ono w siódmym gemie, w następnym już na samym początku partii.

Kuzniecowa pewnie pilnowała swego podania nie dając rywalce żadnych breakpointowych okazji. Jej styl gry nie dość, że był skuteczny to także i bardzo efektowny – w kilku sytuacjach zagrała pod publiczkę, na co na zwykłym turnieju zapewne by sobie nie pozwoliła. Zmarznięta publiczność miała wówczas szansę trochę rozgrzać ręce, składając się do oklasków.

Tym samym Kuzniecowa została zwyciężczynią grupy niebieskiej. Z drugiego miejsca do półfinału awansowała także jej rodaczka – Maria Kirilenko, która spotka się tam z Polką Martą Domachowską.

Wynik meczu:

Swietłana Kuzniecowa (Rosja) – Lindsay Davenport (USA) 6:4, 6:4

Komentarze (0)