Podczas turnieju rangi WTA 1000 w Montrealu regularnie dochodzi do niespodzianek. W pojedynku Amandy Anisimovej z Eliną Switoliną trudno było wskazać faworytkę, ale to Amerykanka miała za sobą znakomity występ w wielkoszlemowym Wimbledonie, gdzie osiągnęła finał.
Amerykanka, która została rozstawiona z "piątką", musiała uznać wyższość niżej notowanej przeciwniczki. Ukrainka, turniejowa "dziesiątką", potrzebowała godziny i 27 minut, żeby zwyciężyć 6:4, 6:1.
ZOBACZ WIDEO: To był wyjątkowy wieczór. Tak relaksowała się Sabalenka
W premierowej odsłonie to Anisimova przełamała jako pierwsza, wychodząc na prowadzenie 2:1. Switolina jednak od razu odrobiła stratę, a w kolejnych gemach obie tenisistki zmarnowały break pointy.
W dziesiątym gemie Amerykanka była pod ścianą, bo musiała bronić piłki setowej. Mimo że udało jej się wyjść z opresji, to Ukrainka wypracowała drugą i wówczas dopięła swego, zamykając partię wynikiem 6:4.
Na początku II seta Switolina obroniła się przed utratą podania już w trzecim gemie. Niewykorzystane okazje przez Anisimovą szybko się zemściły, ponieważ chwilę później straciła podanie (1:3).
Następnie Amerykanka zmarnowała kolejne break pointy, przez co przegrywała już 1:4. Gdyby tego było mało to jeszcze po raz drugi z rzędu dała się przełamać i w momencie, gdy było już 5:1 na korzyść Ukrainki, wszystko wydawało się być jasne.
Switolina zamknęła partię wynikiem 6:1, a tym samym całe spotkanie w dwóch setach. Ukrainka po raz czwarty w tym sezonie dotarła do ćwierćfinału turnieju rangi WTA 1000. Pod tym względem wyrównała wynik Aryny Sabalenki i Mirry Andriejewej, a lepiej od nich wypada tylko Iga Świątek, która ma już na swoim koncie pięć.
IV runda gry pojedynczej:
Elina Switolina (Ukraina, 10) - Amanda Anisimova (USA, 5) 6:4, 6:1