Roger, Rafa czy ktoś trzeci? - przed męskim Australian Open

Te obrazki obiegły cały świat. Zwykle elokwentny i udzielający wywiadów w kilku językach Roger Federer nie potrafił wykrztusić słowa. Płakał po porażce. Triumfujący Rafael Nadal obejmował i pocieszał swojego przeciwnika. Tak było rok temu w Melbourne.

Wszystko się zmieniło. Federer sezon poświęcił na walkę o powrót na pierwsze miejsce w rankingu, które zajmuje teraz jako być może najwybitniejszy zawodnik w historii dyscypliny. Cel osiągnął, także dzięki problemom zdrowotnym największego rywala. Gdy wszyscy byli już niemal przekonani, że Nadal nie urodził się, jak podawano, na Majorce, tylko jest przybyszem z odległej planety Krypton, nagle dopadły go kontuzje znane mieszkańcom Ziemi.

Po zapaleniu ścięgien w kolanach nie ma już śladu i wszystko wskazuje na to, że Nadal jest w stanie obronić tytuł. W grudniu pomógł kolegom wywalczyć Puchar Davisa, a w styczniu w finale turnieju w Dausze przegrał z Nikołajem Dawidienką. Znów mieści się w swoje dawne koszulki, a jego forhendy sieją postrach po drugiej stronie siatki.

Czy w tym roku będzie powtórka z rozrywki i odwieczni rywale znów w ostatnim dniu turnieju staną naprzeciw siebie? Słynni koledzy Federera z reklamówki znanej firmy: piłkarz i golfista, okazali się oszustami. Marzący pewnie o słodkim rewanżu na Nadalu Roger dba o wizerunek, jego nie imają się skandale. Podróżuje po turniejach nie tylko z żoną, ale i z półrocznymi córeczkami. Z piętnastu tytułów wielkoszlemowych trzy zdobył w Melbourne. Ale teraz w ćwierćfinale może trafić albo na rewelacyjnego rok temu Fernanda Verdasco, albo na znakomitego ostatnio Dawidienkę. Z tym ostatnim ma co prawda bilans spotkań 12-2, ale dwie porażki to ich ostatnie mecze...

Kolia marzy

Właśnie Rosjanin, oprócz dwóch żelaznych faworytów, może pokusić się o pierwszy w życiu triumf w Wielkim Szlemie. Od pięciu lat znajduje się w ścisłej czołówce, ale to ostatnio gra tenis jak z bajki. - Wiem, że mogę wygrać z każdym, bo już z każdym wygrywałem - mówi i ma rację popularny Kolia. W ostatnim Masters okazał się bezkonkurencyjny, a na otwarcie sezonu wygrał w Dausze - w obu turniejach pokonując Federera i Nadala. To człowiek o kamiennej twarzy, Baster Keaton współczesnego tenisa.

Po przegranym do zera pierwszym secie finału katarskiego turnieju z Nadalem, nie dało się nic odczytać z jego twarzy. W dodatku gra Dawidienki opiera się na szybkich i płaskich uderzeniach, właśnie takich, jakich nie lubi obrońca tytułu. Pisze się o nim: "Człowiek, który nie może być dłużej ignorowany". - Mam wspomnienia z półfinałów Wielkiego Szlema. Ale półfinał to nie zwycięstwo. Przyjemność jest tylko wtedy, gdy wygra się turniej - mówi.

Młodzi atakują

Przestrogą dla Dawidienki może okazać się historia Andy’ego Murray’a sprzed roku. Szkot był wtedy w wielkiej formie i przed Australian Open bukmacherzy za jego ewentualne zwycięstwo wypłacali najmniejszą sumę. 21-letni chłopak nie wytrzymał jednak presji i wciąż pozostaje bez wielkoszlemowego tytułu. W tym roku także jest jednym z faworytów. Tym głównym już nie dla wszystkich, choć akurat John McEnroe stawia go w tej roli.

Do grona faworytów należy zaliczyć trzeciego w rankingu Novaka Đokovicia, mistrza sprzed dwóch lat. Rok temu z powodu wycieńczającego upału zszedł z kortu w meczu ćwierćfinałowym przeciw Andy’emu Roddickowi. Teraz zastrzega, że taka sytuacja się nie powtórzy, choć w Melbourne temperaturowe rekordy stulecia.

Co z Roddickiem? Grał w Melbourne czterokrotnie w półfinale, a ostatnio w końcu zgarnął w Brisbane tytuł na australijskiej ziemi. Po jego trzecim wimbledońskim finale i bodaj najlepszym meczu w karierze okazało się, że w tenisie czasami trudno jest oddzielić zwycięstwo od porażki.

Szyki głównym faworytom mogą pomieszać: Robin Söderling, sensacyjny pogromca Nadala z Roland Garros, czy Argentyńczyk Juan Martín del Potro. Ten przed rokiem w ćwierćfinale dostał straszne lanie od Federera, ale zrewanżował się w finale US Open. Jeśli nie powrócą problemy z kontuzją nadgarstka i nie zatrzyma go już w II rundzie James Blake, Argentyńczyk może zajść daleko.

Każdy turniej ma swoje niespodzianki. Przed rokiem zaskoczył Verdasco, dwa lata temu Jo-Wilfried Tsonga, a w 2006 roku Marcos Baghdatis. Może tym razem upust swojemu talentowi da Ernests Gulbis? Może zaskoczy Lleyton Hewitt? - Jeśli dojdę do drugiego tygodnia, wszystko się może zdarzyć - mówi nadzieja gospodarzy.

Gra wielu, a o tytuł spotykają się Federer z Nadalem: w ostatnich 22 finałach Wielkiego Szlema tylko trzykrotnie zwyciężał kto inny.

Komentarze (0)