Nadal spokojnie czeka na Roland Garros

Rafael Nadal w środę rozpocznie występ w turnieju Masters 1000 w Monte Carlo, gdzie wygrał pięć razy w rzędu, w sumie 27 ostatnich meczów. Nie myśli jeszcze z niecierpliwością o Roland Garros, ale jest świadom wielkiego wyzwania, które przed rokiem zamieniło się w koszmar.

Nikt inny nie zdominował tak wielkich imprez sportowych organizowanych w Księstwie. - Jeden z najfajniejszych turniejów w ciągu sezonu - mówi i trudno spodziewać się innej opinii. - Dla mnie to turniej szczególny. Od kilku sezonów przed startem rywalizacji na kortach ziemnych rywalom drżą kolana, bo na scenę wychodzi on, jeden z najwybitniejszych w historii specjalistów od gry na czerwonej nawierzchni. Gdy i tym razem wygra w Monte Carlo, przełamie niemoc: jego ostatni tytuł datuje się na ubiegłoroczną majówkę, kiedy triumfował w Rzymie. Zanim wyruszy na odnowione Foro Italico, będzie bronił koron w Monako i Barcelonie.

- Zawsze gram najlepiej na czerwonej mączce, ale to przecież tylko pięć-sześć turniejów rocznie - analizuje na dwa dni przed pierwszym meczem. - W ubiegłym sezonie przeholowałem. Od 2005 roku coraz lepiej radzę sobie na każdej szybszej nawierzchni. Poprawiłem slajs, wolej, mam nadzieję, że także serwis. Zawsze jednak kort ziemny będzie dla mnie łatwiejszy - tłumaczy. Rafa zastrzega, że zanim wejdzie na najwyższy poziom, potrzebuje kilku meczów. Na pierwszy ogień albo Eduardo Schwank, albo Thiemo de Bakker.

Niesamowita wymiana z Đokoviciem w ubiegłorocznym finale w Monte Carlo

Co jest najważniejszym celem Nadala? - Mecz w środę - odpowiada bez wahania. Nie myśli o Roland Garros, tym bardziej o Wimbledonie. - Zawsze żyję od meczu do meczu, to się nie zmienia. Jeśli chcesz osiągnąć wielkie sukcesy, musisz zaliczyć najpierw małe zwycięstwa - wykłada swoje credo. Twierdzi, że jest gotowy na wiosenne wyzwanie. - Będzie dobrze, bo na ulubionej nawierzchni jestem w stanie grać tak jak dotychczas w tym roku - mówi. - A grałem dobrze - przekonuje.

Meczbole zmarnowane w finale w Dausze (- Tam prezentowałem najwyższy poziom) z Nikołajem Dawidienką, skreczowany ćwierćfinał Australian Open, a po powrocie bardzo przyzwoita dyspozycja w Indian Wells i Miami - oto zarys dokonań Nadala od stycznia, kiedy zaczął spadać w rankingu. Będzie znów spadał, jeśli nie obroni w kwietniu i maju kolejnych tytułów. Potem, w Roland Garros i na Wimbledonie, może głównie zyskiwać.

- W zeszłym roku nie bałem się wygrywać wielkich turniejów - mówi. Ale wszystko zaczęło się psuć niespodziewanie w Madrycie, gdy po pięciu kolejnych bezpośrednich zwycięstwach dał się pokonać (na clayu, co wcześniej miało miejsce tylko raz!) Rogerowi Federerowi. Od tej pory już się nie spotkali, a Szwajcar odzyskał przodownictwo w rankingu i wielkoszlemowe laury w Wimbledonie i Melbourne.

Fed zgarniając premierowy tytuł w Paryżu zakończył serię czterech kolejnych triumfów tam Nadala. - Nigdy nie czułem, że jestem niezwyciężony na jakiejś nawierzchni. Nawet na mączce. Nawet, jeżeli w Roland Garros przegrałem tylko jeden mecz - tłumaczy Majorkańczyk. W IV rundzie ostatniej edycji to była porażka, która zszokowała tenisowy świat. Po 31 kolejnych wygranych na najsłynniejszej mączce świata, król poddał się Robinowi Söderlingowi, a de facto poddały się jego kolana. Nadal się zmienił, ale ukochane korty ziemne pozostają jego placem. I on znowu chce udowodnić, że jest ich panem.

Komentarze (0)