W II rundzie w Rzymie odprawiła Timeę Bacsinszky, potem Andreę Petković. Na centralnej arenie turnieju zaprezentowała się w jaskrawym czerwonym stroju, nowej fryzurze i w kolczykach w formie... agrafek. Poza wszystkim w pierwszym meczu miała problemy z paznokciem palca wskazującego prawej dłoni. - Popłynęła nawet krew, ale na szczęście nie jest złamany. Inaczej bym się zdenerwowała - mówiła w środę.
- Kort to scena - mówi Serena w rozmowie z La Gazzetta dello Sport. - Chcę być aktorką, ale właściwie już nią jestem. Uwielbiam występować, robić przed publicznością miny, gesty. Każdy mecz to spektakl - tłumaczy. Gdy ma czas, zajmuje się modą. Lubi także pisać.
Nie znosi za to wstawać wcześnie: - Miałam trening o 11, przyjechali po mnie o 10:30, a ja podniosłam się z łóżka pięć minut wcześniej. Ważna jest dla niej rodzina: - Niektórzy stając się sławnymi, tracą kontakt z bliskimi. Ja lubię podróżować po świecie z mamą i tatą. Od dziesięciu lat mieszka z siostrą: - Teraz możemy już chyba wziąć ślub.
Porównuje się do... Nadala. - Przez to jak porusza się po korcie, jak krzyczy, jak biega. Myślę, że jestem do niego podobna, bo staramy się być różnymi od innych. Na przykład Nadal z tymi swoimi długimi spodenkami zrewolucjonizował styl ubierania się tenisistów.
Po zakończeniu kariery chce mieć dużo dzieci i dużo spraw na głowie. Nie interesuje się polityką. - Choć jednego wieczoru poznałam Obamę i Michelle - mówi. W świecie tenisa męskiego jej kumplami są Roddick i Blake: - Znamy się od zawsze - twierdzi. Jej kontakty z Federerem ograniczają się do "cześć" i "co słychać?".