Rumunka ponownie okazała się królową Warszawy. W ubiegłym roku triumfowała jako nikomu nieznana tenisistka (zajmowała 201 miejsce w rankingu WTA), która musiała się przebijać przez kwalifikacje. Do Warszawy dotarła wtedy w ostatniej chwili (prosto z Francji, gdzie wystąpiła w turnieju ITF). Gdyby nie fakt, że deszcz nie pozwolił rozpocząć kwalifikacji w sobotę tego triumfu mogło nie być. W dwóch pierwszych rundach kwalifikacyjnych stoczyła trzysetowe batalie z Lenką Wienerovą i Anną Korzeniak, a potem rozbiła Alicję Rosolską. W turnieju głównym wygrała pięć spotkań zdobywając swój pierwszy tytuł. Rok później jako tenisistka będąca blisko czołowej 30 rankingu WTA i rozstawiona w Roland Garros (początek w niedzielę) powtórzyła ten sukces.
W piątym gemie Dulgheru dała próbkę swoich nieprzeciętnych możliwości. Przełamała Zheng bez straty punktu popisując się wygrywającym bekhendem i drop-szotem forhendowym. W siódmym gemie Rumunka zdobyła dwa kolejne punkty za pomocą drop-szotów i jeszcze raz przełamała Chinkę decydujący punkt zdobywając minięciem bekhendowym. Tenisistka z Bukaresztu na chwilę straciła koncentrację i przegrała własne podanie do zera przy break poincie popełniając podwójny błąd serwisowy. W dziewiątym gemie nie wykorzystała dwóch piłek setowych, ale przy trzeciej lekko dobiegła do drop-szota rywalki i zakończyła tę partię forhendem.
Drugiego seta będąca na fali Rumunka rozpoczęła od prowadzenia 2:0. Potem jednak jej gra się załamała. Przegrała cztery gemy z rzędu dwukrotnie przy własnym podaniu nie zdobywając punktu. Kluczowy okazał się siódmy gem, którego Rumunka wygrała po grze na przewagi. To pozwoliło jej odzyskać swój rytm i nadawać ton wydarzeniom na korcie, tak jak od połowy I seta. Wygrała cztery gemy z rzędu i mogła się cieszyć z drugiego tytułu zdobytego w Warszawie.