Roland Garros: Nawet Navrátilová pod wrażeniem Schiavone

Mediolanka zakochana w Interze. Na początku roku nie miała trenera, nie miała gdzie trenować. Za miesiąc skończy 30 lat, ale jest w najlepszym okresie w karierze. Francesca Schiavone pierwszą od 56 lat Włoszką w półfinale Wielkiego Szlema. W poniedziałek pobije rekord Pennetty i zostanie dziewiątą rakietą świata.

Przed debiutem na korcie centralnym Roland Garros powiedziała sobie: - Masz dużo szczęścia, masz okazję oraz honor gry i możliwość wygranej. Co za piękne uczucie. Pokonała, a wręcz zmiażdżyła Woźniacką i o finał w Paryżu spotka się z Jeleną Dementiewą.

Ulubionym miastem Schiavone poza Rzymem jest Melbourne. Ale to Roland Garros stał się turniejem, który trafia do jej serca. - Zdałam sobie sprawę, że wszystkie złe momenty w życiu pomogły mi dorosnąć. Niesamowite, ale piłka trafia teraz dokładnie tam gdzie tego chcę - powiedziała. - Czuję się jak dziecko, które otrzymuje swój pierwszy puchar - powiedziała w środę.

Martina Navrátilová: - Sukces Schiavone to dla mnie żadna niespodzianka - mówi triumfatorka 18 turniejów wielkoszlemowych. - Trudne warunki i ciężki kort nawet jej pomogły. Gra inaczej od Pennetty, która była także blisko ćwierćfinału. Przez lata nie potrafiła wykorzystać swoich możliwości, bo nie każdy dorasta w podobny sposób. Jej bronią jest urozmaicenie gry: możliwość mieszania zagrań, zmiany rytmu, przechodzenia z fazy defensywnej do ofensywnej.

Corrado Barazzutti: - To sukces w stu procentach osiągnięty przez nią. Mój wkład był minimalny - mówi 57-kapitan reprezentacji Włoch, ostatni zawodnik z tego kraju, który doszedł do najlepszej czwórki w Wielkim Szlemie (Roland Garros 1978). - Mam nadzieję, że poradzi sobie o wiele lepiej ode mnie - dodaje szkoleniowiec, który rozpoczął stałą współpracę ze Schiavone.

Silvana Lazzarino: - Co za charakter mają i ona, i Pennetta. Nie to co mężczyźni - mówi rzymianka, półfinalistka Roland Garros 1954, czyli jeszcze przed Erą Open. - W moich czasach w sporcie było więcej pasji, a mniej pieniędzy. Mnie nazywano "małym szczurem", ale nie było to obraźliwe. Miałam dobry forhend, a bekhendem się tylko broniłam - wyjaśnia. - Nie jestem zazdrosna o rekord, który wyrównała Francesca.

Dlaczego właśnie teraz Francesca bije faworytki? - Ale ja zawsze twierdziłem, że ma wielki talent i wiele rozwiązań w głowie - mówi Barazzutti. - Teraz potrafi zapobiec temu, by być wypunktowaną krosem forhendowym. Lepiej czyta mecz, nauczyła się wykorzystywać możliwości techniczne. Robi odpowiednie rzeczy w odpowiednich momentach - tłumaczy. - I tak jak ja jest na korcie choleryczna.

Teraz Dementiewa, z którą odniosła cztery zwycięstwa w 10 meczach, przegrywając z o rok młodszą Rosjanką w ich jedynym starciu na korcie ziemnym. - Jestem spokojna, kondycyjnie i mentalnie - mówi Schiavone. - Rezultaty mogą przyjść lub nie, ale najważniejsze to dać z siebie wszystko. Mecz na Chatrier. - Stadion nie jest tak wielki jak ten w US Open, gdzie czuję się jak mrówka. Choć jest zdrowa i niezamężna, po sukcesie nad Woźniacką czuła się jak... po zawale, albo jak biorąc ślub.

Komentarze (0)