Murrayowi nie pomogła królowa Elżbieta, która dopingowała go w II rundzie. Nie pomogła także publiczność, która wierzyła w pierwszy w tym stuleciu triumf Brytyjczyka na kortach All England Clubu. Lepszy okazał się ten, który już niejednokrotnie pozbawiał Szkota złudzeń. Nadal w dwie godziny i 22 minuty wygrał po raz ósmy z Murrayem i poprawił swój bilans do 30:1 w meczach od początku kwietnia.
W pierwszym secie to Brytyjczyk dopingowany przez swoją publiczność (w tym także Davida Beckhama ze swoim synem) zdawał się grać lepiej przy serwisach Nadala. Gdy jednak partia wkroczyła w decydującą fazę, Nadal zaczął grać skuteczniej i skorzystał z jednej szansy na przełamanie serwisu rywala, jaką miał przy stanie 4:4. Chwilę później swoim serwisem spokojnie zakończył seta.
Obraz gry nie zmienił się w drugiej partii. Zawodnicy wygrywali swoje podania, a tylko Szkot miał dwie szanse na odebranie serwisu rywala. O losach całego seta zadecydować miał tie break. W nim piłkę setową przy swoim serwisie i stanie 6:5 miał Murray, ale wtedy Hiszpan zagrał wspaniały punkt i wyrównał wynik. Chwilę później Nadalowi pomógł los, gdyż numer jeden rankingu ATP zagrał piłkę po taśmie i w ten sposób sam wywalczył piłkę setową, którą wykorzystał po silnym forhendzie. Brytyjczyk ze złości cisnął rakietą o kort.
Złość ta pomogła najwidoczniej Murrayowi, gdyż od razu na początku trzeciego seta przełamał Rafę do zera. Prowadzenia jednak nie był w stanie utrzymać do końca seta. Przy stanie 4:3 Nadal za drugą okazją wyrównał stan meczu i był już tylko dwa gemy od upragnionego finału. Wygrał swoje podanie, po czym doprowadził do pierwszej piłki meczowej, w której Szkot zagrał forhend w aut i przegrał całe spotkanie.
Dla Hiszpana będzie to dziesiąty finał Wielkiego Szlema i szansa na ósmy triumf. Z Berdychem grał już dziesięć razy i trzykrotnie triumfował. Warte odnotowania jest jednak to, że na przełomie 2005 i 2006 roku Czech wygrał trzy spotkania pod rząd z Nadalem, a ten nie był w stanie znaleźć sposobu na rywala. Jak będzie w finale Wimbledonu, przekonamy się w niedzielę.