- Od kilku miesięcy byłem już pogodzony z myślą, że nie zakwalifikuję się do Masters - mówi Rosjanin w rozmowie z madryckim dziennikiem "Marca". - Od kiedy z powodu kontuzji prawego nadgarstka musiałem poddać się w Indian Wells, moja absencja była coraz bardziej pewna.
Dawidienko to jeden z najbardziej regularnych zawodników czołówki ostatnich lat: w Masters (od ubiegłego roku Finały ATP World Tour, wcześniejsza nazwa to Masters Cup) występował nieprzerwanie w latach 2005-9. - A teraz nie będę nawet śledził tego turnieju - zapowiada. - Nie zakwalifikowałem się, więc mnie nie interesuje.
- Jestem przykładem tego, że każdy może sięgnąć w Masters po tytuł - mówi. Wśród faworytów rozpoczynającej się w niedzielę edycji nie widzi wcale Rafy Nadala: - Nie wierzę w niego zbytnio, bo nigdy nie przeszedł półfinału. Federer za to ma zawsze to, co się liczy w takich turniejach. Murray gra przed swoją publicznością, ale to zawsze oznacza presję. Tak naprawdę każdy może wygrać.
29-letnia Kolia kontynuowanie lub nie kariery uzależnia od tego, co stanie się w roku 2011: - Przede wszystkim nie chcę się zmuszać do grania. Jeżeli będę potrafił utrzymać się wśród 20 lub 30 najlepszych, będę wciąż grał. Jeżeli spadnę w rankingu niżej, odłożę rakietę - tłumaczy.
Za triumf w Londynie zarobił ponad półtora miliona dolarów, które chciał przeznaczyć na nowe cztery ściany w Moskwie: - Wykorzystałem w tym roku te trzy miesiące poza tenisem, by ogarnąć sprawy z domem, jaki chciałem. Ale muszę przystopować, bo z tym co wygrałem w tym roku, musiałbym pograć jeszcze 10 lat, żeby kupić inne lokum - śmieje się.
Dawidienko o popularności: - Chciałbym, żeby pamiętano mnie z powodu wygranych turniejów, których mam 20. To normalne, że w Hiszpanii będę popularniejszy niż w Rosji, gdzie ludzie mniej interesują się tenisem. Ale ja byłem przez pięć lat w czołowej piątce i myślę, że każdy kto śledzi rozgrywki doskonale wie kim jest Nikołaj Dawidienko.