Jako druga osoba w krajowym tenisie, ale również jako doradca komitetu olimpijskiego, Safin stawia sobie za cel wykorzystanie szans, jakie stoją przed rosyjskim białym sportem. - Mamy pieniądze, więc nie dlaczego nie możemy mieć więcej turniejów ATP? - pyta w wywiadzie dla dziennika "La Gazzetta dello Sport".
- Jesteśmy wielkim rynkiem. Proszę zobaczyć, z jakimi trudnościami zmagają się inne państwa, a w jaki sposób my wywalczyliśmy Mundial - mówi. Zadania: - Praca u podstaw szkolenia systemowego, którego nie mamy. Mamy mało juniorów na wysokim poziomie. Musimy stworzyć przyszłość i wypełnić lukę, która dzieli nas od innych krajów.
Proponuje także zmiany w zarządzaniu tenisem na świecie: - Nic się nie zmienia, bo istnieją grupy interesów i każda ma własną wizję rozwoju. Nikt nie mówi, nikt się nie sprzeciwia, więc decydują managerowie i ci, którzy nie wiedzą nic o tenisie. Tak, wina leży po stronie zawodników. Zawsze jak wychyla się ktoś z pomysłem, to inni go za plecami wyśmiewają, blokują. Byłem zawodowcem przez 12 lat i zawsze było tak samo - przyznaje.
Rozwiązanie? - Zmieniłbym format rozgrywek i wiele innych spraw. Dajmy rządzić zawodnikom, którzy wiedzą, co mówią i ich jedynym interesem nie jest kasa. Powiedziałem to już szefowi ATP: koniec z ludźmi, którzy przychodzą z Disneylandu albo z hokeja. Zaangażujmy takie osoby jak Gaudenzi, McEnroe, Edberg, 4-5 byłych zawodników i dajmy im precyzyjne zadania.
Po zakończeniu kariery w ubiegłym roku Safin, dwukrotny mistrz wielkoszlemowy, bynajmniej się nie nudzi. W tenisa jeszcze gra, głównie dla zachowania formy i w pokazówkach. Podstawową pracę wykonuje teraz w garniturze. Jego siostra Dinara, także była liderka rankingu światowego, cierpi na nieoperowalne schorzenie kręgosłupa i nie wiadomo kiedy wróci do rywalizacji.