Amélie Mauresmo: Sięgnęłam po Świętego Graala, niczego nie żałuję

Spragnieni sukcesu w Roland Garros Francuzi uważają niepowodzenia Amélie Mauresmo w rodzimym turnieju wielkoszlemowym za wielki zawód jej kariery. Ona sama widzi to inaczej.

W tym artykule dowiesz się o:

Zaczęła grać w tenisa, gdy zobaczyła Yannicka Noah z Pucharem Muszkieterów, który wzniósł w Paryżu w 1983. To do dziś ostatni sukces Francuza w międzynarodowych mistrzostwach Francji. Niemoc Francuzek przełamała w 2000 roku Mary Pierce. Puchar im. Suzanne Lenglen przepowiadano Mauresmo, ale choć ta zdobyła dwa wielkoszlemowe laury (Australian Open i Wimbledon 2006), to nie miało to miejsca w Paryżu.

- Roland był dla mnie marzeniem, ale marzeniem nieosiągalnym - powiedziała ex liderka rankingu podczas wizyty na imprezie "Etoiles du Sport", gdzie gwiazdy spotykają się z obiecującymi sportowcami. - Myślę, że ten turniej przez całą karierę podświadomie mi ciążył. Gdy mijały kolejne lata, oczekiwania były coraz większe, więc poziom dla mnie wzrastał. Ale nie czuję żadnego żalu, bo próbowałam wielu różnych dróg do zwycięstwa, które osiągnęłam za to gdzie indziej.

Za swój największy sukces Mauresmo, na sportowej emeryturze od roku, uważa triumf w Wimbledonie. - Patrząc na to pod kątem emocjonalnym, to było jak sięgnąć po Świętego Graala w świątyni tenisa - mówi. - Gdy trenujesz na co dzień, możesz sobie tylko wyobrazić jak to jest osiągnąć po coś tak wielkiego. Kiedy w końcu ci się udaje, mówisz sobie, że wszystko, co się wcześniej zrobiło, zrobiło się dla tego jednego zwycięstwa. Taki moment triumfu nie trwa jednak długo.

Komentarze (0)