Anna Niemiec: Obecny sezon tenisowy dobiega końca. Chyba można już pokusić się o jakieś pierwsze podsumowanie. To był dobry dla ciebie rok?
Marcin Gawron: - Jeżeli mam oceniać cały rok, to nie. Nie był bardzo udany w moim wykonaniu. Tak naprawdę zacząłem "coś" grać od lipca, więc wszystkie punkty zdobyłem w sumie w cztery miesiące. A jak wiadomo jest dwanaście miesięcy, więc myślę, że ten rok mógłby być dużo lepszy. Nie ma co jednak narzekać, trzeba walczyć dalej. Końcówkę sezonu traktuje jako pozytywny sygnał na przyszłość.
Faktycznie w tym roku można było obserwować dwie odsłony Marcina Gawrona. Co według ciebie było punktem zwrotnym w tym sezonie?
- Na pewno rozstanie z trenerem Mario Trnovským i powrót do korzeni, czyli do domu do Nowego Sącza i mojego pierwszego trenera Grzegorza Jeża.
Trnovský był twoim wieloletnim szkoleniowcem. Z sukcesami. Można powiedzieć, że również przyjacielem. Co się stało, że podjąłeś decyzję o zakończeniu tej współpracy tuż przed mistrzostwami Polski w Szczecinku?
- Z Mario trenowałem ponad osiem lat. Myślę, że to dosyć dużo czasu. Od dłuższego czasu nasza współpraca nie wyglądała tak, jakbym tego chciał. Wiadomo, że przez te wszystkie lata przydarzały nam się różne rzeczy, mniejsze lub większe kryzysy i jakoś udawało nam się je przezwyciężyć. Ten okazał się jednak zbyt poważny, złożyło się na to wiele czynników. Tak czy inaczej decyzja o rozstaniu była ciężka, ale najlepsza jaką mogliśmy podjąć.
Jak ci się układa współpraca z nowym-starym trenerem, Grzegorzem Jeżem?
- Jak już wspomniałem, Grzegorz był moim pierwszym szkoleniowcem, więc zna mnie naprawdę bardzo dobrze. Nawet kiedy prowadził mnie Mario, Grzegorz zawsze był blisko naszego teamu. Przez to cały czas wiedział co i jak wygląda w naszej współpracy. Dzięki temu nie musieliśmy poświęcać czasu na wspólne poznawanie się i "docieranie". Z drugiej strony, jest to zmiana. A jak wiadomo, nowy trener równa się nowe spojrzenie, nowe wskazówki. Taka zmiana zawsze ciągnie za sobą większą chęć do pracy i odniesienia wspólnego sukcesu. Myślę, że to wszystko przyniosło efekt w końcówce tego sezonu i mam nadzieje, że w przyszłym roku przyniesie jeszcze większy.
Od zeszłego roku jesteś studentem Akademii im. Leona Koźmińskiego w Warszawie. Na jakim kierunku jesteś i co cię skłoniło do rozpoczęcia studiów?
- Zdecydowałem się na studia na kierunku psychologia w zarządzaniu, głównie dlatego, że skończenie studiów jest zawsze jakąś alternatywą na przyszłość. Tę decyzję podejmowałem jednak w momencie kiedy jeszcze mieszkałem w Warszawie i wydawała mi się, że zostanę tam na dłużej. Później w wyniku zbiegu różnych okoliczności okazało się, że będę musiał wrócić do Nowego Sączu. Okazało się, że pogodzenie nauki z tenisem będzie jeszcze trudniejsze niż na początku się wydawało. Na razie w tym roku nie rozpocząłem jeszcze porządnej nauki, ale również jeszcze ostatecznie nie zrezygnowałem z uczelni. Czas pokaże, czy dam radę. Jednak tenis cały czas jest dla mnie priorytetem i nie zamierzam czasu, który powinienem poświęcać na tenis przeznaczać na coś innego.
A nie chciałeś tak jak twoja dziewczyna, Paulina, wyjechać na stypendium do Stanów Zjednoczonych?
- Miałem kilka takich propozycji, ale nigdy tego nie planowałem i powiem szczerze, nie chciałbym. Na pewno nie na tym etapie kariery.
Jakie będą twoje najmilsze wspomnienia z tego tenisowego roku?
- Miłych momentów było w tym roku sporo. Ale najlepiej zapamiętam chyba zwycięstwo w letnich mistrzostwach Polski, bo od nich zaczęła się moja dobra passa oraz wygraną w akademickich mistrzostwach Europy w Portugalii [w barwach "Koźmińskiego"].
To chyba był twój pierwszy kontakt ze światem tenisa akademickiego. Jakie wrażenia?
- Bardzo pozytywne. Na mistrzostwach Polski spotkałem wielu moich znajomych, którzy przestali grać zawodniczo i poszli na studia. Zawsze bardzo miło spotkać się po latach ze starymi znajomymi. Oprócz tego nasza drużyna okazała się bardzo zgrana i dzięki temu dobrze się bawiliśmy przez cały ten czas. Najmilej jednak wspominam mistrzostwa Europy w Portugalii. Był naprawdę wyjątkowe.
Czym różniły się te zawody od "normalnych" turniejów?
- Z Polski pojechała tam naprawdę duża i zgrana ekipa. Co już samo w sobie było plusem. Zawody trwały dziewięć dni, więc pomiędzy meczami było sporo czasu na to, żeby odpocząć, spędzić czas na czymś innym niż treningi. Atmosfera była zupełnie inna niż na innych turniejach. Oprócz poważnego grania, było też miejsce na sporo zabawy. Ciężko to wszystko opisać słowami, trzeba pojechać i zobaczyć na własne oczy, żeby zrozumieć.
Na koniec powiedz jeszcze jakie cele postawiliście sobie z trenerem na nachodzący rok?
- Chciałbym jak najszybciej znaleźć się w rankingu około 250. miejsca. Umożliwiłoby mi to regularne starty w turniejach z cyklu ATP Challenger i udział w eliminacjach dużych turniejów.
Dziękuje za rozmowę.
- Ja również. Chciałbym wszystkim sympatykom tenisa życzyć zdrowych, pogodnych, spędzonych w rodzinnej atmosferze świąt Bożego Narodzenia.