Jak ważne jest, by poznać i nie tracić kontaktu z rywalizacją na najwyższym poziomie może wiele powiedzieć Łukasz Kubot, jeszcze do końca stycznia numer jeden polskiego tenisa męskiego, debiutant w czołowej setce rankingu w wieku 27 lat. My od poniedziałku swoich przedstawicieli w Top 100 już nie mamy, ale od niedawna galopuje na liście światowej przedstawiciel nacji kanadyjskiej, która nie miała się czym chwalić od czasów Grega Rusedskiego.
Oto Miloš Raonić, urodzony w okresie bożonarodzeniowo-noworocznym 1990 roku w Podgoricy (dziś stolicy biednego społecznie i politycznie państwa czarnogórskiego), ale już jako trzyletni berbeć wychowany w Kanadzie, stał się w ciągu kilku tygodni gorącym nazwiskiem w świecie tenisa. Jest dziś drugim najmłodszym (po Bułgarze Dimitrowie) singlistą w Top 100, a poniedziałkowy awans na 59. miejsce zapewnił sobie zwycięstwem w turnieju w San José.
- Nie mogę przestać się śmiać - mówił po finale w poniedziałek nad ranem polskiego czasu. - Mam nadzieję, że jestem w stanie pociągnąć tak dalej. To, czego dokonałem, jest niesamowite: na tym poziomie, żeby przejść niepokonanym przez cały tydzień! Są pewne rzeczy, nad którymi chcę popracować, ale teraz jestem szczęśliwy z osiągnięcia, które będę pamiętał już zawsze.
Raonić jest kolejnym po Litwinie Ričardasie Berankisie z robiących bardzo poważny skok rankingowy przedstawicieli rocznika 1990 (także Jerzy Janowicz, Guillaume Rufin, Henri Kontinen), dla większości których słowami kluczowymi są: kort twardy i armatni serwis.
Terror serwisowy
Opieka trenerska Hiszpana Galo Blanco, ex 40. zawodnika rankingu i ćwierćfinalisty Roland Garros 1997, zapewnia mu bezcenne porady. Punkty zdobywa za to w pierwszej kolejności serwisem, a to z kolei dzięki warunkom fizycznym (196 cm / 90 kg). Podobny wzrostem, ale jednak szczuplejszy jest Chorwat Marin Čilić, który miał niecałe 20 lat, gdy latem 2008 roku zdobył tytuł w New Haven. Tak młodych triumfatorów w premierowym cyklu aż do teraz i Raonicia nie było.
Nie ukrywa, że jego największa broń - serwis (bił już piłkę z prędkością 230 km/h), pozwala mu postawić się wśród najlepszych na świecie specjalistów w tym fachu. - Ten element umożliwia mi bardziej swobodną grę przy returnie, bo wiem, że prawdopodobnie utrzymam większość gemów serwisowych - mówi. Tak jak buddyści wypowiadają na okrągło swoją mantrę, tak tenisiści operują swoją: - Zachowując własne podanie, mogę wywierać większą presję na rywalu, a wykorzystując dobrą okazję mogę potem wyserwować sobie seta.
Świat usłyszał o nim w Melbourne, podczas Australian Open, gdzie jako 152. singlista świata wyeliminował Michaëla Llodrę i Michaiła Jużnego. - Tak długo jak czuję, że odpowiednio się rozwijam, nie stresuję się, bo wiem, że wyniki przyjdą - mówił. Wiele nauki wyciągnął także z porażki w IV rundzie z Davidem Ferrerem: - Najważniejsza rzecz to wiedzieć, że nie brakuje mi tak wiele do prezentowania odpowiedniego poziomu tydzień w tydzień. Wielką motywację dają owoce pracy, jaką już wykonałem.
Po sukcesie w Australii podkreślał, że kolejnym krokiem powinno być zapewnienie sobie cotygodniowych występów wśród najlepszych. - Przed turniejem radowałbym się z samego przejścia eliminacji - powiedział już po odpadnięciu. Występy na wielkim stadionie, jak Hisense Arena w Melbourne Park?- Właściwie to mi się podobało: na to czekałem i nie mogło mnie to wystraszyć - stwierdził. - Duże areny i ich atmosfera to znak, że idę w dobrym kierunku. To jak bonus.
O premie zatem stara się sam, a utrzymanie wciąż gwarantuje mu federacja tenisowa. - Pomagali mi nawet gdy przeniosłem się do Barcelony. Związek na czele z szefem, Louisem Borfigą, interesuje się wszystkim. A sam stałem się ostatnio popularny także w Czarnogórze.
Wujek premier
Ojczyznę stara się odwiedzać co roku, ale - jak podkreśla - nigdy w celach tenisowych, a rodzinnych, bo z familią łączą go bliskie więzy. Brat i siostra skończyli szkoły wyższe już w Kanadzie, ale wrócili do kraju. Wujek Branimir Gvozdenović był wiceszefem rządu Czarnogóry. Na emigracji pozostali rodzice, inżynierowie. Raonić ma świadomość jakich możliwości mógłby nie mieć, gdyby nie Kanada: - Oprócz tenisa nauczyłem się rozumienia kultur, bo to przecież państwo różnorodności. Dzięki temu mogłem łatwiej przestawiać się podczas podróży po świecie.
Pięknie rozkwitająca kariera prawdopodobnie co najmniej odłoży w czasie szkolne plany Raonicia. - Robiłem kursy finansowe, mocno się nad tym skupiałem, ale teraz jest ciężej. W hotelowym pokoju wolę jednak relaksować się i odpoczywać niż siedzieć nad książką - tłumaczył.
- Robię rzeczy, które powinienem robić - mówił na pytanie o powody dobrej gry. - Czuję, że gdy już trenowałem w Kanadzie znalazłem się w bardzo dobrym otoczeniu, które pozwoliła mi poprawić poziom. O zachowywaniu spokoju na korcie rozmawialiśmy wielokrotnie, tak z głębi serca, z Galo Blanco. Kiedyś problemem było przejście decydującej rundy eliminacji, ale byłem w stanie to zmienić. Ukrycie złości nie jest dla mnie problemem, bo ja się wcale nie złoszczę: widzę wszystko jasno, chcę grać wielkie punkty cały czas, nie tylko sporadycznie.
Urodzony w Montréalu Rusedski jest teoretycznie najlepszym kanadyjskim tenisistą w historii, ale kraj urodzenia reprezentował tylko do 1995 roku, a największe sukcesy (finał US Open, czwarte miejsce na świecie) osiągał jako Brytyjczyk. Też miał młot w ramieniu, ale w odróżnienia od Raonicia terroryzował serwisem leworęcznym. Od kilku lat pokładanych w nim nadziei nie spełnia natomiast Frank Dancević, który jako nastolatek wprowadził Kanadę do Grupy Światowej Pucharu Davisa. Czołowym deblistą świata jest za to Daniel Nestor. Sytuacja w tamtejszym tenisie lepiej wyglądała ostatnio w wydaniu kobiecym (Aleksandra Woźniak i Rebecca Marino).
Fan Samprasa ( - Mogę oglądać jego mecze na okrągło), Realu Madrytu i Toronto Raptors, Raonić w San José zanotował swój ledwie ósmy występ w premierowym cyklu (Wielki Szlem i ATP World Tour). W tie breaku pierwszego seta finału podniósł się od stanu 2-6, na koniec meczu potężnymi uderzeniami ponownie doprowadzając Verdasco do szewskiej pasji. - Wszystko rozegrało się o kilka punktów - przyznał dyplomatycznie. - Kiedy zamknąłem pierwszego seta, w drugim czułem się już znacznie pewniej. Z mańkutem z Madrytu spotkają się ponownie szybko, w I rundzie w Memphis.
Ośmioletni Miloš zajął się tenisem podczas letniego obozu, choć kilka tygodni po powrocie stamtąd zrezygnował z wymachiwania rakietą. Po namowie ówczesnego trenera i przeprowadzce do Thornhill, stan Ontario (o godzinę drogi od domu w Mississauga), zaczął trenować na dobre. Przed trzy ostatnie lata jego baza znajdowała się w tenisowym centrum narodowym w Montréalu (opiekowali się nim kolejno Guillaume Marx i Frédéric Niemeyer), a od końca ubiegłego roku jest to już Barcelona. Początkowo tenis miał być tylko rekreacją. Stał się życiem.