Federer ma obecnie na swoim koncie 761 zwycięstw w spotkaniach głównego cyklu ATP, ale na poprawę tego wyniku będzie musiał poczekać do rozpoczynającego się w przyszłym tygodniu turnieju w Miami. Jeśli Szwajcar pokona swojego rywala w pojedynku II rundy (w pierwszej otrzyma wolny los) zawodów na Florydzie, to znajdzie się ex aequo z Samprasem na siódmym miejscu listy tenisistów z największą liczbą wygranych gier. Kolejnym celem Federera będzie Szwed Stefan Edberg (806 zwycięstw) oraz Amerykanin Andre Agassi (870 wygranych).
W tym prowadzonym od momentu zapoczątkowania Ery Otwartej (1968 rok) zestawieniu na pierwszym miejscu z 1242 zwycięstwami jest były reprezentant USA Jimmy Connors. Także drugiemu na tej liście Czechowi Ivanowi Lendlowi z wynikiem 1071 wygranych gier udało się przekroczyć magiczną barierę tysiąca triumfów.
- Grałem na swoim wysokim poziomie, ale on okazał się lepszy w końcówce - stwierdził po sobotniej porażce Federer. - Pewność siebie to jego ważna cecha. Jestem przekonany, że jutrzejszy finał będzie bardzo dobrym widowiskiem - zakończył 29-letni reprezentant Szwajcarii, który wraz ze swoim rodakiem Stanislasem Wawrinką przegrał także w finale gry podwójnej z duetem Aleksandr Dołgopołow (Ukraina) i Xavier Malisse (Belgia).
- To był wyrównany mecz. Do ostatniego punktu nie byłem pewny zwycięstwa - stwierdził w sobotę niepokonany w obecnym sezonie Đoković. - Uważam, że kluczowe okazało się przełamanie w piątym gemie trzeciego seta. Grałem odtąd bardzo solidnie - zauważył tenisista z Belgradu, który o swój 21. w karierze tytuł zagra z Rafaelem Nadalem. Obecny lider światowego rankingu powinien wkrótce przekroczyć granicę 500. wygranych spotkań w głównym cyklu zawodowym.