Pęknięta struna: Holenderska spuścizna po Krajicku

Holendrzy już od dłuższego czasu czekają na tenisistę, który będzie w stanie spełnić ich oczekiwania, dotyczące wygrywania wielkich turniejów. W czołowej dwudziestce sklasyfikowani byli Jacco Eltingh, Paul Haarhuis, Sjeng Schalken, Martin Verkerk i Richard Krajicek, jednak tylko ten ostatni odniósł znaczący sukces, zwyciężając w 1996 roku w Wimbledonie.

W tym artykule dowiesz się o:

W roku 2006 w światowym rankingu pojawił się pochodzący ze sportowej rodziny Robin Haase. Grający głównie w challengerach hażanin pokazał się z bardzo dobrej strony w sezonie 2007 podczas Rogers Cup w Kanadzie, gdzie pokonał sklasyfikowanego w pierwszej dziesiątce rankingu Tomáša Berdycha. Jego kariera została jednak mocno zahamowana przez długotrwałą kontuzję kolana: stracił prawie cały sezon 2009. Potrafił jednak wrócić do dobrej gry, czego dowodem może być nagroda ATP World Tour za najlepszy powrót roku. Dobry występ w tegorocznym Australian Open, gdzie osiągnął III rundę, zaprowadził go na najwyższe w karierze, 52. miejsce w rankingu.

Mimo dobrej gry Haase, Holendrzy znaleźli sobie nowego idola.

Jest nim 22-letni Thiemo de Bakker, zwycięzca juniorskiego Wimbledonu 2006, kiedy to w finale pokonał Marcina Gawrona, oraz mistrz świata do lat 18. Początkowo miał zostać pływakiem, następnie wróżono mu karierę piłkarską, ale na końcu zaczął trenować tenis pod okiem Ruuda Thijssena, który od razu stwierdził, że dostał pod swoje skrzydła brylant do oszlifowania. Grający najczęściej poza premierowym cyklem mieszkaniec Gravenzande swoją grą zaczął zadziwiać w poprzednim sezonie. Najpierw bardzo dobry występ w Chennai (w ćwierćfinale uległ Tipsareviciowi), następnie w Indian Wells, a później świetne występy na kortach ziemnych. W Monte Carlo przeszedł przez eliminacje i został zatrzymany przez niepokonanego w Księstwie Monako Nadala. W Barcelonie natomiast dotarł aż do półfinału, zwyciężając m.in. z Juanem Carlosem Ferrero i Jo-Wilfriedem Tsongą. Z podobnym do swojego, atomowym forhendem Söderlinga nie miał już jednak szans. Kolejny półfinał osiągnął w New Haven, przegrywając dopiero z późniejszym triumfatorem imprezy, Sergijem Stachowskim. Dobre występy zanotował również w Wielkim Szlemie, gdzie z wyjątkiem Australian Open doszedł do III rundy: w Paryżu uległ Tsondze, w Londynie Mathieu, a w Nowym Jorku Söderlingowi.

Tegoroczny Australian Open de Bakker może uznać za pechowy, gdyż w I rundzie trafił na rozstawionego z numerem dwunastym Gaëla Monfilsa. Nie przestraszył się wyżej notowanego rywala, jednak mimo prowadzenia 2-0 w setach i przewagi w trzecim, uległ Francuzowi po pięciosetowej batalii. Holender nie wytrzymał psychicznie, ponadto nabawił się drobnego urazu, który uniemożliwił mu wyrównaną walkę w decydującej partii.

Holendrzy są przekonani, że de Bakker w najbliższym czasie może zostać gwiazdą światowych kortów, wygrywając przy tym wielkoszlemowe turnieje. Jego atutami są bardzo dobre warunki fizyczne, świetny serwis i rewelacyjny forhend. Potrafi również pobiec do siatki i zakończyć akcję dobrym wolejem. Niestety, na razie zagrania te zawodzą go w wielu ważnych momentach, jednak jeżeli popracuje nad psychiką i zdobędzie jeszcze więcej doświadczenia, może stać się kluczowym zawodnikiem. De Bakker, współpracując z Adidasem, "kopalnią diamentów", trenuje również w Las Vegas pod okiem trenerów Andre Agassiego. Może to być dla niego kolejna szansa na poprawienie swoich niemałych umiejętności i oby tak się stało, bo oglądanie Holendra w akcji to dla mnie bardzo duża przyjemność.

Źródło artykułu: