- Szaleństwo! Nie mogę w to uwierzyć - mówił po chyba najpiękniejszym w życiu zwycięstwie oszołomiony Tsonga, finalista Australian Open 2008 (przegrał w nim z Đokoviciem, po półfinale z Nadalem). Uwierzyć w sukces swojego zawodnika nie mogli także nad Sekwaną, gdzie myślano, że jeden "cud" (triumf Bartoli nad Sereną Williams) to już jest wiele. Tsonga przerwał trwającą 23 mecze (od 2004 roku) serię zwycięstw Federera z Francuzami w Wielkim Szlemie. Szwajcar w szóstym meczu uległ Tsondze po raz drugi, wcześniej w 2009 roku w Montrealu, w tie breaku trzeciego seta.
CZYTAJ: Đoković za mocny dla rewelacyjnego Tomicia
Zgodnie z zapowiedzią w "L'Équipe" Tsonga zaatakował mit, ale wbrew logice ten mit obalił. Kochający ofensywę, potrafiący zrobić użytek ze swoich tenisowych przymiotów, na dodatek piekielnie skuteczny ( - To niewiarygodne, że wszystko trafiałem), Tsonga spełnił marzenie o wielkim sukcesie na trawie: rok temu w ćwierćfinale przeciw Andy'emu Murrayowi przeszkodziła mu kontuzja. - Pokonałem największego mistrza w naszym sporcie, na jego ulubionej nawierzchni. Dwa sety w plecy... Nie wiem, jak to zrobiłem - radował się kilka minut po meczbolu, który pozwoli mu odzyskać wiarę we własne umiejętności. Te w sumie po raz trzeci zaprowadziły go do wielkoszlemowego półfinału (grał w nim dwukrotnie w Melbourne).
Dla Federera był to 29. z rzędu ćwierćfinał Wielkiego Szlema, ale w ciągu dwóch sezonów już trzeci raz okazał się on szczytem jego drogi (w ubiegłym roku zatrzymany w Paryżu i Wimbledonie). Tsonga jest pierwszym Francuzem, który w ogóle zabrał Rogerowi seta w The Championships. Mimo przegrywania 0-2 w setach, podniósł się i w pięknym stylu pokonał Federera, a wszystko na przekór ogromnej przewadze rywala, którą skrupulatnie wyliczono we Francji: 13 razy więcej tytułów, 14 razy więcej półfinałów w Wielkim Szlemie, 11 razy więcej zarobionych pieniędzy, 6 razy więcej czasu w Top 10 rankingu... Non, messieurs. W tym sporcie rachuby często nie zgadzają się z rzeczywistością.
Wcale tak nie musiało jednak być, bo Federer grał fantastycznie. Ale do czasu, aż Francuz postawił wszystko na jedną kartę. Po szybko rozstrzygniętym secie otwarcia przyszedł tie break partii drugiej (w tej nie było nawet break pointów, mimo heroicznej postawy Jo, który w popisach przy siatce zbliżył się stylistycznie do kolegi Monfilsa): Tsonga w sposób niewybaczalny tracił kolejne punkty, aż do 0-5, od którego to stanu nawet jeżeli popisywał się akcjami niesamowitymi, musiał kręcić głową na wspomnienie o haniebnym początku. Tie breaka już nie uratował, ale w trzecim secie zaczął się jego spektakl: podstawą francuskiej hegemonii na korcie stał się serwis, przy którym nie dał ani jednej szansy Federerowi. Przełamany tylko raz w całym meczu, Tsonga zanotował w sumie 18 asów i zgarnął 73% piłek po pierwszym podaniu, przy 70-procentowej skuteczności tegoż.
Żadnego żalu nie musiał już do siebie mieć, gdy wyszedł na 2:1 z przełamaniem w trzeciej partii. Po decydującej piłce Federer poszedł na przerwę, Tsonga czekał na potwierdzenie śladu z systemu "sokolego oka": udała mu się znakomita kontra po linii na forhendowy atak Federera. Wyraźnie odtąd rozluźniony, Tsonga dwukrotnie stawał w obliczu 0-30 przy swoim podaniu, a do zamknięcia seta potrzebował czterech szans, ale w końcu posłał wygrywający serwis, który przeciw Federerowi był bronią podstawową. Wiedział, że oprócz tego musi ciągle Rogera gnębić, atakować, zmuszać do manewrów. Ryzyko przyniosło mu powodzenie: na początek czwartej partii wspaniały jednoręczny bekhend (normalnie gra go dwoma rękami) po linii dał mu 0-30 przy podaniu Szwajcara, przełamanego w końcu do zera. Jeden szybki breakpoint i jeden break wystarczył także w secie decydującym.
Tsonga (63 winnery przy 22 niewymuszonych błędach) osiągnął półfinał Wimbledonu także na przekór swojej sytuacji. Po rozstaniu z Érikiem Winogradskym, wieloletnim trenerem, 26-latek z Le Mans wciąż pozostaje bez opieki szkoleniowiej. Z trybun wspierają go brat, Enzo (koszykarz) i fizjoterapeuta Michel Franco, wcześniej przez wiele lat związany z Amélie Mauresmo. Mauresmo? To ostatnia tenisistka (licząc także panów), która przywiozła do Francji wielkoszlemowe trofeum w singlu.