Andrzej Kapaś, 22 lata, i Marcin Gawron, 23 (foto PAWLIK/SPORTOWEFAKTY.pl)
Występujący z dziką kartą debel czterokrotnie przełamał podanie rywali. Kazachom ta sztuka udała się tylko dwukrotnie. Zarówno Gołubiew, jak i Szczukin grają bardzo ofensywnie, popełniali sporo błędów, co również zaważyło na końcowym wyniku.
Zwycięstwo w dwóch setach polskiego duetu jest w dużej mierze zasługą znakomitej gry Andrzeja Kapasia. Zabrzanin świetnie serwował i grał przy siatce, jego efektowne woleje wzbudzały gromkie brawa na zapełnionym do ostatniego miejsca korcie centralnym. - Zacząłem dziś troszkę nerwowo. Podświadomie czułem, że gram swój pierwszy finał w turnieju tej rangi, więc jest szansa na zwycięstwo. Po pierwszym przełamaniu, a następnie odrobieniu tej straty nabrałem pewności i grałem z biegiem meczu coraz lepiej - wyjaśnił Kapaś. - Graliśmy dziś bardzo pewnie i konsekwentnie. Dziś wszystko szło po naszej myśli, byliśmy na fali - podsumował zwycięstwo po meczu Marcin Gawron.
Andrzej Kapaś w tym sezonie podczas turniejów ITF Men's Circuit grał w parze między innymi z Mateuszem Kowalczykiem oraz Adamem Chadajem i odniósł zwycięstwa w Bydgoszczy i Sobocie. - Nie jesteśmy z Marcinem przypadkowym deblem, zdarzało nam się grywać razem w różnych turniejach. Na razie skupiamy się na singlu, debel jest dla nas formą treningu. Gra podwójna nie przeszkadza przy grze pojedynczej. Przy nadażającej się okazji będziemy ze sobą razem grać - podkreślił Kapaś.
W niedzielę w południe zostanie rozegrany finał gry pojedynczej: Rui Machado i Eric Prodon zagrają o tytuł. - W finale zobaczymy dwóch specjalistów od kortów ziemnych. Nie pokusimy się o wytypowanie zwycięzcy - odpowiedzieli zgodnie obaj Polacy.
Marcin Gawron może być zadowolony ze zwycięstwa w grze podwójnej, grając w Szczecinie, zrezygnował z występie w reprezentacji Pucharu Davisa w meczu przeciwko Finlandii. Po raz kolejny wyjaśnił powody wyboru gry w challengerze: - Dowiedziałem się dopiero na tydzień przed meczem, że miałbym grać. Uważam, że jest to zdecydowanie za późno, ponieważ trener reprezentacji wiedział od ponad miesiąca, że nasi najlepsi gracze: Łukasz Kubot i Michał Przysiężny są kontuzjowani. Wystarczył jeden telefon do mnie miesiąc wcześniej, myślę, że wtedy całkiem inaczej by to wyglądało.