Pytanie na sezon tenisowy (6): nowa twarz w męskim Wielkim Szlemie?

Ostatni turniej, kiedy w półfinałach turnieju wielkoszlemowego nie zameldowało się co najmniej trzech tenisistów z czwórki Đoković-Federer-Nadal-Murray to Roland Garros w 2010 roku. Od tego czasu zawodnicy ci rządzą niepodzielnie na światowych kortach, a zwłaszcza w czterech lewach Wielkiego Szlema.


Kei Nishikori, 22 lata, najwyżej notowany zawodnik z tych, którzy nie ukończyli 23 lat (foto EPA)

Sytuacji nie poprawia fakt, że z mononukleozą wciąż zmaga się Robin Söderling, a Juan Martín del Potro poszukuje dawnej dyspozycji. To jedni z nielicznych tenisistów, którzy są w stanie pokonać każdego, w zasadzie niezależnie od nawierzchni i dyspozycji rywala.

Rzeczona czwórka odstaje od reszty stawki pod wieloma względami, przede wszystkim jednak doświadczenia, regularności i wybiegania, które w dzisiejszych czasach (przy zwolnieniu piłek i nawierzchni) są niezbędne do odniesienia końcowego triumfu. Co gorsza, na horyzoncie nie widać żadnego tenisisty, który mógłby przerwać trwającą od półtora roku hegemonię w męskim tenisie.

Zawodnicy, którzy jeszcze niedawno byli groźni dla reszty stawki, tacy jak David Nalbandian (finalista Wimbledonu), Fernando González (finalista Australian Open) czy Rainer Schüttler (także finalista Australian Open) aktualnie zmagają się z urazami i myślą raczej o spokojnym zakończeniu kariery, nie o morderczych bataliach o najwyższe cele. Marcos Baghdatis, sensacyjny finalista turnieju w Australii z 2006 roku, któremu wróżono wielką karierę, także walczył z ciężkimi kontuzjami i aktualnie znajduje się w piątej dziesiątce rankingu.

Pozytywnie nastraja rok ubiegły, kiedy wreszcie pojawiła się grupa młodych zawodników robiących sukcesywny progres w rankingu. Kei Nishikori osiągnął dwa finały turniejowe i zakończył rok na 25. miejscu. Miloš Raonić przebojem wbił się do najlepszej 30. i gdyby nie poważna kontuzja, której nabawił się na Wimbledonie, zapewne skończył by rok w okolicach 15. lokaty. Aleksandr Dołgopołow wywalczył ćwierćfinał w Australii, Bernard Tomić ćwierćfinał podczas Wimbledonu, a Grigor Dimitrow i Ryan Harrison także dawali o sobie znać, sprawiając kłopoty najlepszym.

Trzeba pogodzić się z faktem, że wygrywanie turniejów wielkoszlemowych w wieku 19 lat jest dziś po prostu praktycznie niemożliwe. Szczęśliwie grupa młodszych, utalentowanych tenisistów powoli zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. W przyszłym roku zapewne nie będą jeszcze stanowić zagrożenia dla rutynowanych wyjadaczy (choć mogą pokusić się o pojedyncze dobre rezultaty), jednak kolejne sezony powinny należeć do nich.

Źródło artykułu: