Najlepsi polscy debliści wygrali 12 turniejów premierowego cyklu, w tym jeden rangi Masters 1000 (wcześniej Masters Series) - właśnie w Madrycie, w 2008 roku. To pierwsza kategoria imprez ATP World Tour - wyższą mają tylko Wielki Szlem i kończący sezon Masters.
Drogę do finału, 34. w karierze (wszystkie wspólnie), Matkowski i Fyrstenberg otworzyli sobie zwycięstwem nad Danielem Nestorem i Maksem Mirnym. Triumfatorów Rolanda Garrosa pokonali w drugim kolejnym turnieju - jak w Barcelonie, przed dwoma tygodniami.
- To był równy mecz, mógł potoczyć się w drugą stronę - zapewnia w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marcin Matkowski. - W takim spotkaniu potrzeba trochę szczęścia. Ale na pewno była też dobra gra. Wiedzieliśmy, jak się prezentujemy i że jesteśmy w stanie ich pokonać, co pokazaliśmy już w Barcelonie. Oni dziś też grali dobrze; my musieliśmy pokazać w końcówce nasz najlepszy tenis: to się udało - mówi.
Matkowski nie ukrywa, że nie wierzył już w sukces, gdy w super tie breaku rywale podwyższyli prowadzenie na 8-4.
- Z 4-1 dla nas zrobiło się 4-8 - relacjonuje kluczowy fragment meczu. - Zaczęło się od tego, że posłali nam smecza, a potem dobry serwis i było już 4-3. Wtedy serwowałem ja: był dobry return, po taśmie przed Mariuszem, potem zrobiłem debla [podwójny błąd serwisowy], oni wygrali swoje dwa punkty i straciliśmy piłkę na 4-8. Od tego momentu już nie za bardzo wierzyłem, że można to odwrócić.
Powrót od 4-8 był, i to epicki. - Wygraliśmy kolejny punkt, potem następny i jak już było 6-8, to wiadomo, że jest się tylko jeden punkt od złapania kontaktu. Przy 6-8 więc posłałem półwoleja po linii czy w linię. Oni też byli chyba trochę zdenerwowani, bo wyrzucili dwa pierwsze serwisy, a na koniec był debel Nestora, czyli najbardziej doświadczonego zawodnika na korcie. Widać więc było, że i on nie był do końca pewny siebie - mówi Matkowski.
W drugim secie żaden debel nie uzyskał przy returnie więcej niż dwóch punktów. Przełamania były dwa, w pierwszej partii. - Pierwsze gemy serwisowe mieliśmy nieco słabsze, ale potem wygrywaliśmy je już pewnie. Oni bardzo dobrze returnowali: z pierwszego i drugiego returnu wywierali na nas dużą presję. Jedynym, co mogliśmy zrobić, to utrzymywać nasze gemy serwisowe i czekać na szansę w tie breaku. No i tu nam się udało.
Finałowymi rywalami w niedzielę będą Horia Tecău i Robert Lindstedt. Grali z nimi biało-czerwoni raz, w ubiegłym roku w Rzymie. - Na bardzo wolnym korcie - dodaje Matkowski. Dla Polaków był to pierwszy mecz na Foro Italico: w II rundzie ulegli Rumunowi i Szwedowi 3-10 w super tie breaku. - Oni bardzo dobrze serwują: to jest ich siłą, tak jak i naszą - tłumaczy szczecinianin. - Jeżeli będą uderzali tak, że nie będziemy mogli nic zrobić przy returnie, skupimy się na własnych podaniach. Na takiej nawierzchni najważniejsze to utrzymać serwis i szukać szansy przy odbiorze. Mam nadzieję, że taka szansa się pojawi, bo nie wierzę, żeby tak dobrze grali woleja jak Nestor i Mirny.
- Oni są w bardzo podobnej sytuacji jak my, są sytuowani podobnie rankingowo. Mecz będzie zupełnie otwarty. Dla nas finał to kolejny bardzo dobry wynik. W Hiszpanii jeszcze w tym roku nie przegraliśmy. Dla nich to pierwszy finał takiego Mastersa 1000 - mówi Matkowski, który po raz piąty stanie przed okazją zdobycia tytułu w turnieju tej rangi.
Madryt jest szczególnym miejscem dla Matkowskiego i Fyrstenberga właśnie z racji turnieju Masters 1000. Jak się rzekło, to w hiszpańskiej stolicy, ale w hali, reprezentanci Polski zdobyli swój jedyny tytuł tej kategorii (2008): - To był nasz bardzo dobry występ - przypomina sobie Matkowski. - Tak w ogóle to zagraliśmy w finale jeden z lepszych meczów w karierze, pokonując 6:4, 6:2 Bhupathiego i Knowlesa. Tamci od stanu 4:4 nie mieli już żadnych szans. Pokazaliśmy super tenis: i return, i serwis. To tak ważny moment w naszej karierze.
Madryt jest ważny także dlatego, że to tam Polacy zagrali swój pierwszy finał w turnieju Masters 1000 (wtedy Masters Series), w 2007 roku. - Pokonali nas Bryanowie. Byliśmy podnieceni samym faktem, że jesteśmy w finale.
- Dwa finały graliśmy tutaj w hali. Teraz zrobili ziemię, ale bardzo szybką, więc tak naprawdę ta nawierzchnia nam bardzo pasuje - tłumaczy "Matka".
Dwa kolejne finały Masters 1000 Matkowskiego i Fyrstenberga miały miejsce w Szanghaju (2009-2010): - W obu przypadkach byliśmy blisko, szczególnie w 2010 roku w super tie breaku z Paesem i Melzerem - mówi tenisista ze Szczecina.
O specyfice niebieskiej mączki w grze podwójnej: - W deblu wprawdzie nie ma akcji prawa-lewa, ale też trzeba się zerwać i nogi wtedy uciekają. Również przy siatce człowiek nie czuje się pewny tej nawierzchni: to jest jej największy mankament.
O różnicy w porównaniu z normalnym clayem: - Gdyby zrobili to jak czerwoną mączkę, tylko pokolorowali na niebiesko, to nie ma problemu. Ale to nie jest mączka, tylko posypany czymś hardkort. Na początku turnieju jeszcze było na wierzchu trochę mączki, ale teraz? Cały czas polewają ten kort, żeby był trochę bardziej przyczepny, ale to już nie to samo.
Czy blue clay spełnił swoje zadanie? - Na takim czymś absolutnie nie powinno się grać. Do niczego to nie prowadzi, to coś zupełnie innego niż ziemia. Jak chcą kortu twardego, to niech przeniosą turniej z powrotem na zimę.
Czy niebieska mączka przetrwa: - To był eksperyment w tym roku. Pozwolili nam zobaczyć, ale po takiej reakcji zawodników. Rafa [Nadal] jednoosobowo zadecyduje chyba, że w przyszłym roku będzie kort ziemny. Bo tutaj przecież nikt nie wyobraża sobie, żeby Nadala zabrakło. Djoković go poparł, więc sprawa jest załatwiona.