Polscy debliści królami niebieskiej mączki... na zawsze?

- Chłopaki, do końca roku będziecie niepokonani na niebieskiej mączce! - śmieje się do swoich podopiecznych Radosław Szymanik. - Chyba do końca kariery - wtrąca Mariusz Fyrstenberg. On i Marcin Matkowski mimo triumfu w Madrycie nie są zwolennikami eksperymentalnej nawierzchni.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

- To największy tytuł w naszej karierze - potwierdzają w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl polscy debliści, którzy wygrali osiem meczów z rzędu, na przestrzeni dwóch tygodni zgarniając laury w dwóch najbardziej prestiżowych turniejach w Hiszpanii: po Barcelonie okazali się najlepsi w Madrycie. W obu imprezach wystąpili w finale po raz trzeci; podobnym wynikiem mogą się pochwalić jeszcze tylko w Sopocie.

Największy tytuł Matkowskiego i Fyrstenberga

W drodze do tytułu w Barcelonie obronili cztery meczbole, w tym trzy w finale. W Madrycie piłkę meczową dla rywali, Nestora i Mirnego (pierwszy debel świata według rankingu indywidualnego), zlikwidowali w półfinale, w meczu o tytuł dwukrotnie łamiąc serwis Roberta Lindstedta, co przy znakomitym własnym podaniu zapewniło im sukces.

- Dobrze serwowaliśmy, nie mieliśmy problemów ani z pierwszym, ani z drugim podaniem - mówi Matkowski.

- Gem-zagrożenie był przy 5:3 w pierwszym secie, kiedy naprawdę zrobiło się nerwowo - zauważa z drugiej strony stołu Szymanik. - Ale Mario wtedy dobrze przeciął piłkę na siatce przy setbolu - zwraca się do czekającego niecierpliwie na obiad Fyrstenberga.

Ten jest skromny: - Trafił mi w rakietę - odpowiada cicho warszawianin. - Byłeś tam, gdzie trzeba było być! - mówi trener.

Problem z szybkim zamknięciem seta to tak naprawdę jedyny gorący moment finału dla Polaków. - Jak przy 40-0 wychodzisz na 40-40 przy swoim serwisie - wyjaśnia, zajadając się, Matkowski - i to ciągle trafiasz tylko drugi, to nigdy nie jest przyjemnie. Pojawia się presja. Wiadomo, że powinniśmy już seta skończyć, a tutaj robi się walka.

Fyrstenberg przyłożył rakietę nad taśmą przy czwartej okazji. Wcześniej dwa winnery Lindstedta dały nadzieję rywalom. Matkowski: - Jakiś wolej nieskończony, trzy razy nie wszedł mi serwis i tak oto zrobiło się nerwowo. Ale na szczęście wygraliśmy.

Poza dwoma równowagami (w deblu nie ma przewag), Rumun i Szwed nie mieli break pointów. - Serwis nam dzisiaj hulał - przyznaje Fyrstenberg.

Szymanik: - Serwis hulał, ale ja to inaczej widzę.

Inaczej, to znaczy inaczej od Matkowskiego, który dyskutuje ze swoim trenerem: - Nie zgadzam się z Radkiem, mówiącym że wczoraj [przeciw Nestorowi i Mirnemu] graliśmy gorzej, a dzisiaj lepiej. Ja uważam, że to wczoraj graliśmy lepiej, a dzisiaj tak jakoś to nie wyglądało dobrze.

Szymanik: - Dlatego Marcin się ze mną nie zgadza, bo widzi wszystko z perspektywy kortu i z perspektywy końcówki, że zdołali w półfinale ją "wyciągnąć". Twierdzę, że dzisiaj było równiejsze granie: nie było przełamań, tylko cały czas jeden poziom. Uważam, że gra była dzisiaj lepsza z waszej strony.

Wiele do zarzucenia po finale w Madrycie może mieć do siebie Lindstedt. - Od pierwszego breaka był bardzo zdenerwowany - uważa Matkowski. - Widać było, że chyba nie wytrzymał presji. Praktycznie w ogóle nie zwracał piłki z returnu.

- Jak był zdenerwowany, to tym lepiej dla nas - dodaje Szymanik. - Jeśli udało się go przełamać jako pierwszego, to tym większa na nim ciążyła presja.

- To był nasz dobry gem, gdy przełamaliśmy go przy 3:3 w drugim secie - mówi Matkowski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×