Dramat rywali polega na tym, że można przeciw Nadalowi zaprezentować swój najlepszy tenis, ale efekty wyglądają tak, jakby się nie pokazało absolutnie nic. Pico Mónaco, prywatnie przyjaciel Majorkańczyka, podobnie czuł się już w grudniu w Sewilli, gdy w finale Pucharu Davisa szczytem jego możliwości były także dwa gemy w secie.
Jeśli pierwszy tydzień tej edycji Rolanda Garrosa był najlepszym w historii występów tam Nadala (stracił w trzech meczach tylko 17 gemów), to drugi zaczyna się od jeszcze efektowniejszego uderzenia z jego strony. Rafa jest w drodze po swój siódmy wielkoszlemowy tytuł w Paryżu - nikomu wcześniej się to nie udało, a jeśli komuś może się udać, to w tych czasach tylko człowiekowi z Balearów.
Przeciw Almagro będzie szansa na 50. zwycięstwo Nadala w turnieju, w którym zadebiutował ledwie osiem lat temu. W niedzielę Hiszpan może wywalczyć 50. tytuł w karierze - choć ma dopiero 26 lat, które notabene świętował między meczami III a IV rundy. Życzenia otrzymał zapewne także od Mónaco, którego uważa za jednego ze swoich najlepszych kumpli w tenisowym światku.
Forów Argentyńczyk nie dostał, wręcz przeciwnie. Nadal (23 wygrywające uderzenia, 13 zepsutych) wykorzystywał każdy moment, by go skarcić. W efekcie Mónaco w ostatnim secie nie wygrał żadnego piłki z drugiego podania (siedem okazji), a w otwierającej partii tylko jedną (na trzy). Był też piekielnie skuteczny przy break pointach (8/10).