Challenger Poznań: Janowicz zmuszony do wysiłku, ale ponownie zagra w finale

Jerzy Janowicz awansował do finału rozgrywanego na kortach Parku Tenisowego Olimpia w Poznaniu turnieju rangi ATP Challenger. W niedzielę reprezentant Polski powalczy o trzecie trofeum w sezonie.

Rafał Smoliński
Rafał Smoliński

W sobotnie popołudnie na kortach poznańskiej Olimpii rozegrane zostały półfinały singla. W pierwszym spotkaniu o prawo startu w niedzielnym finale zmierzyli się Jonathan Dasnieres de Veigy i Martin Alund. Rozstawiony z numerem szóstym Argentyńczyk jako pierwszy uzyskał w meczu przewagę przełamania, ale jego rywal szybko wyrównał na po 3. W 11. gemie 26-latek z Ameryki Południowej zdobył kolejnego breaka, lecz chwilę później nie był w stanie zakończyć seta przy własnym podaniu, a w decydującym o losach partii tie breaku ugrał już zaledwie jedną piłkę.

Druga odsłona miała podobny przebieg: najpierw Alund wyszedł na 4:1, by następnie przegrać pięć gemów z rzędu i cały mecz 6:7(1), 4:6. Tym samym to rozstawiony z numerem piątym leworęczny 25-latek, aktualnie 165. rakieta globu, zagra w swoim trzecim w sezonie finale rangi ATP Challenger. Na przełomie kwietnia i maja Dasnières de Veigy bił się o tytuły w Neapolu oraz Ostrawie, sięgając ostatecznie po mistrzowskie trofeum u naszych południowych sąsiadów.

Polskich fanów najbardziej interesował jednak drugi półfinał, w którym rozstawiony z numerem pierwszym Jerzy Janowicz zmierzył się z Andreasem Haider-Maurerem. W jedynym wcześniej rozegranym między nimi spotkaniu, przed dwoma laty w kwalifikacjach do wielkoszlemowego US Open, górą był Austriak. W Poznaniu jednak za faworyta pojedynku uznać należało reprezentanta Polski, który do sobotniego finału przystąpił z rewelacyjną serią ośmiu kolejnych wygranych meczów.

21-letni łodzianin i tym razem nie zawiódł oczekiwań kibiców, zwyciężył 6:4, 5:7, 6:4, choć rywal podyktował mu trudne warunki. Spotkanie trwało dwie godziny i sześć minut, w ciągu których obaj tenisiści mieli po kilka okazji na przełamanie. Janowicz ostatecznie wykorzystał 2 z 9 wypracowanych break pointów, natomiast Haider-Maurer - zaledwie 1 z 6 szans. Obaj panowie zaserwowali łącznie 25 asów, a o cztery więcej zapisał na swoje konto reprezentant Austrii.

Janowicz błyskawicznie przystąpił do ataku i już w trzecim gemie meczu przełamał do zera podanie przeciwnika. W ósmym gemie Haider-Maurer miał dwie okazje na powrót do gry, ale Polak nie dał sobie odebrać serwisu. Chwilę później wywalczył trzy piłki setowe przy podaniu rywala, lecz tym razem Austriakowi udało się jeszcze przedłużyć premierową odsłonę. W 10. gemie Janowicz znów był bliski straty serwisu, jednak zdołał doprowadzić do równowagi, a następnie przy czwartej okazji zakończyć seta.

Wyraźnie uskrzydlony sukcesem z premierowej partii, łodzianin starał się zaskoczyć rywala już w gemie otwierającym II seta. Ostatecznie jednak nie udało mu się wykorzystać trzech wypracowanych break pointów, a Haider-Maurer podawał od tego momentu już bardzo pewnie. Kiedy wydawało się, że ta część spotkania zostanie rozstrzygnięta w tie breaku, Austriak przy wydatnej pomocy Polaka uzyskał przełamanie do zera, doprowadzając tym samym do remisu w meczu.

Decydującą o losach spotkania trzecią partię Janowicz również rozpoczął nerwowo, lecz tym razem udało mu się utrzymać własny serwis. W trzecim gemie Polak ponownie ruszył do ataku, wywalczył break pointa, którego pewnie wykorzystał. Uzyskanego prowadzenia łodzianin nie oddał już do końca. W dziewiątym gemie mógł zakończyć pojedynek przy podaniu Austriaka, jednak ostatecznie dokonał tego przy własnym serwisie, pewnie już wykorzystując drugiego meczbola.

- Czułem się fatalnie, od samego rana byłem bardzo słaby i kręciło mi się w głowie. Zadanie było proste, walczyć o każdą piłkę. Dzisiaj nie serwowałem tak jak w poprzednich spotkaniach, rywal też z kolei dysponował mocnym podaniem. Cieszę się, że udało się zwyciężyć - powiedział po meczu Janowicz.

Sklasyfikowany aktualnie na 87. pozycji w świecie Janowicz sobotnim zwycięstwem zapewnił sobie pozostanie w czołowej setce rankingu ATP. W niedzielę polski zawodnik powalczy o trzecie trofeum w obecnym sezonie, po wcześniejszych triumfach w Rzymie oraz Scheveningen. Łodzianin powtórzył już także wynik uzyskany na kortach poznańskiej Olimpii przed rokiem, kiedy to w decydującym o tytule pojedynku pokonał go Portugalczyk Rui Machado.

Niedzielny finał singla pomiędzy Jerzym Janowiczem a Jonathanem Dasnièresem de Veigy zaplanowano na godzinę 12:00. Będzie to pierwsze spotkanie obu tenisistów na zawodowych kortach. - Wiem, że to leworęczny gracz, co mi bardzo pasuje. Na pewno będę potrzebował kilku gemów, by przyzwyczaić się do jego serwisów. Z głębi kortu powinno być dobrze, bowiem lubię grać z takimi zawodnikami, a na dodatek rywal nie jest wysoki - stwierdził reprezentant Polski.

W sobotę także, jeszcze przed pojedynkami singlowymi, rozegrane zostało decydujące spotkanie w grze podwójnej, a mistrzowskie trofeum powędrowało w ręce Rameeza Junaida i Simona Stadlera. Dla Australijczyka i jego niemieckiego partnera był to drugi z rzędu wspólny deblowy finał, w Scheveningen nie sprostali reprezentantom gospodarzy, jednak tym razem nie mieli sobie równych. Rozstawieni z numerem drugim tenisiści bez straty seta rozprawili się z trzema kolejnymi duetami, a w meczu o tytuł ograli 6:3, 6:4 rewelacyjnie spisujących się w Poznaniu Australijczyków: Adama Hubble'a oraz Nimę Roshana.

Pochodzący z Heidelbergu 29-letni Stadler wywalczył trzecie w tym roku deblowe trofeum zawodów rangi ATP Challenger, przy czym dwa wcześniejsze zdobył w San Luis Potosi oraz Mediolanie wspólnie z Amerykaninem Nicholasem Monroe. Z kolei starszy od Niemca o dwa lata Australijczyk sięgnął w obecnym sezonie po drugie mistrzostwo, bowiem w kwietniu zwyciężył również wraz z Litwinem Laurynasem Grigelisem podczas turnieju w Saint Brieuc.

Program i wyniki turnieju

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×