Na wtorek organizatorzy zaplanowali dokończenie pojedynków I rundy gry pojedynczej oraz kilka spotkań I rundy gry podwójnej.
Dość niespodziewanie dzień rozpoczął się od wycofania się rozstawionego z numerem 2. Bjorna Phaua, zastąpił go szczęśliwy przegrany z eliminacji Thomas Schoorel. Kilka chwil później swoich pojedynków nie ukończyli dwaj tenisiści. Najpierw po sześciu gemach poddał się najwyżej rozstawiony Filippo Volandri w meczu ze swoim rodakiem Alessandro Gianessim, a następnie Facundo Argüello, gdy grał z Janem Mertlem.
Po godzinie 14. do gry przystąpili polscy tenisiści. Rozpoczął Grzegorz Panfil od pojedynku z Peterem Torebko. Zabrzanin dobrze rozpoczął mecz, szybko wygrał pierwszą partię 6:2, a w drugiej prowadził 4:0. Niemiec urodzony w Bytomiu odrobił straty, wyrównał stan seta i doprowadził do tie breaka, ale w nim tenisista reprezentujący barwy Górnika Bytom okazał się lepszy i wygrał do jednego. - Na początku wszystko szło świetnie. Serwis funkcjonował tak, jak powinien, a ja popełniałem bardzo mało niewymuszonych błędów. Przy stanie 4:0 w drugim secie coś się zacięło, rywal zaczął wykorzystywać okazje i zrobiło się nerwowo. Wszystko wróciło do normy dopiero w tie-breaku - opowiadał po meczu Panfil.
W kolejnej rundzie rywalem tenisisty z Zabrza mógł być Marcin Gawron, ale przegrał z Victorem Hanescu, który w tym sezonie notuje dobre wyniki w turniejach ATP Challenger, próbując powrócić do gry w turniejach ATP World Tour. Początek meczu był wyrównany, obaj zawodnicy wygrywali swoje podania, dopiero w dziewiątym gemie Rumun uzyskał przełamanie i przesądziło to o losach pierwszej partii. W drugim secie nowosądeczanin miał swoje szanse, ale ich nie wykorzystał, przegrał 4:6, 3:6.
- Nie zamierzam usprawiedliwiać się brakiem szczęścia, bo rywal był dziś wyraźnie lepszy. Wynik 6:4, 6:3 mówi sam za siebie - to nie kwesta szczęścia, czy jego braku. Hanescu to bardzo doświadczony tenisista, który od kilku lat utrzymuje się w okolicach pierwszej setki, więc wiedziałem, że nie będzie łatwo. W ważnych momentach zachowywał zimną krew i grał bardzo pewnie - przyznał Gawron. To koniec turnieju w Szczecinie dla tego zawodnika, bowiem w poniedziałek odpadł także z gry podwójnej i nie obroni tytułu wywalczonego przed rokiem.
Na zakończenie dnia dużo emocji kibicom dostarczył Jerzy Janowicz. Zawodnik jeszcze w weekend walczył podczas Pucharu Davisa na szybkiej nawierzchni w hali i miał mało czasu na przyzwyczajenie się do kortów ziemnych, ale już od poniedziałku trenował z Panfilem. Pierwszym rywalem drugiej rakiety kraju był Yannick Mertens, Belg jest trudnym przeciwnikiem i te obawy się sprawdziły. Belg wygrał w tie breaku pierwszą partię. W drugiej łodzianin szybko uzyskał przewagę i doprowadził do decydującej odsłony. Wydawało się, że skończy się równie szybko, ale Mertens raz odebrał podanie Janowiczowi, więcej odrobić mu się nie udało i Polak awansował jako ostatni do II rundy.
- Yannick zagrał dziś kapitalnie, rzucił do gry wszystko, co miał - chwalił rywala Janowicz. - Ja z kolei nie byłem w pełni przygotowany do tego spotkania, ponieważ ostatnio grałem na szybkiej nawierzchni w hali i przestawienie się na ziemne korty otwarte musi chwilę potrwać. "Nie czułem" swoich uderzeń, popełniałem za dużo błędów i cieszę się, że mimo to udało się wygrać. Jestem pełen wiary, że w kolejnej rundzie będzie już dużo lepiej - dodał.
Do ćwierćfinałów awansowały dwa polskie duety: Grzegorz Panfil i Michał Przysiężny po emocjonującym super tie breaku oraz Piotr Gadomski i Arkadiusz Kocyła.