Pęknięta struna: Polski Sampras z kraju Canucks

Filip Peliwo to kolejny młody, utalentowany zawodnik o polskich korzeniach, który zrezygnował z reprezentowania biało-czerwonych barw na rzecz lepszych warunków do rozwoju kariery.

Anita Pokorska
Anita Pokorska

Patrząc na tegoroczne juniorskie wyniki, śmiało można powiedzieć, że się opłaciło.

Sport w rodzinie od zawsze był na porządku dziennym. Ojciec, Włodzimierz, mimo że pochodzi z zimowej stolicy Polski - Zakopanego, studiował fizjoterapię na AWF w Krakowie, gdzie spotkał swoją przyszłą żonę, Monikę. Ta zaś, do liceum chodziła razem z Robertem Radwańskim. Filip, jako jedyny z trójki rodzeństwa, urodził się w Kanadzie, dokąd jego rodzice wyemigrowali w latach 80.

Już jako małe dziecko, z wielką przyjemnością odbijał piłkę na korcie, gdzie jego rodzice spędzali wolny czas z przyjaciółmi. Ciągle powtarzał, że w przyszłości będzie najlepszym zawodnikiem na świecie. Najbliżsi, szybko odkryli jego talent i zapisali na treningi. Jednak regularna gra w klubie i krajowych rozgrywkach wymagała dużego nakładu finansowego. Kiedy jego ojciec zmotywowany był sprzedać dom i stracić cały majątek, pojawił się program "Tennis Canada", wspierający młodych zawodników. Filip miał być jednym z nich, co wiązało się z reprezentowaniem Kraju Klonowego Liścia.

Jego talent wybuchnął w tym roku, kiedy doszedł do finału juniorskiego Australian Open. W ostatnim meczu przegrał jednak z faworyzowanym reprezentantem gospodarzy, Lukiem Savillem. Rezultat powtórzył w Paryżu, tym razem ulegając Belgowi Kimmerowi Coppejansowi. Jednak do trzech razy sztuka i to właśnie w trzecim finale w karierze nie miał sobie równych, triumfując na trawiastych kortach All England Club. Nieco wcześniej, juniorski tytuł dla Kanady zdobyła Eugenie Bouchard.

- Nie zazdrościłem jej tytułu, tylko jeszcze bardziej chciałem przeżyć to samemu, zrobić to zarówno dla siebie, jak i dla Kanady. Wiedziałem, że to będzie ogromne osiągnięcie, jeżeli oboje będziemy mistrzami. Dwa poprzednie finały, które przegrałem, były również wielkimi wynikami, ale nie chciałem przegrać po raz kolejny, dlatego nie dopuszczałem do siebie takich myśli - mówił wzruszony na konferencji prasowej.

W pierwszym secie finałowego spotkania z Savillem, przegrywał już 2-5, jednak potrafił odwrócić losy partii. - Chłopaki wiedzą, że walczę, niezależnie od tego, ile przegrywam. Nawet, jeżeli nie wierzę, że wygram, daję z siebie wszystko i staram się wygrać każdy punkt - dodał. W drugim secie również przegrywał ze stratą breaka, jednak szybko odrobił straty, kończąc spotkanie efektownym asem serwisowym. - Dokładnie tak chciałem to zakończyć. Byłem zadowolony, że w pierwszym secie wróciłem z dalekiej podróży, dałem sobie szansę na zwycięstwo i wykorzystałem ją przy pierwszej możliwej okazji.

Podczas US Open osiągnął kolejny sukces, najpierw dochodząc do czwartego juniorskiego finału w sezonie (jako pierwszy od 28 lat), a następnie pokonując w nim Brytyjczyka Liama Broady'ego. - To był świetny rok, dużo lepszy, niż ktokolwiek by przypuszczał, łącznie ze mną. Świetnie zakończyć juniorską karierę w taki sposób - mówił tuż po meczu Peliwo, którego wyczyn od razu zaczęto porównywać do juniorskich czasów Stefana Edberga czy Pete'a Samprasa.

Triumf w Nowym Jorku wywindował go na prowadzenie w juniorskim rankingu. - Jestem naprawdę szczęśliwy i, szczerze mówiąc, zaskoczony moimi sukcesami. Bałem się, że mogę opuścić US Open ze względu na kontuzję. Na szczęście, wszystko ułożyło się dobrze. Próbowałem się zrelaksować i nie myśleć, że serwuję, aby wygrać turniej, tytuł i zostać numerem jeden. Pomyślałem: to zwykły mecz, prowadzisz 6:5 w decydującym secie, nie przejmuj się. Trafiaj pierwszym podaniem. Próbowałem być spokojny i robić to, co potrzeba - kontynuował, opisując swój sukces. - To świetne uczucie, szczególnie tu, na US Open, w Nowym Jorku, jednym z największych miast świata. Jestem po prostu szczęśliwy, że wracam do domu z tytułem.

Osiemnastolatek, mimo występów w barwach Kanady, nie zapomina o swojej drugiej ojczyźnie. Świetnie mówi po polsku, czyta polskie, najczęściej historyczne książki. - Ostatni raz byłem w Polsce po Roland Garros. Uwielbiam tam jeździć, uwielbiam polskie jedzenie. Moi dziadkowie zawsze muszą mieć pewność, że zjadłem jak najwięcej, nawet więcej, niż mogłoby się wydawać, że jest to możliwe. Zawsze miło tam wrócić, odpocząć i spędzić czas z rodziną - odpowiadał z uśmiechem na ustach, wspominając ostatnią podróż.

Techniczny, sprytny styl gry i precyzyjny serwis są największymi atutami w jego grze. Niesamowita walka do ostatniej piłki już niejednokrotnie sprawiła, że potrafił odwrócić losy meczu. Całości dopełnia niezwykła szybkość i błyskawiczna reakcja na wydarzenia na korcie. Gdy popracuje nad siłą i przygotowaniem fizycznym, może bardzo szybko zagościć w seniorskich rozgrywkach.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×