Po najpiękniejszym meczu w swojej karierze łódzki tenisista, 21 lat i 203 cm wzrostu, padł ze łzami w oczach na kort centralny słynnej hali w Paryżu-Bercy, nie wierząc temu, czego właśnie dokonał: odprawił z wielkiej imprezy trzeciego tenisistę świata, mistrza olimpijskiego i mistrza US Open. Żaden rodzimy singlista po erze Fibaka nie mógł pochwalić się podobnym osiągnięciem.
W wypełnionej po brzegi hali w Bercy Janowicz rozegrał z Murrayem jeden z najważniejszych pojedynków w życiu. Otoczka podziałała na Polaka tylko motywująco. Od samego początku pokazywał, że zasłużenie znalazł się w najlepszej szesnastce tak prestiżowego turnieju. Już zanotował najlepszy wynik w krótkiej przygodzie z zawodowym tenisem, a w piątek zagra o półfinał: rywalem Tipsarević (nr 9 rankingu, 28 lat, nigdy ze sobą nie grali).
Mecz z Murrayem to koncertowa forma serwisowa łodzianina, którego pierwsze podania regularnie przekraczały 220 km/h. Nawet Brytyjczyk, jeden z najlepiej returnujących zawodników na świecie, nie był w stanie znaleźć lekarstwa na potężne serwującego Polaka, często odprowadzając podania wzrokiem lub nie będąc w stanie odpowiednio zareagować.
Gdy prowadząc 5:4 Janowicz popisał się kończącym forhendem i pięknym dropszotem, publiczność zgotowała mu głośną owację. Szkoda, że w tym delikatnym fragmencie meczu górę wzięło doświadczenie: Murray posłał dwa znakomite serwisy, a w kolejnym punkcie łodzianin podjął ogromne ryzyko w poszukiwaniu winnera. Niewykorzystane szanse od razu zemściły się na Janowiczu, którego opuścił pierwszy serwis i przegrał podanie, kończąc gema (5:5) podwójnym błędem serwisowym. Nie był to jednak koniec emocji, bowiem dwoma kapitalnymi returnami i eleganckim skrótem Polak wywalczył sobie szansę na przełamanie. Próba dropszota z returnu była jednak całkowicie nieudana, a chwilę później wyrzucony forhend Janowicza zakończył partię.
Dramatyczna końcówka pierwszego seta nie zbiła łodzianina z tropu. Mimo spadku celności pierwszego podania, wciąż utrzymywał własny serwis i przedłużał nadzieje na dalszą walkę. Znakomity serwis przyszedł z pomocą w długim gemie piątym, kiedy Polak utrzymał serwis po trzech równowagach. Kłopoty przyszły dwa gemy później, kiedy Szkot ponownie stanął przed szansą na przełamanie. Przy pierwszej okazji Janowicza uratowało potężne podanie, jednak przy drugiej Murray pokazał niesamowitą klasę, zagrywając kończący return z podania o prędkości 230 km/h. Gdy Szkot utrzymał serwis na 5:3 i przy 5:4 serwował na mecz, doszło do kolejnego zwrotu akcji. Po zmarnowaniu piłki meczowej, mistrz US Open popełnił dwa fatalne błędy i oddał podanie. Gdy Janowicz bez problemów utrzymał podanie, jasne się stało, ze droga Murraya do zwycięstwa będzie wiodła tylko przez tie breaka.
W nim Polak dał próbkę swoich umiejętności, obejmując prowadzenie 4-2 po kapitalnym ataku. Przy 5-4 kolejna znakomita, ofensywna akcja dała mu dwa setbole. Cudowny dropszot z returnu, który wprawił w zdumienie samego Murraya, zakończył drugiego seta.
Prawdziwym szokiem był przebieg seta trzeciego. Rewelacyjny Janowicz przełamał Murraya przy 1:1, kończąc gema niesamowitym returnem. Przy 3:1 Polak wywalczył drugiego breaka, a Szkot zdawał się tracić grunt pod nogami. Po trzech asach w gemie szóstym, łodzianin prowadził już 5:1. Prawdziwą próbę Janowicz przeszedł przy 5:2, kiedy serwując na mecz musiał bronić się ze stanu 15-40. Potężny serwis, znakomicie pomagający mu wyjść z opresji przez całe spotkanie, wspomógł go także w tym trudnym momencie. Za pomocą dropszota łodzianin obronił drugiego break pointa, ale po chwili Szkot miał trzecią szansę: fatalnie zawiódł go jednak bekhend i po chwili to Polak stanął przed szansą na zakończenie pojedynku. Przy pierwszym meczbolu Murray popisał się niesamowitym minięciem, ale przy drugiej okazji Janowicz przejął inicjatywę w wymianie i zakończył spotkanie efektownym forhendem w linię.
BNP Paribas Masters, Paryż (Francja)
ATP World Tour Masters 1000, kort twardy w hali, pula nagród 2,428 mln euro
czwartek, 1 listopada
III runda gry pojedynczej:
Jerzy Janowicz (Polska, Q) - Andy Murray (Wielka Brytania, 3) 5:7, 7:6(4), 6:2