(Około)Tenisowy przegląd sezonu: Niezwykły maraton w Zatoce Bengalskiej

Sezon 2012 nieuchronnie zmierza ku końcowi. Zapraszamy do lektury cyklu artykułów przypominających jego najpiękniejsze pojedynki i najbardziej wzruszające chwile.

Robert Pałuba
Robert Pałuba

Turnieje otwierające sezon tenisowy cieszą się różnym zainteresowaniem. Tenisiści ze ścisłej czołówki często na miejsce rozpoczęcia zmagań wybierają katarską Dauhę, kuszeni wysokim startowym i luksusami ociekającego złotem (ropą) szejkanatu lub też Brisbane, jeśli na australijski kontynent wybrali się nieco wcześniej. Taki układ z jednej strony utrudnia przetrwanie najmniejszej z tych imprez, rozgrywanej corocznie w Madrasie, z drugiej zaś daje okazję mniej znanym zawodnikom na odegranie znaczącej roli w imprezie cyklu ATP, czy nawet na zwycięstwo.

Turniej w Indiach ma się jednak dobrze, a fani tenisa z pewnością mają w pamięci niesamowity, trwający prawie cztery godziny półfinał z 2008 roku między Rafaelem Nadalem i Carlosem Moyą, w którym młodszy z Hiszpanów obronił cztery piłki meczowe.

Do wspomnianego epickiego pojedynku nawiązali w finale tegorocznej edycji Milos Raonić i Janko Tipsarević, których spotkanie śmiało mogło stawać w szranki z najlepszymi spotkaniami turniejów wielkoszlemowych. Obaj tenisiści bardzo dobrze czuli się na szybkim korcie, a różne style przez nich prezentowane tylko dodały uroku tej konfrontacji, toczonej przy głośnym dopingu żywiołowej indyjskiej publiczności.

Temu pojedynkowi nie brakowało niczego. Tipsarević dwoił się i troił za linią końcową, szukał swoich szans w brawurowych, agresywnych returnach, a wymiany starał się prowadzić agresywnie, w szybkim tempie, próbując zamęczyć wielkiego Kanadyjczyka. Raonić rewanżował się asami, które posyłał na zawołanie jak machina (35 w całym pojedynku), a każdy krótszy return był przez niego bezlitośnie zabijany. Na nic zdawały się rozpaczliwe próby obrony Serba, bowiem inicjatywy wywalczonej dobrym podaniem jego rywal nie był skłonny oddawać.

Nie dziwi ostateczne rozstrzygnięcie. W niezwykle emocjonującym spotkaniu o losach wszystkich trzech partii decydował tie break, a w pojedynku nie doszło do ani jednego przełamania. Zakończony zwycięstwem Raonicia 6:7(4), 7:6(4), 7:6(4) finał, okazał się być początkiem bardzo dobrego roku w wykonaniu obu zawodników. Kapitalny, trwający ponad trzy godziny popis ofensywnej gry, stalowych nerwów i determinacji znakomicie otworzył sezon, tylko rozpalając apetyty przed australijską lewą Wielkiego Szlema.

Sukces ten był dla Raonicia nie do przecenienia. Urodzony w Podgoricy tenisista podczas ubiegłorocznego Wimbledonu doznał fatalnej kontuzji biodra, której leczenie zakończył na stole operacyjnym, tracąc pół roku rozgrywek na tak wczesnym etapie tenisowego rozwoju.

- To dopiero mój drugi tytuł, ale czuję się wspaniale - mówił po meczu Raonić. Wykorzystałem swoje szanse w drugiej i trzeciej partii. Serwis to kluczowy punkt mojej gry w 99 procentach spotkań i moim zadaniem jest pilnowanie własnego podania - oceniał młody Kanadyjczyk.

- To był fantastyczny mecz. Do samego końca nikt nie wiedział, kto zejdzie z kortu jako zwycięzca. Niestety to ja przegrałem, ale o wyniku zadecydowały pojedyncze punkty - analizował spotkanie Tipsarević.

Triumf w Madrasie, perle zatoki Bengalskiej, był dla Kanadyjczyka impulsem i cennym zastrzykiem pewności siebie, zwiastującym nadchodzące lepsze czasy. Po urazie nie było już śladu, a potężny serwis siał spustoszenie w obozach rywali przez cały rok, bezsprzecznie najlepszy w karierze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×